Archwium dla ·

ryby

· Kategoria...

Muffinkowe popołudnie

Komentarzy - 4

 

Miałam odwiedzić Mamę w szpitalu i chciałam zabrać jej coś dobrego do jedzenia. Wiemy, przecież wszyscy, jak wygląda szpitalne jedzenie…

Pomyślałam, że z pewnością muffinki są dobrym pomysłem, bo nie trzeba ich od razu zjeść, a jednocześnie, nie trzeba ich przecież trzymać w lodówce, co mogłoby być kłopotliwe w warunkach szpitalnych.

Postanowiłam upiec muffinki zarówno takie na słono, jak i na słodko.

Sięgnęłam po wspominaną tu już książeczkę „Easy muffins” i wybrałam dwa przepisy na muffiny na słono: z tuńczykiem i oliwkami oraz gruszką i serem pleśniowym.

Zaczęłam pieczenie od tych z gruszką. W przepisie miały być gruszki w syropie naturalnym, czyli z puszki. Ja miałam świeże pyszne gruszki w domu, więc użyłam takich.

Rozgrzałam piekarnik do około 200 stopni. W misce robota zmiksowałam mąkę z proszkiem, jajka, mleko, roztopione masło,  sól i pieprz.

Dodałam pokrojoną w mała kosteczkę gruszkę, pokruszony dość drobno ser pleśniowy i posiekane orzechy i dobrze wymieszałam. Ciasto przełożyłam do formy na muffiny wyłożonej papilotkami i piekłam około 30 minut, aż muffinki były gotowe, rumiane, wyrośnięte i patyczek w nie wbity, wyjmowałam suchy.

Następnie zabrałam się za te tuńczykowe muffinki.

Znów wrzuciłam do miski robota mąkę z proszkiem, jajka, roztopione masło, jogurt naturalny, sól i pieprz i zmiksowałam wszystko.

Dodałam pokrojone oliwki i odsączonego z zalewy, trochę rozdrobnionego widelcem tuńczyka. Wymieszałam całość. Przełożyłam do papilotek, każdą muffinkę ozdobiłam oliwką i wstawiłam do piekarnika. Piekłam, podobnie, jak te z gruszką i serem, około 30 minut. Gotowe wyjęłam z piekarnika.

Oba rodzaje są naprawdę bardzo smaczne i gorąco polecam.

Te muffinki z gruszką są dość wilgotne, można dać mniej gruszki ewentualnie, jeśli wolicie bardziej suche, ale myślę, że nie trzeba tego robić. Być może takie same proporcje, ale z użyciem gruszki z kompotu ( ak w oryginalnym przepisie), dałyby mniej wilgotne babeczki?

Jeśli chodzi o te z tuńczykiem, to one są znów dość suche. Żeby dodać im wilgotności można dodać posiekaną czerwoną cebulą, może nawet wcześniej jeszcze zeszkloną.

Myślę, że następnym razem spróbuję właśnie z dodatkiem cebuli.

Muszę przyznać, że bardzo podoba mi się ten rozdział „Savoury sensations” z książeczki „Easy muffins” z przepisami na pikantne muffinki.

I fajnie, że jest tam jeszcze całkiem sporo niewypróbowanych przeze mnie dotychczas receptur :-)

 

muffinki z gruszką i serem pleśniowym

na 12 sztuk

 

400 g gruszek z syropu, dobrze odsączonych i pokrojonych w kosteczkę, ja dałam świeże, słodkie gruszki

280 g maki

1 łyżka proszku do pieczenia

150 g sera pleśniowego

2 jajka

250 ml mleka

85 g roztopionego i wystudzonego masła

50 gramów posiekanych orzechów, ja dałam laskowe (takie miałam), w przepisie były włoskie

sól i sporo pieprzu

 

muffinki z tuńczykiem i oliwkami

na 12 sztuk

 

90 g wypestkowanych czarnych oliwek ( ja dałam ulubione moje kalamata! )

280 g mąki

łyżka proszku do pieczenia

2 jajka

250 g jogurtu naturalnego

85 g roztopionego i ostudzonego masła

2 puszki dużych kawałków tuńczyka w oleju

sól, sporo pieprzu

 

Smacznego,

 

Basia

 

Aha, a na słodko upiekłam muffinki już „z głowy”, z dodatkiem suszonych moreli, żurawin, śliwek oraz orzechów laskowych. Ale kiedyś już  o podobnych pisałam, więc nie będę się powtarzać :-)

Dorsz zapiekany ze szpinakiem

Brak komentarzy

Zacznę od tego, że usprawiedliwię się za jakość dzisiejszego zdjęcia.

