Archwium dla

marzec, 2011

...

Sałatka z wędzonym łososiem, krewetkami i dressingiem balsamicznym

Brak komentarzy

Słoneczna wiosna, która zagościła wreszcie u nas, poza zdecydowanie pozytywnym wpływem na samopoczucie, zapewne wpłynie też trochę na codzienne menu.

Choć u nas w domu zimą nie jada się tłusto i ciężko,  jednak zmiana pory roku zawsze widoczna jest na talerzu. Choćby dzięki sezonowym warzywom, na przykład takim jak szparagi, które często potrafią zdominować naszą domową kuchnię.

Albo kiedy pojawia się gruntowa sałata, mogę ją jeść codziennie, zmieniając tylko dodatki.

Na sałatę i szparagi przyjdzie jeszcze troszkę poczekać, ale  nawet mając do dyspozycji dotychczasowy wybór produktów, można przecież dodać potrawom wiosennej lekkości .

Takim lekkim daniem będzie dzisiejsza sałatka, z wędzonym łososiem i krewetkami oraz dressingiem z octem balsamicznym.

Zwykle do łososia i krewetek przygotowanych na zimno dodaję sos typu „Tysiąc wysp”, czyli różowy sos majonezowy. To jest ulubiony sos w naszym domu, używany właśnie do łososia. Poza majonezem używam do jego przyrządzenia słodko-pikantnego sosu chili i ewentualnie odrobiny ketchupu.

Tym razem jednak „chodził” za mną lekki dressing, taki słodko-kwaśny, najlepiej na bazie octu balsamicznego. Przyrządziłam go mieszając kilka łyżek octu balsamicznego z łyżeczką cukru pudru, paroma łyżkami oliwy Monin „Garlic & chili” i szczyptą soli.

A skoro sos już był gotowy, pozostało tylko ułożyć sałatę i dodatki.

Sałatę lodową pokroiłam, masłową poszarpałam na mniejsze kawałki.

Na talerzu ułożyłam sałatę, pokrojonego na paski wędzonego łososia, rozmrożone i pozbawione chitynowych ogonów krewetki, połówki pomidorków koktajlowych, plasterki ogórka, cząstki ugotowanego na twardo jajka, posypałam posiekaną dymką, odrobiną utartego parmezanu i na końcu wyprażonymi na suchej patelni orzeszkami piniowymi.

Chętnie dałabym gałązki świeżego koperku…ale moja Córka nie lubi koperku (jak można nie lubić koperku??), więc znów użyłam świeżej bazylii. Dobrze chociaż, że  ja lubię bazylię:-)

Sałatka z wędzonym łososiem, krewetkami i dressingiem balsamicznym


pół małej główki sałaty lodowej

pól małej główki sałaty masłowej

50 g wędzonego łososia

20 dużych krewetek

2 jajka na twardo

łyżka prażonych orzeszków pinii

siekana dymka

10 pomidorków koktajlowych przekrojonych na pół

kawałek świeżego ogórka pokrojonego w plasterki

dressing balsamiczny (lub różowy sos majonezowy)

świeża bazylia ( albo koperek!!)

Smacznego,

Basia

Kotleciki z bekonem, parmezanem i tymiankiem

Brak komentarzy

Kiedy jest mało czasu, to trzeba zrobić do jedzenia coś zdecydowanie ekspresowego.

Ja cierpię ostatnio na brak czasu, naprawdę cierpię… Bo chciałabym, tak po prostu na luzie,  pogotować! Tęsknię do tego bardzo.

Tymczasem jest, jak jest, więc biorę się wyłącznie za nieskomplikowane dania.

U nas w domu dużą sympatią zawsze cieszą się przeróżne kotleciki zrobione z mielonego mięsa. Nie są to typowe „mielone”, raczej kulki z mięsa i różnych fajnych dodatków, na przykład różnych serów czy ziół.

Dzisiejsze kotleciki zrobiłam z mięsa, posiekanej cebulki, drobno pokrojonego bekonu, tymianku i utartego parmezanu.

Uformowałam je w podłużne kotleciki, takie jak egipska kofta, którą uwielbiam.

Do takich kotlecików dobrze jest podać jakiś dip lub sos.

