Archwium dla

maj, 2011

...

Zielone szparagi :-)

Brak komentarzy

Nastał sezon na szparagi!

On już zresztą trochę trwa, tylko ja nie mam kiedy pisać o tym…

Ale najważniejsze, że są szparagi, te zielone!

Miałam też okazję w tym roku przyrządzić białe i już więcej nie zamierzam ich kupować. Białe się obiera, bezwzględnie. To skrobanie szparagów to okropnie niewdzięczna czynność. Zupełnie się nie dziwię, że Niemcy, którzy mają zupełnego świra na punkcie szparagów, mają w sklepach od razu maszyny do ich obierania. Widziałam to ostatnio w Berlinie. Kupują porcję szparagów i dostają od razu obrane. Super pomysł.

A skoro u nas nie ma takich maszyn, to ja już tylko zielone poproszę!

Więc dlatego kupiłam wiązkę zielonych szparagów i zrobiłam dziś na kolację krewetki ze szparagami. A do tego, jak na sezon szparagowy przystało, sałatę ze szparagami i innymi smakowitymi dodatkami. Do tego jeszcze bagietka z masłem czosnkowo-bazyliowym. Pycha!

Krewetki ze szparagami to niezwykle proste do przygotowania danie i jednocześnie smaczne, takie lubię najbardziej.

Szparagi umyłam, obcięłam twarde końce, przekroiłam na mniejsze kawałki i wrzuciłam do gotującej się wody z dodatkiem soli i odrobiny cukru. Gotowałam przez kilka minut, aż był wystarczająco  miękkie. W tym czasie zajęłam się krewetkami.

Zamrożone krewetki przelałam wrzątkiem, rozgrzałam oliwę na patelni i dodałam zmiażdżony czosnek, wrzuciłam krewetki, podlałam białym winem, dałam sporo pieprzu, nieco soli, trochę słodko-pikantnego sosu chili. Gdy krewetki były miękkie odstawiłam.

Odcedzone szparagi wymieszałam z krewetkami, przełożyłam na talerz do serwowania i posypałam utartym serem Dziugas.

Krewetki ze szparagami

400 g krewetek z ogonami

400 g szparagów

40 g sera Dziugas

ok 100 ml białego wina

sól

sporo pieprzu

oliwa 2-3 łyżki

2 łyżki sosu słodko-pikantnego chili

Smacznego,

Basia

Fistaszkowe kwadraty

Brak komentarzy

Kiedy moja Córka po raz pierwszy zobaczyła w „How to be a domestic goddess”  Nigelli przepis na kwadraty z masłem orzechowym, zaświeciły jej się oczy. Mnie w sumie trochę też, bo też jestem fanką masła orzechowego, przecież!

Wielokrotnie powtarzałyśmy, że musimy zrobić te fistaszkowe kwadraty, ale ciągle były jakieś przeszkody.

Imieniny Córki były więc dobrą okazją, żeby wreszcie zrealizować ten plan.

Kupiłam to, co potrzebne i zrobiłam.

Bardzo prosty przepis, na który składają się  dwie warstwy: orzechowa, z masłem orzechowym i czekoladowa.

Orzechową masę zrobiłam wkładając do robota 200 g masła orzechowego ( gładkiego), 200 g cukru pudru, 50 g miękkiego masła, 50 g cukru muscovado.

Cukier muscovado zwykle jest dość zbrylony i robot nie  dał rady całkiem rozetrzeć grudek, ale Nigella twierdzi, że tak ma być. Ja też nic nie mam przeciwko:-)

Rozsmarowałam powstałą masę w naczyniu prostokątnym o bokach około 20×30 cm, wyłożonym papierem do pieczenia. Zrobiłam następnie drugą warstwę:  300 g czekolady ( 200 mlecznej i 100 gorzkiej) włożyłam w misce do kuchenki mikrofalowej i roztopiłam, dodałam łyżkę masła i około 3 łyżek  śmietanki kremówki i dobrze wymieszałam. Warstwę  czekoladową położyłam na warstwie orzechowej i wyrównałam, a potem naczynie wstawiłam do zamrażarki, żeby deser szybko stężał. Gdy był gotowy, pokroiłam go na kwadraty.