Niestety, nie miałam do dyspozycji sprzętu fotograficznego, którego na co dzień używam, i zdjęcia zrobiłam telefonem.

Właściwie mogłam przecież napisać tylko i nie zamieszczać zdjęcia, ale byłoby przecież jakoś dziwnie…

Dzisiejsza danie, to dorsz atlantycki zapiekany ze szpinakiem.

Ostatnio naczytałam się tylu niedobrych opinii o łososiu hodowlanym i jego szkodliwości, że omijam dużym łukiem stoiska z tą rybą. To z pewnością jest przesadzone, ale i tak dość skutecznie zniechęciło mnie do jedzenia łososia, mimo mojej ogromnej sympatii do niego.

Dorsz atlantycki nigdy nie był moją rybą z pierwszego wyboru, ale z braku innych ryb, zdecydowałam się na niego.

Rozgrzałam piekarnik do około 180 stopni. Dorsza pokroiłam na kilka mniejszych kawałków, lekko podsmażyłam na oliwie, skropiłam  go cytryną, lekko posoliłam i dałam sporo świeżo zmielonego pieprzu.

Na osobnej patelni lekko poddusiłam rozmrożony szpinak i odparowałam nadmiar wody, dodałam  czosnek, sok z około 1/4 cytryny, posoliłam, dodałam płaską łyżeczkę cukru i wymieszałam.

W miseczce roztrzepałam jajko i dodałam śmietankę,  odrobinę posoliłam i  dodałam sporo pieprzu.

W naczyniu do zapiekania ułożyłam kawałki podsmażonej ryby, pomiędzy kawałkami ułożyłam szpinak, kawałki ugotowanego jajka, wylałam na to delikatnie śmietankę roztrzepaną z jajkiem i wstawiłam do piekarnika. Zapiekałam około pół godziny, aż masa śmietankowa się lekko ścięła i wierzch zrobił się delikatnie rumiany i wtedy gotowe danie wyjęłam z piekarnika.

Bardzo fajnie to danie wyszło. W przeciwieństwie do zdjęcia gotowego dania, dlatego poprzestanę tym razem na zdjęciu dania, przygotowanego dopiero do zapiekania :-)

Dorsz zapiekany  ze szpinakiem

około 500 g dorsza atlantyckiego, choć myślę,że wielu ryb można użyć, łososia z pewnością też :-)

450 g szpinaku mrożonego

225 g śmietanki kremówki

1 jajko surowe, roztrzepane

1 jajko ugotowane na twardo, ale z takim nie do końca ugotowanym żółtkiem

sól

pieprz

sok z 1 cytryny ( do ryby i do szpinaku)

3 rozgniecione ząbki czosnku

oliwa do smażenia ryby

Można  też danie przed pieczeniem posypać parmezanem, ja tym razem tego nie zrobiłam, ale jestem pewna, że parmezan mu nie zaszkodzi :-)

Smacznego,

Basia

Pizza ze szpinakiem i sardynką

Brak komentarzy

Przeglądając  przywiezioną ostatnio z Londynu książkę”Bake it”, poświęconą wyłącznie pieczeniu i zawierającą mnóstwo przepisów na pieczone ciasta, ciasteczka, chleb, desery etc, natknęłam się na przepis na pizzę z  sardynką i burakiem liściowym, lub inaczej burakiem  szpinakowym. Najpierw musiałam sprawdzić, co to jest ten burak szpinakowy, bo do tej pory nigdy z nim się nie zetknęłam. Roślina ta, pochodząca z rejonu basenu Morza Śródziemnego, wpisana jest do rejestru roślin uprawnych Unii Europejskiej, ale to nie zmienia faktu, że nie miałam z nią do czynienia do tej pory. I chyba nie zanosi się na to w najbliższej przyszłości, przynajmniej  do lata. Moja Córka zapragnęła posadzić takie liście w ogrodzie, więc niewykluczone, że dowiem się na ten temat więcej. Tymczasem jednak postanowiłam zrobić pizzę ze szpinakiem i sardynką, i jednak trochę zmodyfikowaną :-)

Ciasto na pizzę zostało przygotowane z przepisu, który już parokrotnie wypróbowałam podczas pieczenia pizzy z szynką dojrzewającą i rukolą,  pisałam o tym tu http://www.rozkoszepodniebienia.com/?s=pizza

Rozmroziłam opakowanie mrożonego szpinaku.