Bardzo pasuje tu grecki dip tzatziki, często go robimy właśnie do takich mięsnych kulek.

Oczywiście zawsze też można zrobić dip z pasty sezamowej tahini. To dopiero jest jedzenie!!

Kotleciki z bekonem, parmezanem i tymiankiem


około 1/2 kg mięsa mielonego, najlepiej wołowego, ale zawsze możecie dać swoje ulubione

około 100 g posiekanego drobno bekonu

70 g utartego parmezanu

drobno posiekana nieduża cebula

sporo listków oberwanych z łodyżek tymianku

1 jajko

1 rozgnieciony spory ząbek czosnku

szczypta chili

pieprz świeżo zmielony

oliwa do smażenia

około 3 łyżek sosu worcestershire

1-2 łyżki sosu sojowego

Mięso wyrobiłam ze wszystkimi dodatkami, formowałam podłużne kotleciki. Na rozgrzanej patelni, z niedużą ilością oliwy, smażyłam kotleciki ze wszystkich stron, na złoty kolor.

Czasem też oliwę dodaję wprost do mięsa i już nie daję wtedy oliwy na patelnię.

Smacznego,

Basia

Migdałowe ciasto z wiśniami

Komentarzy - 3

Jak Wam wiadomo, jestem amatorką  i ogromną fanką muffinek.

Mogłabym je piec codziennie! No i jeść też…

Kiedy moja Córka widzi, że wyciągam blachę z 12 zagłębieniami, głośno wzdycha: „znowu muffinki?? Upiecz wreszcie normalne ciasto, a nie ciągle muffinki!”

Dobrze, to dziś będzie właśnie „normalne” ciasto:-)

Ciasto z mielonymi migdałami i wiśniami

250 g mąki

kopiata łyżeczka proszku do pieczenia

225 g miękkiego masła

175 g cukru

3 jajka

100 g mielonych migdałów

120 ml mleka

100 g suszonych wiśni

naturalna esencja pomarańczowa

Rozgrzałam piekarnik do około 170 stopni.

Do miski robota kuchennego włożyłam miękkie masło i cukier i razem ubijałam, aż masa była gładka. Stopniowo dodałam (ubite wcześniej w osobnej misce) jajka, esencję pomarańczową, mąkę, mielone migdały, mleko. Na koniec dodałam wiśnie i wszystko jeszcze wymieszałam.

Formę ( keksówkę 25 x 10 x 7 cm) wyłożyłam papierem do pieczenia, przełożyłam do niej ciasto i wstawiłam do piekarnika na około 1 godzinę.

Kiedy ciasto było złociste z wierzchu i dobrze wyrośnięte sprawdziłam patyczkiem czy jest upieczone, było gotowe, więc wyjęłam je z piekarnika i zostawiłam w foremce, aż wystygło.

To ciasto jest naprawdę bardzo pyszne. Myślę, że to dzięki mielonym migdałom, które nadają mu nie tylko smak, ale również bardzo delikatną, kruchą konsystencję. Nie bez znaczenia jest  też dodatek suszonych wiśni, które uatrakcyjniają jego wnętrze.

Smacznego,

Basia

Zupa z melona na sposób tajski

Brak komentarzy

Choć to zupełnie nie jest sezon na te owoce, ugotowałam właśnie zupę z melona.

A było tak: zostałam obdarowana żółtym melonem i zupełnie nie miałam na niego pomysłu.

Nie jest to mój ulubiony owoc, niestety. O ile uwielbiam melony Galia, aromatyczne i słodkie, te żółte są dla mnie raczej bez smaku.

Melon leżał sobie grzecznie w domu i czekał na swą kolej, która jednak ciągle nie nadchodziła…

Nie chciałam jednak, żeby się zepsuł, zaczęłam zastanawiać się, nad tym, co można z niego zrobić.

I tak właśnie wymyśliłam dzisiejszą zupę.

Komponując ją, wzięłam pod uwagę upodobania domowników.

Pomyślałam, że jeśli będzie trochę tajska w swym charakterze, to powinna zadowolić wszystkich.