Masa orzechowa jest znacznie bardziej miękka, niż czekoladowa. Być może to  z powodu masła orzechowego. Ja kupiłam gładkie masło Felix, które było bardzo miękkie Może lepsze byłby masło firmy Sante albo Black Rose, bo one są twardsze. Problem z miękkością masy jest wtedy, gdy deser poleży chwilę w temperaturze pokojowej, bo wtedy dół orzechowy robi się miękki.

Ale dla prawdziwych łasuchów, to w sumie nieistotne:-)

Smacznego,

Basia

Wieżyczki z naleśników

1 komentarz

Bardzo lubię przyjęcia, na których jedzenie stanowi „finger food”, małe przekąski, koreczki,  miniaturowe kanapeczki. Ilekroć jestem gościem na takiej imprezie, podpatruję nowe, ciekawe pomysły, bo sama też często przygotowuję właśnie takie jedzenie na nasze spotkania towarzyskie czyli na canapé party. Uwielbiam to!

Wprawdzie przygotowanie takiego przyjęcia jest bardzo pracochłonne, ale jaki efekt!

Parę lat temu moja koleżanka Ewa dała mi niesamowitą książkę, której używam, żeby się zainspirować,  ilekroć mam przygotować przekąskowe party: „ Canapés” Eric Treuille & Victoria Blashford- Snell.

Fantastyczna książka z setkami pomysłów na śliczne i oryginalne, malutkie kanapeczki, zawijasy, grzaneczki, pieczone babeczki, przeróżne korki, a do nich dipy. Ponadto mnóstwo cennych porad dotyczących ilości jedzenia, jakie  należy przewidzieć w zależności od  czasu trwania i rodzaju imprezy, a także praktyczne wskazówki dotyczące konkretnych przepisów i informacje, co można zrobić wcześniej, żeby nie zostawiać wszystkiego na ostatni moment. A w przypadku takiego rodzaju przyjęcia, niestety większość czynności musi być wykonana w ostatniej chwili.

Pomysł na wieżyczki z naleśników pochodzi właśnie z „ Canapés”.

Zauważyłam, że goście bardzo lubią tę przekąskę. Szczęśliwie się składa, że ją można przygotować wcześniej, nawet poprzedniego dnia. Rulony naleśnikowe nawet muszą być dobrze schłodzone przed pokrojeniem, żeby można je było łatwo pokroić.

Spróbujcie, jak zapowiedzą się do Was goście:-)

Wieżyczki z naleśników

na około 25 sztuk

naleśniki ( 5 sztuk o średnicy około 25 cm):

60 g mąki

1/4 łyżeczki soli

1 jajko

150 ml mleka

30 g stopionego masła

Zmiksowałam w blenderze wszystkie składniki ciasta, smażyłam  naleśniki  z obu stron na suchej, teflonowej patelni.

nadzienie:

serek typu Filadelfia, ja dałam Turek kremowy

5 dużych plastrów szynki ( duża średnica)

musztarda francuska z ziarnami gorczycy

posiekana świeża kolendra

Każdy  naleśnik posmarowałam cienko serkiem, a następnie bardzo cienko musztardą, posypałam posiekaną kolendrą, położyłam plaster szynki i całość zwinęłam ściśle. Zapakowałam rulony w folię aluminiową i wstawiłam do lodówki. Przed podaniem wyjęłam z lodówki, pokroiłam na kawałki o płaskim spodzie i ukośnie ściętej górze i ułożyłam wieżyczki na talerzu.

Można też najpierw zwinąć w rulon każdy plaster szynki i dopiero zwijać naokoło naleśnik, wtedy szynka jest tylko w centrum.

Smacznego,

Basia

Muffinki borówkowe

Komentarzy - 4

Pewnie nie napisałabym o tych muffinkach, gdyby nie pewien komentarz, tu na moim blogu.

Moja Córka twierdzi, że za dużo piszę o muffinkach i to jest nudne. Pewnie dla niektórych może być, zgadzam się…

Ale też są pewnie tacy, którzy wcale się tym nie nudzą. Niedawny, niezwykle sympatyczny  wpis od Nowej Fanki muffinek  sprawił, że postanowiłam jednak napisać po raz kolejny, tym razem o muffinkach z borówkami. Piekłam babeczki z tymi owocami już nie raz, bo je bardzo lubię! Zwykle dawałam sporo owoców i choć bardzo smaczne, te muffinki były mało trwałe. Przez swą sporą wilgotność dość szybko  traciły formę, więc szybko trzeba było je zjadać.