Rozgrzałam piekarnik do 220 stopni.

Na oliwie podsmażyłam posiekaną cebulę i czosnek, dodałam szpinak. Dusiłam przez chwilę, przyprawiłam octem winnym, solą i pieprzem.

Gdy trochę szpinak przestygł, wymieszałam  go z wiórami sera Dziugas (nie miałam Parmezanu). Część sera (około 1/3 zostawiłam do posypania gotowej pizzy).

Gotowe ciasto rozwałkowałam na 3 cienkie placki o średnicy około 22-24 cm.

Na każdym placku położyłam farsz szpinakowy, a na nim kawałki odsączonych z oleju sardynek. Wstawiłam do piekarnika na około 10-15 minut.

Gdy pizza była gotowa, wyjęłam ją z piekarnika i posypałam resztą wiórów sera.

Pizza ze szpinakiem i sardynką

3 pizze o średnicy około 22-24 cm

ciasto wg wspomnianego wyżej przepisu, z około 200 g mąki

2 opakowania sardynek w oleju o wadze 125 g każda

100 g sera, ja dałam Dziugas, ale w oryginalnym przepisie był Parmezan. Do farszu około 2/3 sera, reszta do posypania gotowej pizzy

450 g szpinaku

1 cebula

5 rozgniecionych, niezbyt dużych ząbków czosnku

2 łyżki oliwy

ocet winny, sól szczypta cukru do przyprawienia szpinaku.

Smacznego,

Basia

Fish curry

Brak komentarzy

Dziś po raz pierwszy ugotowałam curry z rybą. Do tej pory robiłam tylko curry z kurczakiem, indykiem albo wegetariańskie, np. z ciecierzycą. Zawsze mi bardzo smakowały. To z rybą też jest fajne. Wprawdzie w kuchni indyjskiej ciągle używa się podobnych przypraw, zwykle jest kmin rzymski, imbir, chili, kolendra, często jest garam masala, to zupełnie nie nudzą mi się te smaki.

Do dzisiejszego dania użyłam łososia, bo tylko taką rybę miałam w domu. Myślę, że równie dobrze, a może nawet lepiej, zaprezentuje się tu jakaś biała ryba, np. dorsz.

W oryginalnym przepisie, podejrzanym we wspomnianej tu już kiedyś książce „ I love  curry” była mowa właśnie o białej rybie.

Na patelni rozgrzałam olej, a na nim podsmażyłam kmin, kolendrę i chili, dodałam posiekaną cebulę i smażyłam, aż była lekko złocista.

W blenderze zmiksowałam pomidory, czosnek, kurkumę i imbir, dodałam do smażącej się cebuli z przyprawami. Dodałam też 6 sporych łyżeczek mleka kokosowego rozpuszczonych w  około 200 ml wody.

Przyprawiłam solą, odrobiną cukru, dodałam kawałki łososia i pozwoliłam im się dusić w tym pomidorowo-kokosowym sosie przez około 10 minut.

Kiedy danie było gotowe dodałam posiekane listki świeżej kolendry.

Podczas, gdy curry się gotowało, przygotowałam ryż, jako dodatek do tej indyjskiej potrawy.

Fish curry

500 g filetów z ryby

3 łyżki oleju

3 płaskie łyżeczki  mielonego kminu

szczypta chili

2 łyżeczki mielonej kolendry

1 nieduża, posiekana cebula

1/2 łyżeczki mielonego imbiru

4 spore, rozgniecione ząbki czosnku

puszka pomidorów ( spokojnie wystarczy pół puszki plus trochę wody. Ja dałam całą puszkę i danie było dość kwaśne, choć ciągle wyśmienite.