Melona obrałam ze skóry, wycięłam gniazdo nasienne, pokroiłam miąższ na mniejsze kawałki i wrzuciłam do blendera. Zmiksowałam go dokładnie a następnie przelałam do garnka. Dodałam green curry paste, mleko kokosowe rozpuszczone w wodzie, bulion z kurczaka, rozdrobnione liście kafiru (bardzo aromatyczne, mocno  cytrynowe,  suszone liście  limonki, które można kupić w sklepach orientalnych,  a nawet w supermarketach- producent: firma Thai Heritage) i wszystko zagotowałam.

Przyprawiłam sosem rybnym, solą, dodałam rozmrożone wcześniej krewetki i sok z limonek.

Przygotowałam makaron ryżowy i już zupa była gotowa.

Zamiast krewetek, jeśli nie jesteście ich amatorami, można dać pokrojonego i uduszonego wcześniej kurczaka, można  też dać ugotowane na twardo jajko, ale można też niczego nie dodawać. Tak czy siak zupa jest pyszna! Jest trochę ostra, ale to można regulować ilością dodanej green curry paste.

Jeśli więc będziecie w posiadaniu melona i nie będziecie mieć pomysłu, co z niego zrobić, to polecam moją zupę!

Zupa z melona na sposób tajski

około 5 porcji

melon obrany ze skóry i pokrojony w kostkę, a potem zmiksowany dokładnie ( zmiksowany miąższ ważył  1000 g)

2 kopiate łyżki mleka kokosowego w proszku

200 ml wody

kostka bulionu z kurczaka

kopiata łyżeczka green curry paste

3 liście kafiru rozdrobnione na pył w moździeżu

kilka łyżek sosu rybnego

sól według uznania

500 g krewetek mrożonych pozbawionych pancerzy

sok z 1 limonki

natka pietruszki lub kolendra do posypania porcji

makaron ryżowy, przygotowany według przepisu na opakowaniu

Smacznego!

Basia

Marcowe ciasto z malinami

Brak komentarzy

Nadejście  kilku cieplejszych, wiosennych dni skłoniło mnie do wyjścia do ogrodu.

Szukałam śladów wiosny. Znalazłam rozkwitające przebiśniegi, wychodzące z ziemi, choć jeszcze mocno zwinięte, krokusy i tulipany.

Przechodząc obok zupełnie jeszcze śpiących krzewów malin przypomniałam sobie, że ciągle mam w zamrażarce sporo zamrożonych w zeszłym roku owoców. Jakoś mało ich zużyłam tej zimy, a przecież nim się obejrzymy przyjdzie lato i będą tegoroczne owoce. Trzeba koniecznie zużyć owoce z zamrażarki, żeby było w niej miejsce na nowe.

Wobec tego nie pozostało nic innego,  jak upiec ciasto z malinami!

Marcowe ciasto z malinami

120 g roztopionego masła

185 g  cukru demerara

3 jajka ( osobno żółtka i białka)

200 g mąki

1 kopiata łyżeczka proszku do pieczenia

250 g kwaśnej śmietany 18%

ok. 250 g mrożonych malin

cukier puder do posypania

Rozgrzałam piekarnik do 180 stopni.

Do miski robota kuchennego włożyłam żółtka, cukier, masło i śmietanę i wszystko miksowałam, na gładką masę. gdy cukier się rozpuścił dodałam mąkę z proszkiem, wymieszałam i dodałam ubitą osobno pianę z białek i jeszcze wymieszałam.

Formę do pieczenia o średnicy 20cm wyłożyłam papierem do pieczenia, a boki wysmarowałam masłem.

Przełożyłam ciasto do formy, na wierzchu rozłożyłam owoce.

Wstawiłam ciasto do piekarnika i piekłam około 45 minut, zanim wyjęłam sprawdziłam patyczkiem, czy się upiekło.

Gotowe posypałam cukrem pudrem.

Ciasto było bardzo smaczne,  a najlepsze,  chyba niedługo po upieczeniu, takie jeszcze lekko ciepłe.

Po pierwszym kawałku mój Mąż oświadczył, że jest takie dobre, że zje całe, ale na szczęście ( dla reszty domowników) nie udało mu się to:-)

Basia

Smakowita sałata

Komentarzy - 2

Takie jedzenie mogłabym jeść codziennie.

Uwielbiam sałatę z różnymi dodatkami, no i oczywiście z fajnym sosem.