Kiedyś pijąc kawę w Coffeheaven spróbowałam sprzedawanych tam właśnie muffinek z borówkami. Wiadomo, że wypieki w gastronomii muszą być trwałe, co niestety często odbija się na smaku Te były jednocześnie smaczne, zwarte i całkiem owocowe.  Z pewnością wytrzymują w gablocie więcej niż jeden dzień. Przyjrzałam się im i postanowiłam upiec podobne.

Wyszły naprawdę fajnie, a Iza twierdzi, że są dużo lepsze niż te z Coffeeheaven :-)

Jeśli jesteście muffinkowymi zjadaczami, jak ja, to spróbujcie, proszę!

muffinki z borówkami ( dla niektórych pewnie z jagodami…)


12 sztuk

260 g mąki pszennej

40 g mąki ziemniaczanej

2 jajka

szczypta soli

180 g cukru

cukier waniliowy

2 pełne ( z czubkiem) łyżeczki proszku do pieczenia

150 g mleka

100 g oleju

120 g borówek  mrożonych

kilka łyżeczek cukru brązowego do posypania muffinek

Zmiksować dobrze wszystkie składniki oprócz cukru brązowego i  owoców.

Gdy masa będzie wymieszana dodać borówki, mrożone owoce porozdzielać, żeby nie były zmrożone w jednej bryle, tylko luźne kuleczki. Wsypywać je i od razu lekko wymieszać, ciasto zabarwi się na niebiesko, a owoce będą pojedynczo zatopione w cieście.

Przełożyć masę do 12 papilotek, każdą muffinkę posypać brązowym cukrem (około 1/2-1 łyżeczki)

Piec w temperaturze 180 stopni, aż wyrosną i będą złoto-brązowe i trochę popękane z wierzchu. Sprawdzić patyczkiem, czy są upieczone i wyjąć z piekarnika.

Smacznego,

Basia

I love curry!

Komentarzy - 2

Wypatrzyłam fajną książkę w księgarni amerykańskiej: „I love curry”.

Wpisuje się ona  dobrze w moją aktualną sympatię do tych dań i do kuchni indyjskiej w ogóle.

Chcąc więcej gotować po indyjsku, będę musiała zapewne wzbogacić nieco moje zasoby przypraw, ale tymczasem radzę sobie przy pomocy tego co mam.

Nie jestem zresztą pewna,  czy znajdę wszystko to, czego potrzebuję? Świeże liście curry, świeże liście laurowe? Słyszałam, że  można gdzieś kupić mrożone liście laurowe, ale nie sprawdziłam jeszcze tego. Na szczęście garam masala, mieloną kolendrę i kmin rzymski, czy świeży imbir można już dość łatwo kupić, a to przecież podstawa kuchni indyjskiej.

W „I love curry” są przepisy na przekąski,  grzanki, warzywne i mięsne curry, różne dodatki, takie jak chlebki naan, ryżowy pilaw, różne czatneje (chutney), raity i  sałatki, po prostu takie normalne, codzienne jedzenie.

Przeglądając książkę wybrałam kilka przepisów, które zamierzam  szybko wykorzystać.

Zaczęłam tymczasem od przepisu na „golden chicken korma”, który z powodu braku kilku przypraw nieco zmodyfikowałam. I choć nie jadłam oryginalnego dania, myślę, że ta moja zmodyfikowana wersja jest równie smaczna:-)

Aromatyczne curry z kurczaka z mlekiem kokosowym

4-5 kawałków udek z kurczaka

posiekana cebula

olej

pół łyżeczki mielonego imbiru ( świeży zdążył wyschnąć zanim go zużyłam i musiałam ratować się mielonym!)