1/2 łyżeczki kurkumy

6 pełnych łyżeczek mleka kokosowego w proszku + woda

sól według uznania

świeża kolendra

ryż ugotowany według życzenia

Życzę smacznego:-))

Basia

Sałatka z wędzonym łososiem, krewetkami i dressingiem balsamicznym

Brak komentarzy

Słoneczna wiosna, która zagościła wreszcie u nas, poza zdecydowanie pozytywnym wpływem na samopoczucie, zapewne wpłynie też trochę na codzienne menu.

Choć u nas w domu zimą nie jada się tłusto i ciężko,  jednak zmiana pory roku zawsze widoczna jest na talerzu. Choćby dzięki sezonowym warzywom, na przykład takim jak szparagi, które często potrafią zdominować naszą domową kuchnię.

Albo kiedy pojawia się gruntowa sałata, mogę ją jeść codziennie, zmieniając tylko dodatki.

Na sałatę i szparagi przyjdzie jeszcze troszkę poczekać, ale  nawet mając do dyspozycji dotychczasowy wybór produktów, można przecież dodać potrawom wiosennej lekkości .

Takim lekkim daniem będzie dzisiejsza sałatka, z wędzonym łososiem i krewetkami oraz dressingiem z octem balsamicznym.

Zwykle do łososia i krewetek przygotowanych na zimno dodaję sos typu „Tysiąc wysp”, czyli różowy sos majonezowy. To jest ulubiony sos w naszym domu, używany właśnie do łososia. Poza majonezem używam do jego przyrządzenia słodko-pikantnego sosu chili i ewentualnie odrobiny ketchupu.

Tym razem jednak „chodził” za mną lekki dressing, taki słodko-kwaśny, najlepiej na bazie octu balsamicznego. Przyrządziłam go mieszając kilka łyżek octu balsamicznego z łyżeczką cukru pudru, paroma łyżkami oliwy Monin „Garlic & chili” i szczyptą soli.

A skoro sos już był gotowy, pozostało tylko ułożyć sałatę i dodatki.

Sałatę lodową pokroiłam, masłową poszarpałam na mniejsze kawałki.

Na talerzu ułożyłam sałatę, pokrojonego na paski wędzonego łososia, rozmrożone i pozbawione chitynowych ogonów krewetki, połówki pomidorków koktajlowych, plasterki ogórka, cząstki ugotowanego na twardo jajka, posypałam posiekaną dymką, odrobiną utartego parmezanu i na końcu wyprażonymi na suchej patelni orzeszkami piniowymi.

Chętnie dałabym gałązki świeżego koperku…ale moja Córka nie lubi koperku (jak można nie lubić koperku??), więc znów użyłam świeżej bazylii. Dobrze chociaż, że  ja lubię bazylię:-)

Sałatka z wędzonym łososiem, krewetkami i dressingiem balsamicznym


pół małej główki sałaty lodowej

pól małej główki sałaty masłowej

50 g wędzonego łososia

20 dużych krewetek

2 jajka na twardo

łyżka prażonych orzeszków pinii

siekana dymka

10 pomidorków koktajlowych przekrojonych na pół

kawałek świeżego ogórka pokrojonego w plasterki

dressing balsamiczny (lub różowy sos majonezowy)

świeża bazylia ( albo koperek!!)

Smacznego,

Basia

Dziś Śledziówka!

Brak komentarzy

Nie uważam się za specjalistkę w dziedzinie przyrządzania śledzi, ale tradycja (a właściwie Mąż 😉 ) nakazuje przygotowanie ich w taki dzień, jak dziś.

Nie mam zbyt dużego doświadczenia w tej kwestii, jeśli więc macie jakieś sprawdzone, fajne przepisy, to proszę, podzielcie się nimi ze mną. Dziękuję z góry!

Na dzisiejszą Śledziówkę, jak mogłam przewidzieć, mój Mąż zażyczył sobie śledzi pod buraczaną kołderką (pisałam o nich w zeszłym roku przy okazji Śledziówki  http://www.rozkoszepodniebienia.com/?p=61).

Poza tym poprosił mnie też o śledzie z jabłkami, których dawno już nie robiłam.

Cóż miałam robić, przygotowałam jedne i drugie.