Kiedy ją jem, mam poczucie pełnej harmonii dietetycznej, to znaczy czuję, że  łączę przyjemne z pożytecznym. Jem coś pysznego, co bardzo lubię i jednocześnie wiem, że to co jem, jest zdrowe i odżywcze.

Pewnie znajdą się tacy, którzy się skrzywią na to, że sałata w zimie czy na przednówku jest zdrowa. Ale równie dobrze można takie zarzuty czynić innym produktom spożywczym i nie tylko o tej porze roku.

Ta dziesiejsza sałata miała zaspokoić nie tylko moje zachcianki, dlatego znalazły się w niej podsmażane kiełbaski. Mnie wystarczają warzywa, sery i orzeszki, ale w domu są też miłośnicy mięsa i kiełbaski  dodałam właśnie z myślą o nich. Poza sałatą lodową dałam też rzymską baby i rukolę, którą bardzo lubię za charakterystyczny, nieco ostry smak. Najbardziej oczywiście lubię taką letnią, z gruntu, ta dopiero jest ostra!

Już kiedyś wspominałam tu, że dla mnie salata może być pełnym posiłkiem. Jeśli w niej są sery, jajka, podsmażane kiełbaski, to jest naprawdę sycąca. No i przecież zawsze można ją zjeść  z dobrym chlebem albo bagietką.

Sałata z kiełbaskami, serem brie i innymi smakowitościami

pół małej sałaty lodowej pokrojonej w paski

1 sałata rzymska baby

garść rukoli

10 pomidorków koktajlowych przekrojonych na pół

pół ogórka obranego i pokrojonego w plasterki

pół sporego awokado pokrojonego w plasterki

kawałek sera brie pokrojonego na nieduże plasterki

kiełbaski drobiowe pokrojone na nieduże kawałki i podsmażone

cebulka dymka posiekana

oliwki zielone i czarne około 10-15 sztuk

2 jajka na twardo pokrojone na cząstki

łyżka wyprażonych orzeszków piniowych

świeża bazylia

sos musztardowy: oliwa z dodatkiem chili i czosnku( Monin) wymieszana z musztardą francuską i octem winnym (ewentualnie sól i cukier, w zależności od musztardy)

Smacznego,

Basia

Dziś Śledziówka!

Brak komentarzy

Nie uważam się za specjalistkę w dziedzinie przyrządzania śledzi, ale tradycja (a właściwie Mąż 😉 ) nakazuje przygotowanie ich w taki dzień, jak dziś.

Nie mam zbyt dużego doświadczenia w tej kwestii, jeśli więc macie jakieś sprawdzone, fajne przepisy, to proszę, podzielcie się nimi ze mną. Dziękuję z góry!

Na dzisiejszą Śledziówkę, jak mogłam przewidzieć, mój Mąż zażyczył sobie śledzi pod buraczaną kołderką (pisałam o nich w zeszłym roku przy okazji Śledziówki  http://www.rozkoszepodniebienia.com/?p=61).

Poza tym poprosił mnie też o śledzie z jabłkami, których dawno już nie robiłam.

Cóż miałam robić, przygotowałam jedne i drugie.

Wspomniane śledzie z jabłkami są bardzo proste do przygotowania, robi się je z wymoczonych wcześniej matjasów. Ja moczę je  w wodzie, staram się nie przesadzić z czasem moczenia, żeby ich tak całkiem nie „wyprać”. Zwykle moczę 6-8 godzin w zależności od tego, jak bardzo były słone. Te moczyłam 8 godzin, a potem pokroiłam je w paseczki o grubości około 2 cm. W miseczce wymieszałam około 200g kwaśnej śmietany z 2 pełnymi łyżeczkami cukru pudru, około 2-3 łyżkami octu winnego i kopiatą łyżeczką  francuskiej musztardy. Dodałam do śmietany jeszcze łyżkę majonezu, sporo mielonego pieprzu, liść laurowy i ziele angielskie. Obrałam i starłam na grubej tarce jabłko, włożyłam do naczynia ze śledziami. Pokroiłam cebulkę dymkę wraz ze szczypiorem, (żeby było wiosennie) i dodałam do śledzi i jabłek, wlałam przygotowany w miseczce sos i wszystko razem wymieszałam. Sledzie z pewnością muszą się „przegryźć”,  za kilka godzin sprawdzę i jak będzie trzeba, to je jeszcze doprawię.