pół łyżeczki mielonego cynamonu

pół łyżeczki mielonego curry

pół łyżeczki kolendry mielonej

szczypta chili

1/4 łyżeczki kurkumy

rozgnieciony spory ząbek czosnku

3 goździki

2 liście laurowe

sól według uznania

5 pełnych łyżeczek mleka kokosowego w proszku rozpuszczonego w około 200 ml wody

ok. 2 łyżki soku cytryny

liście świeżej kolendry

prażone płatki migdałów do posypania dania

Na rozgrzaną patelnię wlałam 2-3 łyżki oleju, dodałam przyprawy, wymieszałam i przez chwilę smażyłam, uważając żeby się nie przypaliły,  dodałam posiekaną cebulę i zeszkliłam ją. Od razu dodałam, na wszelki wypadek, trochę wody, bo nie chciałam, żeby przyprawy  albo cebula się przypaliły i były gorzkie. Dodałam kawałki kurczaka, posoliłam je trochę i podsmażyłam z obu stron, a następnie dodałam rozpuszczone mleko kokosowe i wymieszałam całość. Zmniejszyłam moc gotowania, przykryłam i zostawiłam na około 20 minut, od czasu do czasu mieszając i czasem dolewając nieco wody . Gdy kurczak był już miękki dodałam sok z cytryny i jeszcze raz wymieszałam.

Gotowe curry posypałam listkami świeżej kolendry i prażonymi płatkami migdałów.

Danie doskonale smakuje podane z makaronem ryżowym, albo po prostu z ryżem.

Smacznego,

Basia

Pierwsze truskawki i waniliowy krem mascarpone zamiast tortu

Komentarzy - 2

Kiedy dziś w sklepie zobaczyłam truskawki, nie mogłam się im oprzeć.

Nie kupuję zwykle pierwszych truskawek, tych całkiem szklarniowych. Są niesmaczne, niesłodkie i niearomatyczne.

Te dzisiejsze jednak, wyglądały bardzo apetycznie i wiarygodnie!

Poza tym miałam w planie przygotowanie urodzinowego deseru mojemu Mężowi i truskawki do tego bardzo mi pasowały.

Niektórzy stwierdzą, że urodzinowy powinien być tort, nie deser.

Ale przecież tak niedawno mieliśmy pyszny tort, że lekki, kremowy deser będzie zupełnie na miejscu tym razem.

Zdecydowałam się na deser zainspirowany przepisem zaczerpniętym od Delii Smith. I wprawdzie przepis pochodzi z jej książki „Winter Collection”, to w gruncie rzeczy jest bardzo lekkim kremem zrobionym z serka mascarpone, żelatyny , śmietanki kremówki i jogurtu, który właśnie nadaje temu deserowi lekkości. Delia, jak przystało na zimową kolekcję, podaje ten krem z karmelem i karmelizowanymi orzechami laskowymi.

Do mojej wersji wiosennej dałam jedynie świeże truskawki. Część z nich włożyłam do kremu, kilkoma udekorowałam deser, a jeszcze część zmiksowałam z cukrem i zrobiłam sos do polania gotowego deseru, każdej porcji już na talerzyku.

Zapachniało niemal latem:-)

Waniliowy krem mascarpone

11 g żelatyny

150 g śmietanki kremówki

350 g jogurtu naturalnego

250 g serka mascarpone

75 g cukru

2 łyżeczki naturalnego ekstraktu waniliowego

około 500g truskawek

Do  kubeczka wsypałam żelatynę i zalałam ja kilkoma łyżkami śmietanki kremówki.

Odstawiłam na około 10 minut, żeby napęczniała.

W garnku zagrzałam śmietankę z cukrem, rozpuściłam cukier i zanim zaczęło się gotować zdjęłam z kuchenki, włożyłam żelatynę i rozmieszałam dokładnie, a potem zostawiłam, żeby całość przestygła.

W misce robota miksowałam serek mascarpone, aż był gładki i miękki, dodawałam stopniowo jogurt, wanilię i masę śmietankowo- żelatynową.

W przygotowanej misce ułożyłam truskawki, wlałam część deseru, znów położyłam trochę truskawek i jeszcze warstwę kremu. Wierzch udekorowałam ładnymi truskawkami i wstawiłam do lodówki.

Ten deser miał zastąpić tort, dlatego zrobiłam go w całości w misce. Delia proponuje wyłożenie małych miseczek( np.: ramekinów) folią do żywności i napełnienie ich masą. Gdy się schłodzą trzeba je wyjąć z miseczek i położyć do góry nogami. Z mojego doświadczenia wynika, że ta folia nie jest niezbędna, okrojenie nożem wydaje się być zupełnie dobrym rozwiązanie. Mnie nawet ta folia utrudniła wyjmowanie pojedynczych porcji, kiedy pierwszy raz robiłam ten deser. I teraz już nie zawracam sobie głowy folią :-)

Smacznego,

Basia

Tort weselny :-)

Komentarzy - 13

A właściwie 5 tortów, w sumie ponad 20 kilogramów!