Wspomniane śledzie z jabłkami są bardzo proste do przygotowania, robi się je z wymoczonych wcześniej matjasów. Ja moczę je  w wodzie, staram się nie przesadzić z czasem moczenia, żeby ich tak całkiem nie „wyprać”. Zwykle moczę 6-8 godzin w zależności od tego, jak bardzo były słone. Te moczyłam 8 godzin, a potem pokroiłam je w paseczki o grubości około 2 cm. W miseczce wymieszałam około 200g kwaśnej śmietany z 2 pełnymi łyżeczkami cukru pudru, około 2-3 łyżkami octu winnego i kopiatą łyżeczką  francuskiej musztardy. Dodałam do śmietany jeszcze łyżkę majonezu, sporo mielonego pieprzu, liść laurowy i ziele angielskie. Obrałam i starłam na grubej tarce jabłko, włożyłam do naczynia ze śledziami. Pokroiłam cebulkę dymkę wraz ze szczypiorem, (żeby było wiosennie) i dodałam do śledzi i jabłek, wlałam przygotowany w miseczce sos i wszystko razem wymieszałam. Sledzie z pewnością muszą się „przegryźć”,  za kilka godzin sprawdzę i jak będzie trzeba, to je jeszcze doprawię.

Śledzie z jabłkiem

około 400g matjasów

duże jabłko (230g) obrane i starte na grubej tarce

spora cebulka dymka posiekana

200g śmietany kwaśnej 18%

kopiata łyżka majonezu Dekoracyjnego Winiary

kopiata łyżeczka musztardy francuskiej, odkryłam bardzo fajną musztardę marki Auchan, w takim małym słoiczku za chyba mniej niż 2 złote! Jest bardzo smaczna, taka jak lubię, słodko-kwaśna

2 pełne łyżeczki cukru pudru

2-3 łyżki octu winnego

sporo świeżo zmielonego pieprzu

Mąż wyjechał służbowo, wróci do domu wieczorem, a śledzie  już czekają na niego w lodówce:-)

Basia

Postanowienia noworoczne i łosoś po azjatycku

Brak komentarzy

Z nadejściem nowego roku zwykle pojawiają się też noworoczne postanowienia.

Ciągle słyszymy, że ten chce schudnąć 5 kilogramów, tamten 10. Jedni postanawiają zadbać o tężyznę fizyczną,  inni zrobią porządek w papierach, albo będą czytać więcej książek.

Moja Córka też zapytała mnie, jakie jest moje postanowienie na rozpoczęty właśnie rok?

I trochę się zdziwiła, kiedy powiedziałam, że moim postanowieniem noworocznym, jest robić  sobie więcej przyjemności!

Tak, nie zamierzam sobie specjalnie niczego odmawiać, bo to nie uczyni mnie szczęśliwszą, a więcej przyjemności ,  z pewnością tak!

Tak więc zaczynam rok z silnym postanowieniem częstszego dogadzania sobie,  przecież szczęśliwa kobieta w domu, to szczęśliwi domownicy, czyż nie?

Dogadzanie sobie będę realizować w rożny sposób,  ale  będzie polegało też na gotowaniu pysznych i wartościowych dań. Takim jest ugotowany właśnie łosoś  po azjatycku podpatrzony u Jamiego Olivera w książce „ Jamie’s 30-minute meals”.

Mój łosoś musiał być jednak dostosowany do tego, co było w domu, więc nie jest wierną kopią tego, co zrobił Jamie. Myślę jednak, że ta modyfikacja zupełnie mu nie zaszkodziła.

Łosoś po azjatycku

około 500 g łososia pokrojonego na kawałki

mała cebula czerwona grubo posiekana

ok. 3 łyżek sosu sojowego

spora szczypta imbiru mielonego ( może oczywiście być świeży, ale ja go nie miałam, stąd  mielony)

płaska łyżka cukru demerara

świeżo zmielony pieprz

sok z 2 małych cytryn  ( mogą być limonki, nawet będzie lepiej!)

spora szczypta chili

1-2 łyżki sosu rybnego

oliwa  z oliwek

Cebulę, sos sojowy i wszystkie inne  przyprawy zmiksowałam w blendrze. Płaskie naczynie do zapiekania wysmarowałam oliwą, włożyłam kawałki łososia i polałam zmiksowanym sosem.

Wstawiłam do piekarnika rozgrzanego do około 220 stopni i zapiekłam około 15-20 minut, aż łosoś zarumienił się z wierzchu i był gotowy.