Śledzie z jabłkiem

około 400g matjasów

duże jabłko (230g) obrane i starte na grubej tarce

spora cebulka dymka posiekana

200g śmietany kwaśnej 18%

kopiata łyżka majonezu Dekoracyjnego Winiary

kopiata łyżeczka musztardy francuskiej, odkryłam bardzo fajną musztardę marki Auchan, w takim małym słoiczku za chyba mniej niż 2 złote! Jest bardzo smaczna, taka jak lubię, słodko-kwaśna

2 pełne łyżeczki cukru pudru

2-3 łyżki octu winnego

sporo świeżo zmielonego pieprzu

Mąż wyjechał służbowo, wróci do domu wieczorem, a śledzie  już czekają na niego w lodówce:-)

Basia

Ciasto w angielskim stylu z marcepanem, suszonymi morelami i jabłkami,

Brak komentarzy

To jest bardzo angielskie ciasto!

Lubię takie ciasta, które mają dużo niespodzianek w sobie, bakalii, orzechów albo innych atrakcyjnych i niecodziennych dodatków.

Tu, poza morelami i jabłkami suszonymi, mielonymi orzechami, jest też marcepan.

Pierwszy raz też użyłam wody z kwiatów pomarańczy, którą dostałam ostatnio od mojej Córki.

Zaczęłam od tego, że włączyłam piekarnik, żeby się nagrzał i namoczyłam pokrojone morele i suszone jabłka w brandy.

Moja Mama jesienią obiera, kroi na cienkie plasterki i suszy jabłka. Potem dostajemy od niej papierowe torebki z tym przysmakiem i zwykle zjadamy je błyskawicznie. Czasem uda się  zachomikować trochę tych pyszności i są jak znalazł, na przykład do ciasta.

Marcepan pokroiłam w małą kosteczkę i na desce do krojenia wstawiłam do zamrażarki.

Kiedy owoce mokły w alkoholu wrzuciłam mąkę, mielone orzechy, jajka, cukier, miękkie masło, szczyptę soli, naturalną esencję pomarańczową i wodę pomarańczową do miski robota kuchennego

(Po cichu powiem,  że to w ogóle była inauguracja mojego nowego, KULTOWEGO robota, którego szczęśliwa posiadaczką właśnie się stałam. Ale przecież nieładnie jest się chwalić, więc nic więcej nie powiem na ten temat…)

Kiedy ciasto było doskonale zmiksowane wrzuciłam do niego owoce. Chciałam je odcedzić z tego winiaku, w którym mokły, ale okazało się, że owoce wessały cały płyn!

W końcu dodałam marcepan wyjęty z zamrażarki  i jeszcze raz wymieszałam w robocie.

Tortownicę o średnicy 20 cm wyłożyłam papierem do pieczenia. Przełożyłam do tortownicy ciasto, wyrównałam wierzch i wstawiłam do piekarnika rozgrzanego do 150 stopni, piekłam około 2 godzin. Gdy ciasto było złociste sprawdziłam patyczkiem,  czy jest gotowe. Patyczek była suchy, więc wyjęłam tortownicę z ciastem z piekarnika.

Kiedy ciasto wystygło trochę musiałam go spróbować!

Bardzo fajne jest i ciekawe, dość kruche i jednocześnie wcale nie jest suche, dzięki owocom. Jest też trochę migdałowe dzięki marcepanowi. No i trochę też jest orientalne, dzięki wodzie pomarańczowej.

Siedząc przy niedzielnym stole i tylko  je skubiąc,  „zmietliśmy” prawie całe…

Aha, no i  robot też się spisał w tej sprawie całkiem nieźle:-)

Ciasto z marcepanem, suszonymi morelami i jabłkami

175g mąki

50 g mielonych orzechów laskowych

około 75-100 ml alkoholu do namoczenia owoców

około 350g suszonych moreli i jabłek pokrojonych, mogą też być inne owoce np.: śliwki suszone, wiśnie, rodzynki lub inne.

