Archwium dla

grudzień, 2012

...

Bułeczki z cynamonem i orzechami

Brak komentarzy

Sięgnęłam dziś do Nigelli „ How to be a domestic goddess” i znalazłam przepis na norweskie bułeczki cynamonowe.

Spodobały mi się i postanowiła je upiec.

W związku z tym, że nie miałam w domu tyle drożdży, ile potrzeba na całą opisaną porcję, zmniejszyłam ilość. Bardzo dobrze, bo ilość upieczonych bułek i tak jest solidna.

Dodałam do nadzienia orzechy włoskie, bo uważam, że do cynamonu bardzo pasują.

Zmartwiło mnie tylko to, że moje bułki po upieczeniu nie są takie ładne, jak te na zdjęciu u Nigelli. Chyba znacznie bardziej wyrosły i zatarły się między nimi granice.

Ale w sumie nie ma co się martwić, najważniejsze, że są pyszne i bardzo mi smakują.

 

Bułki  drożdżowe z cynamonem i orzechami

 

ciasto:

400 g mąki

2 jajka roztrzepane ( z tego około 1/4 zostawić do posmarowania bułek z wierzchu przed pieczeniem)

1/2 łyżeczki soli

220 ml mleka

60 g cukru

80 g roztopionego masła (zostawić z tego około 5-8 g do posmarowania bułek ułożonych w formie)

28 g świeżych drożdży

łyżeczka naturalnej esencji waniliowej

 

nadzienie:

80 g bardzo miękkiego masła

70 g cukru

1 łyżeczka cynamonu

około 40 g posiekanych grubo orzechów włoskich

mała szczypta soli

 

Rozgrzałam piekarnik do około 200 stopni.

W ciepłym mleku z dodatkiem 2 łyżeczek cukru rozpuściłam drożdże i pozwoliłam im wyrosnąć. Roztopiłam masło.

Do miski robota wrzuciłam mąkę, cukier, sól, dodałam mleko z drożdżami, roztopione masło i jajka. Miksowałam, aż masa zrobiła się gładka. Uformowałam kulę i włożyłam do natłuszczonej miski, przykryłam ściereczką i zostawiłam na około 1/2 godziny.

Przygotowałam nadzienie, masło zmiksowałam z cukrem, cynamonem i solą.

Wyjęłam około 1/3 ciasta drożdżowego  i rozciągnęłam je rękami na dnie formy do pieczenia wyłożonej papierem, tworząc jakby spód bułek.

Resztę ciasta rozwałkowałam na lekko posypanej mąką desce, tworząc prostokąt o wymiarach około 20 x 40 cm.

Na cieście rozsmarowałam masę cynamonową i posypałam orzechami. Zwinęłam w rulon (o długości 40 cm). Następnie pocięłam rulon na plastry o grubości około 2 cm, w sumie miałam 18 plastrów. Ułożyłam je w formie ( 30 x 17 cm) na położonym wcześniej  cieście. Posmarowałam  roztopionym masłem przestrzenie między kolejnymi bułkami, żeby łatwiej je się odrywało po upieczeniu. Następnie wszystkie bułki z wierzchu posmarowałam roztrzepanym jajkiem. Zostawiłam na około 20 minut do wyrośnięcia i wstawiłam do nagrzanego piekarnika.

Wprawdzie Nigella sugeruje temperaturę pieczenia 230 stopni, to uważam, ze to jest absolutnie za wysoka temperatura. Ja piekłam przez 20 minut w temperaturze około 200 stopni i niestety bułki za szybko zaczęły się rumienić, i jednocześnie wciąż nie były upieczone w środku. Wtedy przykryłam je folią aluminiową i zmniejszyłam temperaturę  pieczenia do około 160 stopni.

Piekłam jeszcze przez kolejnych 15 minut i wyjęłam z piekarnika.

Z całym arkuszem papieru wyjęłam buły z formy, żeby trochę przestygły i żebym mogła ich spróbować. Takie świeże i cieplutkie są przecież najlepsze :-)

 

Bułki są  naprawdę bardzo pyszne, ale trzeba wiedzieć, że jednak nie oddzielają się  jedna od drugiej tak równo i gładko. Nie wiem, czy to jakiś mój błąd, ale na szczęście, nie  przeszkadza mi to wcale!

 

Smacznego,

 

Basia

 

Przygotowania świąteczne

Komentarzy - 4

Dzisiejszy, ostatni przedwigilijny dzień był naprawdę niezwykle pracowitym dniem.

I teraz na koniec dnia muszę przyznać, że  jeśli chodzi o aspekt kulinarny, to sytuacja wydaje się być opanowana. Czyli dania wigilijne i świąteczne niemal gotowe!

Barszcz czerwony ugotowany, sałatka śledziowa zrobiona, podobnie z pasztetem, kompotem, paluszkami z makiem i chlebem. Jutro zostaje tylko zrobienie kulebiaka z łososiem i szpinakiem, kutii, a właściwie tylko połączenie maku, pszenicy i bakalii, bo wszystkie składniki czekają już przygotowane.