Łososia, który był niezwykle smaczny mimo prostoty jego przygotowania,  zjedliśmy z sałatą lodową i bagietką czosnkową, którą zapiekałam w piekarniku wraz z łososiem przez ostatnich 5-10 minut pieczenia.

Polecam!

Basia

Czarny makaron

Komentarzy - 5

Bardzo lubię czarny makaron z atramentem z kałamarnic.

Podoba mi się ten jego elegancki kolor, lekko połyskujący.

Pewnie przez tę barwę nie  jest dla mnie zwykłym makaronem, ale raczej takim na szczególną okazję.

Choć pewnie wydaje się, że makaron jest zbyt powszednim daniem, żeby podejmować nim gości, jednak pamiętam,  że kiedyś podałam go na mojej urodzinowej kolacji dla Przyjaciół

Wtedy był z frutti di mare i sosem pomidorowym. To było bardzo udane danie.

Natomiast dzisiejsza moja propozycja, to czarny makaron z łososiem, sosem pomidorowym, kaparami i z odrobiną parmezanu.

Wiem, że jest wiele osób, które z dystansem podchodzą do tego czarnego makaronu.

Jednak z pełnym przekonaniem namawiam Was do tego, żeby odważyć się i  go spróbować. Naprawdę warto!

Czarny makaron z łososiem, sosem pomidorowym i kaparami

dla ok.3 osób

200g makaronu z atramentem z kałamarnicy

3 kawałki świeżego  filetu z łososia ( około 300g)

puszka pomidorów bez skórki  (dałam takie krojone)

chili, curry, pieprz,

mała cebula posiekana

ocet balsamiczny

ocet winny

sól

oliwa do smażenia

szczypta cukru

2 łyżki kaparów ( ja dałam takie duże w zalewie z octu winnego)

parmezan utarty

Makaron ugotowałam w osolonej wodzie.

Na jednej patelni  usmażyłam na oliwie kawałki łososia, przyprawiłam odrobiną octu winnego, szczyptą sporą curry i solą.

Na drugiej patelni na oliwie zeszkliłam cebulę, dodałam puszkę pomidorów, przyprawiłam chili, pieprzem, dusiłam razem przez chwilę, dodałam nieco wody, bo sos podczas duszenia zgęstniał zbytnio, dodałam kapary.

Kawałki  gotowego łososia podzieliłam na mniejsze, wyjęłam ości, które się pojawiły. Przełożyłam do sosu pomidorowego łososia wraz z sosem, który powstał w trakcie jego smażenia.

Wymieszałam delikatnie, żeby nie rozgnieść zbytnio łososia.

Gotowy i odcedzony  makaron dodałam do sosu i jeszcze raz wymieszałam delikatnie.

Porcję na talerzu posypałam utartym parmezanem i listkami świeżego  tymianku.

Smacznego,

Basia

Makaron z tuńczykiem

Komentarzy - 2

To jest ulubiony makaron mojej Córki.

Może nie jedyny ulubiony, ale jest zdecydowanie na początku peletonu :-)

Kiedy go gotuję,  przychodzi i wyjada kawałki tuńczyka  i  potem trzeba dokładać  do sosu jego kolejną puszkę!

Tak też było i dziś.

W sumie to się nie dziwię, bo też bardzo lubię tuńczyka, który w sosie do makaronu nabiera dodatkowego, wyjątkowego  smaku.

Tym razem do sosu poza cebulą, pomidorami i tuńczykiem dodałam  suszone pomidory.

Prosty przepis, który zawsze wychodzi tak, jak powinien.

Jeśli , podobnie jak my, jesteście amatorami tuńczyka, to koniecznie spróbujcie.

Tagliatelle z tuńczykiem i pomidorami

porcja dla 3 osób

puszka dużych kawałków tuńczyka w oleju (około 180g)

puszka pomidorów bez skórki ( ja dałam pomidory krojone z czosnkiem)

oliwa

kilka suszonych pomidorów w oliwie

średnia cebula posiekana

świeże oregano

sos sojowy

szczypta cukru

pieprz świeżo zmielony

utarty parmezan

około 200g suchego makaronu, ja dałam tagliatelle.

Na gorącą patelnie wlałam olej z puszki z tuńczykiem, dodałam jeszcze trochę oliwy z oliwek.