100g marcepanu

100g masła

100 g cukru

2 łyżeczki wody pomarańczowej

szczypta soli

2 jajka

naturalna esencja pomarańczowa lub ewentualnie otarta skórka z pomarańczy albo

cytryny

Bardzo polecam,

Basia

Przedwiosenna ratatuja

Brak komentarzy

Zupełnie nie mogę sobie wyobrazić, jak mogliśmy dawniej żyć przez całą zimę bez tych różnych i zupełnie niezimowych, warzyw. Przecież bakłażany, cukinia czy papryka obecne są w sklepach przez cały rok dopiero od niedawna.

Albo na przykład pomidory, też przed kilkunastu laty były nie lada rarytasem w zimie.

Oczywiście jest grupa ludzi, którzy uważają, że w naszym klimacie zima, to pora kapusty, buraków i selerów, nie kupują i nie gotują tych szklarniowych, czy importowanych warzyw.

Ja jednak nie należę do nich i właśnie ogromną przyjemność sprawiła mi przedwiosenna ratatuja, którą ugotowałam. Zupełnie nie przeszkadza mi, że to nie w sezonie, wręcz przeciwnie – sprawia, że jest dla mnie jeszcze bardziej atrakcyjna. Papryka, której użyłam leżała w spiżarce przez jakiś czas, była kupiona pewnie parę tygodni temu i zupełnie o niej zapomniałam. Dzięki temu, że poleżała sobie, była niesamowicie słodka i aromatyczna.

Ratatuja poza tym, że była naprawdę niezwykle smaczna, urzekła mnie swymi barwami,

Czerwona i żółta papryka, zielona cukinia, bakłażan, pomidory, czarne oliwki, zielone listki świeżej bazylii, wszystko to sprawiło,  że danie było uroczo kolorowe, czego wystarczająco, niestety,  nie oddaje to zdjęcie :-(

Przedwiosenna ratatuja

około 4 porcje

1 średni bakłażan pokrojony w kostkę o boku ok 1,5 cm

1 średnia cukinia pokrojona podobnie jak bakłażan

1 średnia cebula posiekana

garść czarnych oliwek

1 średnia papryka czerwona

1 średnia papryka żółta

kilka połówek suszonych pomidorów pokrojonych w paski

puszka pomidorów krojonych bez skórki

2 rozgniecione ząbki czosnku

1-2 łyżki octu balsamicznego

sól według uznania

łyżeczka cukru

około 1/2 łyżeczki oregano

oliwa do smażenia

listki świeżej bazylii

papryka słodka,  mielona

pieprz świeżo zmielony

Na patelni rozgrzałam oliwę, wrzuciłam paprykę, cebulę i czosnek i wszystko razem przez chwilę smażyłam.

Dodałam bakłażana, cukinię i dalej smażyłam przez parę minut, dodałam pomidory z puszki, potem suszone pomidory i oliwki. Przyprawiłam dodając ocet balsamiczny i resztę przypraw.

Dusiłam jeszcze przez chwilę, w sumie jednak warzywa nie były rozgotowane. Papryka była jędrna, cukinia też.

Dzięki temu niezbyt długiemu czasowi gotowania,  ratatuja nie straciła swoich pięknych barw:-)

A gotowe danie posypałam listkami świeżej bazylii, które dodały mu jeszcze więcej kolorystycznej radości.

Smacznego,

Basia

Muffiny z bakaliami i pączki na Tłusty Czwartek

Komentarzy - 4

Zbliża się Tłusty Czwartek, a ja nie zaplanowałam smażenia! Bardzo ostatnio cierpię na brak czasu, co widać również po częstotliwości moich postów.

Mam nadzieję, że choć Wam uda się  dotrzymać jutrzejszej, tłustoczwartkowej tradycji. Wprawdzie nie będę jutro smażyć pączków, ale Renacie i innym spragnionym przepisu na nie,  zaproponuję recepturę mojej Mamy. Ja nigdy nie czułam się mocna w pączkach, zresztą niewiele razy podchodziłam do tego tematu, więc trudno o perfekcję w takiej sytuacji.

Poniżej znajdziecie więc przepis na pączki.

Jeśli zdecydujecie się na wykorzystanie przepisu, to bardzo proszę o komentarze na ten temat, może wtedy i ja się zdecyduję na to przedsięwzięcie? Choćby nawet już w Poście!