Resztę potraw wigilijnych przygotowują inni uczestnicy naszej Wigilii, Mama, Siostra i Teściowa, bo w tym roku znów będziemy w komplecie, zasiądziemy u nas w domu do stołu w gronie czternastu osób :-)

Dzisiaj również lukrowaliśmy resztę pierników. I muszę powiedzieć, że było to lukrowanie wielopokoleniowe. Poza mną, Córką i Mężem, który przysiadł z nami na jakieś 2 czy 3 pierniki, udało się namówić też Mamę na lukrowanie! Wprawdzie najpierw się wzbraniała, ale szybko dała się przekonać i chyba nawet spodobało jej się to lukrowanie i zdobienie pierników 😉

 

A kiedy my w kuchni gotowałyśmy i piekły, Mąż na zewnątrz ubierał dom w światełka. I teraz jest naprawdę pięknie i świątecznie oświetlony. Jutro  rano ubieranie choinki i  chyba możemy zaczynać Boże Narodzenie!

Wesołych Świąt!

 

Basia

Lukrowania pierników dzień pierwszy

Komentarzy - 2

Pierwsze tegoroczne pierniki już polukrowane!

Na następny raz, pewnie na następną niedzielę, została mniej więcej połowa wszystkich upieczonych.

No i w rezultacie nie lukrowałam dziś sama. Mąż, który przeczytał na blogu, że będę sama zdobić pierniki, bo Córka wyjechała,  poczuł się urażony tym, że jego nie wzięłam pod uwagę.

Pamiętam, że bardzo dawno temu, jakoś przed ślubem, albo na początku małżeństwa, faktycznie towarzyszył podczas lukrowania…

No i dziś znów dzielnie uczestniczył w tym dziele :-)

Najpierw musiałam przygotować warsztat pracy :  lukier, barwniki, perełki cukrowe do zdobienia, talerzyki, łyżeczki, wykałaczki, tace, ręczniki papierowe etc.

A potem było mieszanie lukru z barwnikami, misterne rozprowadzanie wykałaczką kolorowej masy na pierniczkach, precyzyjne układanie perełek i innych cukiereczków.

A oto część dzisiejszego urobku:

 

Pozdrawiam,

 

Basia

 

 

Ciasto z czekolady i orzechów

Brak komentarzy

Święta  coraz bliżej, czas zabrać się poważnie za  przygotowania.

Jutro będę lukrować pierwszą partię pierników. Z doświadczenia wiem, że najlepiej tę pracę rozłożyć na dwa dni. Przy takiej ilości pierników, jaką piekę, jeden dzień jest niewystarczający na lukrowanie, bo zmęczenie w pewnym momencie odbiera entuzjazm i radość z tej naprawdę ulubionej czynności.

Tym razem będę lukrować pierniki sama, bo Córka wyjechała na weekend :-(

Na szczęście  kolejną partię, za tydzień, bedziemy zdobić już razem!

Ale zanim zabiorę się za pierniki, postanowiłam upiec jakieś fajne ciasto.

Z książki „Bake it”, o której już parokrotnie Wam wspominałam, zaczerpnęłam przepis na ciasto z czekolady i orzechów. Biorąc pod uwagę składniki potrzebne do jego wykonania, to ciasto nie mogło nie być pyszne :-)

 

Ciasto z czekolady i orzechów

150 g gorzkiej czekolady połamanej na kawałki

150 g drobnego cukru

125 g miękkiego masła

5 jajek (oddzielone żółtka od białek)

łyżeczka cynamonu

1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

200 g zmielonych orzechów laskowych

40 g kakao

 

cukier puder do posypania (opcja)

bita śmietana z dodatkiem wanilii i cukru pudru ( opcja, ale bardzo wskazana!)

 

Rozgrzać piekarnik do około 170 stopni.

Czekoladę rozpuścić w kąpieli gorącej albo w kuchence mikrofalowej. Ja, jak zwykle,  zrobiłam to w kuchence mikrofalowej. Wymieszałam czekoladę i zostawiłam, żeby przestygła.

W misce robota miksowałam miękkie masło z cukrem na puszystą masę, następnie dodawałam po jednym żółtku i dalej ubijałam.

Następnie dodałam ostudzoną czekoladę, kakao, proszek do pieczenia, mielone orzechy i  wszystko dalej miksowałam.

Ubiłam pianę z białek z dodatkiem szczypty soli, na koniec dodałam do piany cynamon.

Pianę wymieszałam delikatnie z masą czekoladową, a następnie przełożyłam  do tortownicy o średnicy około 20 cm wyłożonej papierem do pieczenia na dnie. Brzeg tortownicy był natomiast wysmarowany masłem.

Piekłam około 45 minut, wyjęłam, kiedy patyczek wbity do ciasta, wyjmowałam całkiem suchy.

 

Ciasto można posypać przed podaniem odrobiną cukru pudru.

I bardzo pasuje do ciasta  odrobina ( lub więcej niż odrobina :-) ) dobrej bitej śmietany z dodatkiem naturalnego ekstraktu wanilii i cukru pudru.

Smacznego,

 

Basia

 

 

 

Facebook

Likebox Slider for WordPress