Wrzuciłam do tłuszczu pokrojoną cebulę. Kiedy się zeszkliła dodałam pokrojone w paseczki suszone pomidory,  a następnie wlałam puszkę pomidorów. Przyprawiłam sosem sojowym i pieprzem. Chwilę całość poddusiłam, na koniec  dodałam tuńczyka z puszki i jeszcze chwilę gotowałam. Ugotowałam makaron w osolonej wodzie,  odcedziłam gdy był al dente i wrzuciłam go do sosu.

Wymieszałam całość.  Porcje na talerzu posypałam utartym parmezanem i dodałam listki świeżego oregano.

Polecam,

Basia

Pierwsza cukinia i zupa rybna

Komentarzy - 2

No i jest! Pierwsza cukinia!

W sumie, to nie jestem pewna, czy to jest cukinia?  Jest jasna jak kabaczek.

No i niepostrzeżenie sporo urosła. Dosłownie 2 dni temu sprawdzałam i była  zdecydowanie zbyt mała, żeby ją zebrać. Dziś patrzę, a tu taki egzemplarz!

Przyjmijmy, że to jednak jest cukinia, no  bo takie były przecież nasiona.

Zajrzałam też do reszty naszych upraw ogrodowych i zauważyłam, że już zaraz będzie też  pora na zebranie patisona . Potem przyjdzie czas na dynię, ale tej z pewnością pozwolę urosnąć do sporych rozmiarów.

Jeśli chodzi o cukinie, to najbardziej lubię takie małe, z cienką skórką, której się nie obiera i można wręcz jeść na surowo.

Ta nasza pierwsza cukinia mimo, że nie jest najmniejsza, skórkę ma cieniutką a gniazda nasienne jeszcze niewykształcone, więc można ją kroić i jeść  w całości. Czyli wszystko zgodnie z planem.

A teraz pytanie, co ugotować z niej?

W związku z tym,  że Córka wyjechała na wakacje, mogę przyrządzić przysmak wyłącznie dla Męża.

Ostatnio mówił  znów coś o zupie rybnej.  Pomyślałam, że to właśnie będzie dobry pomysł:  zupa rybna w letniej wersji z cukinią i świeżymi ziołami.

Zupa rybna z cukinią i ziołami

składniki na 3 porcje

nieduża cukinia ( ja dałam połowę tej na zdjęciu) pokrojona w kosteczkę

nieduża cebula posiekana

2 nieduże pomidory sparzone , obrane i pokrojone dość grubo

kawałek selera, obrany i pokrojony drobno

marchewka obrana i pokrojona na talarki i jeszcze na pół

kawałek pora pokrojony dość drobno

kawałek posiekanej papryczki chili, według uznania

1 rozgnieciony ząbek czosnku

3 kawałki świeżego łososia bez skóry

około 1 płaskiej łyżeczki soli morskiej

sporo pieprzu świeżo zmielonego

około 50ml białego wina

2-3 łyżki sosu rybnego

siekana świeża natka pietruszki

świeży tymianek ( lub inne zioła, które lubicie)

oliwa do smażenia ( około 2-3 łyżek)

oliwa extra vergine do podania

Na patelni rozgrzałam oliwę do smażenia, na niej poddusiłam cebulę, pora, selera i marchewkę. Na końcu dodałam rozgnieciony czosnek,  pokrojoną cukinię i  pokrojone obrane pomidory. Wlałam wino. Dusiłam przez około 10 minut, uważając żeby się nie przypaliło.

W garnku zagotowałam wodę, dodałam do niej posiekaną papryczkę  chili i liść laurowy.

Gdy warzywa były już podduszone,  przełożyłam  je do garnka z gotującą się wodą.

Dodałam sól, cukier, wino, pieprz, sos rybny.

Do zupy włożyłam kawałki łososia i gotowałam jeszcze przez około 10 minut, aż ryba  była miękka, a warzywa jeszcze nierozgotowane.  Po ugotowaniu doprawiłam jeszcze około 1 łyżeczką octu winnego.

Gotową zupę  (już na talerzu)  posypałam siekaną natką pietruszki i świeżym tymiankiem, dodałam też  do każdej porcji nieco oliwy z pierwszego tłoczenia.

Smacznego,

Basia

Facebook

Likebox Slider for WordPress