A tymczasem upiekłam muffiny bakaliowe, takie małe keksy!

Bardzo smaczne wyszły, więc polecam.

Moja dzisiejsza wersja upieczona została z dodatkiem roztopionego masła, jeśli jednak zależy Wam na wypieku bardziej dietetycznym możecie spokojnie z niego zrezygnować.

Kiedyś zdarzyło mi się o nim zapomnieć, zorientowałam się dopiero wtedy, kiedy muffiny już były w piekarniku. Wyszły zupełnie fajne, biszkoptowe raczej. A według mojej Córki znacznie lepsze niż te z masłem. Zaryzykowała nawet stwierdzenie, że to najlepsze muffiny, jakie upiekłam! Nie wiem, ja chyba wolę te z masłem, są bardziej kruche.

Ale wybór należy do Was.

Zapraszam!

Keksowe muffiny bakaliowe

12 sztuk

250 g mąki

2 jajka

2 łyżeczki proszku do pieczenia

100g roztopionego masła

100ml mleka

50 ml śmietany kwaśnej ( jeśli nie planujecie masła, proponuję dać nieco więcej śmietany, np 100ml)

100g cukru

szczypta soli

naturalny olejek cytrynowy ( może być zamiast tego otarta skórka z cytryny)

250 g  w sumie: pokrojonych moreli, suszonych śliwek, suszonych jabłek, wiśni, orzechów.

Według uznania. Ja dałam trochę smażonej pigwy, o której tu kiedyś pisałam. Dzięki swemu kwaskowemu smakowi świetnie pasuje do innych, raczej głównie słodkich bakalii.

Nagrzałam piekarnik do około 190 stopni.

W misce szybko wymieszałam mąkę, jajka, proszek, mleko, śmietanę, cukier, roztopione masło, na końcu wrzuciłam bakalie i wymieszałam jeszcze raz. Do papilotek nakładałam porcję ciasta. Formę wstawiłam do piekarnika na około 20 minut. Gdy muffiny były złociste, sprawdziłam patyczkiem, czy są upieczone. Były gotowe, więc wyjęlam z piekarnika.

A smakoszom chrustu przypominam, że w zeszłym roku przy okazji Tłustego Czwartku pisałam o chruście według przepisu mojej Mamy. Ten przepis możecie znaleźć tutaj   http://www.rozkoszepodniebienia.com/?s=chrust

A oto przepis na pączki:-)

Pączki

1/2 kg mąki

50 g drożdży

50-80 g cukru

ok.1/4 l mleka

3 żółtka

1 jajko

sól

50 g masła

1 kieliszek alkoholu(wódka, brandy np)

skórka otarta z cytryny

i ew. sok z tej cytryny

powidła albo marmolada, chętnie z dodatkiem konfitury z róży.

smalec do smażenia

Zrobić rozczyn gęstości śmietany z drożdży, łyżeczki cukru i ciepłego mleka.

Po wyrośnięciu dodać wszystko oprócz masła. Wyrobić ciasto.

Gdy wyrobione, dodać masło i wyrobić z masłem.

Ciasto powinno być niezbyt gęste.

Zostawić do wyrośnięcia.

Gdy wyrośnie nabierać małe porcje ciasta, około 40 g, formować krążki , nakładać porcję marmolady i zaklejać dokładnie, układać na desce, czy stolnicy posypanej delikatnie mąką, zlepionym miejscem na spodzie.

Pozostawić jeszcze do wyrośnięcia.

Rozgrzać tłuszcz, sprawdzić ( najlepiej kładąc kawałek ciasta), czy jest odpowiednio gorący. Jeśli ciasto szybko wypłynie i zacznie się rumienić ( nie przypalać!!), znaczy że jest dobra temperatura.

Wyrośnięte pączki kłaść na tłuszcz górną stroną w dół. Pączki powinny swobodnie pływać. Przykryć i smażyć. Gdy się zrumienią od spodu, odwrócić i smażyć bez przykrycia.

Usmażone wyjąć na bibułę czy papier, a potem przełożyć na talerz i sporo posypać cukrem pudrem.

Wszystkim Łasuchom życzę smacznego Tłustego Czwartku!

Basia

Facebook

Likebox Slider for WordPress