Tyle właśnie zrobiłyśmy z Córką i pomocą mojej Mamy.

Samodzielnie wykonany tort weselny, to oczywiście duża satysfakcja, ale wcześniej sporo roboty, jak można się spodziewać.

Moja Córka zażyczyła sobie  na wesele takiego samego tortu, jaki miałyśmy i ja i moja Siostra na naszych weselnych przyjęciach. To jest tort z przepisu mojej londyńskiej Cioci Irki, orzechowy z masą czekoladowo-kawową. Tort taki, jak lubię, czyli bez biszkoptu :-)

To zresztą było jego ogromną zaletą, bo ten tort musi być zrobiony na minimum kilka dni przed podaniem. Warstwy kruche i orzechowe przełożone masą potrzebują czasu, żeby zmięknąć i się dobrze zespolić. Tak więc mogłyśmy go zrobić, zanim nastał czas najgorętszych przygotowań do ślubu i wesela.

Przygotowanie tortów zajęło  nam 2 dni. jeden dzień pieczenia placków, drugi przygotowania masy i przekładania tortów.

Pracy było naprawdę dużo, ale warto było!

Tort wyszedł fantastycznie i zebrał niemało pochwał.

Na szczęście został kawałek, i dzięki temu mogę Wam o nim nie tylko napisać, ale też pokazać go.

To, czego nie widać na zdjęciu, to dekoracja. Torty ozdobione były dużymi wiórami czekolady. Wióry zrobione zostały przy pomocy szpachelki z rozsmarowanej cienko na dużej, zimnej ceramicznej płycie, rozpuszczonej wcześniej, gorzkiej czekolady. Ten etap pracy był również niezwykle pracochłonny. Szczególnie dla osób, które (jakby na to nie patrzeć) nie są zawodowymi cukiernikami.

Poza wspomnianymi, pracochłonnymi wiórami torty zdobiły też świeże kwiaty w kolorze malinowym, ładnie komponując się z brązem czekolady.

Zanim zabrałyśmy się za produkcję tortu, miałam trochę obaw, czy poradzimy sobie z tym przedsięwzięciem. Najbardziej obawiałam się dekoracji. Nie chciałam, żeby wyglądała… powiedzmy: prywaciarsko.

Myślę jednak, że udało się całkiem nieźle.

I chyba bez obaw zabiorę się kiedyś za przygotowanie toru na wesele moich wnuków, jeśli też zapragną takiego tortu:-)

Tort orzechowy Cioci Irki

( podaję proporcje na tortownicę o średnicy 22-24 cm)

warstwa orzechowa

6 białek

350 g cukru ( drobny kryształ)

250 g zmielonych orzechów laskowych (najlepiej wcześniej zrumienionych)

1/4-1/2 łyżeczki octu

wanilia

ubić białka na pianę, dodać stopniowo cukier, wanilię, ocet. Formować dwa placki, każdy piec w temp.około 160-180 stopni przez około 40 minut.

warstwa krucha

upiec dwa kruche placki o grubości max. 0,5 cm. Na każdym placku położyć posiekanych parę migdałów.

Masa

3 żółtka

1 jajko

175 g cukru pudru

3 łyżki czekolady rozpuszczalnej ( Nesquick)

1 łyżka kakao

1/3 szklanki mocnej, zimnej kawy ( rozpuszczalna może być, oczywiście)

alkohol (opcja, ja uważam z alkoholem, bo wiele razy ścięła mi się masa podczas dodawania wódki do masy)

250 g masła.

powidła śliwkowe, najlepiej, jeśli wymieszane z  utartymi z cukrem płatkami róży.

Jajka ubić na parze z cukrem, ostudzić. Miękkie masło ubić, dodawać do niego stopniowo masę jajeczną, potem kakao, czekoladę, alkohol i kawę.

Przekładać:

warstwa krucha

masa+ cienka warstwa powideł na  masie

warstwa orzechowa

masa

warstwa krucha

masa + powidła

warstwa orzechowa

masa

To są proporcje według oryginalnego przepisu, jeśli jednak lubicie sporo masy w torcie, tak jak ja :-), to proponuję zrobić więcej masy!

Smacznego,

Basia

Facebook

Likebox Slider for WordPress