Archwium dla ·

Bez kategorii

· Kategoria...

Shortbread czyli kruche, mocno maślane angielskie herbatniki

Brak komentarzy

Przechodząc ostatnio w Almie obok półki ze słodyczami zauważyłam pudełka z moimi ulubionymi angielskimi herbatnikami shortbread, czyli takimi kruchymi, mocno maślanymi ciastkami. I nabrałam na nie ochotę!

Pomyślałam zaraz, że zamiast kupować, sama takie upiekę. Przecież proces przygotowania  takich herbatników nie może być skomplikowany.

Zajrzałam do internetu i upiekłam.

Wyszły doskonałe, jeszcze lepsze niż te, które do tej pory kupowałam.

Polecam je gorąco,…ale miejcie świadomość, że są naprawdę  bardzo maślane :-)

 

Shortbread, kruche, mocno maślane herbatniki

 

300 g mąki

spora szczypta soli

115 g cukru

240 g masła

łyżeczka ekstraktu lub pasty z wanilii

1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

Do miski robota włożyłam mąkę z proszkiem, pokrojone w kosteczkę zimne masło,

dodałam sól, cukier, wanilię. Miksowałam, aż składniki się doskonale wymieszały. Następnie ręką zagniotłam ciasto do końca, uformowałam kulę i wstawiłam do lodówki na około 1/2 godziny.

Rozgrzałam piekarnik do około 170 stopni.

Wyjęłam ciasto z lodówki i rozwałkowałam na papierze do pieczenia na grubość około 7-8 mm. Ciasto jest bardzo kruche i się rozsypuje podczas wałkowania, więc żeby  utrzymać kształt włożyłam je do prostokątnego płaskiego naczynia do zapiekania, następnie wyjęłam je do góry nogami na arkusz papieru położony na blasze i ostrożnie pokroiłam (naprawdę bardzo delikatnie) ostrym nożem na prostokąty. Następnie patyczkiem zrobiłam dziurki w każdym ciastku, żeby podczas pieczenia nie wyrastały zbytnio do góry.

Wstawiłam do piekarnika, piekłam około 20-25 minut, aż były złotawe i wyglądały na upieczone.

Delikatnie zdjęłam z blachy i przełożyłam na talerz, uważając, żeby się nie połamały. Niektóre herbatniki troszkę się posklejały, dość blisko leżały obok siebie podczas pieczenia, ale kiedy wystygły trochę, łatwo dało się je oddzielić.

Doskonale smakowały z filiżanką angielskiej herbaty.

Moja Córka przypomniała sobie, że mamy w lodówce pudełeczko Brandy Butter, którego nie zużyliśmy podczas Świąt. Było przewidziane do  bożonarodzeniowego deseru, ale w rezultacie w ogóle nie zostało otwarte. Brandy Butter, to posłodzone masło z dodatkiem brandy i koniaku, którym smaruje się angielski Christmas pudding lub dodaje do jakiegoś innego deseru podczas tradycyjnego angielskiego bożonarodzeniowego obiadu.

Taki właśnie wspaniały obiad gotowała dla nas w ostatnie Boże Narodzenie nasza angielska Rodzina, która przyjechała do nas na Święta :-)

I właśnie tym Brandy Butter moja Rodzina posmarowała sobie maślane herbatniki! Można rzec: masło z masłem :-)

Ja zjadłam herbatniki solo, popijając dobrą angielską herbatą.

 

Brandy Butter sporo jeszcze zostało, chyba upiekę dziś jakieś drożdżowe ciasto, bo myślę, że z nim będzie się doskonale komponować.

 

Miłej niedzieli,

 

Basia

 

Grissini

Brak komentarzy

Bardzo lubię, jak w domu jest jakaś „dyżurna“ paczka grissini, włoskich paluszków upieczonych z ciasta chlebowego.

Do tej pory nigdy ich nie piekłam,  kupowałam takie, które dostępne sa w sklepach.

Ostatnio zapragnęłam grissini, ale okazało się, że nie ma ich w domu. Na to moja Córka stwierdziła, że żaden problem, można upiec!

Upiekła je i były wyśmienite!

Wczoraj, kiedy byłyśmy razem na zakupach, wstąpiłyśmy też do Almy. Byłyśmy wygłodniałe starsznie,  chciałam kupić coś do szybkiego przekąszenia w drodze do domu. Kiedy Córka zaproponowała grissini,  stwierdziłam, że nie,  grissini upiekę  sama !

Poprzestałyśmy na jednodniowym soku marchewkowym  :-)

Wprawdzie wczoraj nie udało mi się upiec paluszków, ale dziś już tak.

Mając doświadczenie paluszków pieczonych przez moją Córkę i tych upieczonych przeze mnie, na podstawie innego przepisu, uważam, że jeśli chcemy uzyskać cieniutkie grissini, nie należy do nich dawać zbyt dużo drożdży, ponieważ wyrastają dość mocno.

Zatem jeśli chcemy mieć cieniutkie paluszki, to myślę, że w zupełności wystarczy 20 g świeżych drożdży na 500 g maki. Jeśli  natomiast chcemy, żeby były grubsze, można dać 40 g na tę ilość mąki.

Grissini

 

500g mąki

20/ 40 g świeżych drożdży

300 ml ciepłego mleka

50 g oliwy extra vergine

łyżeczka soli morskiej

2 łyżeczki cukru

 

dodatki:

40 g utartego parmezanu

suszone oregano

mielona kozieradka

mielone chili

albo coś innego, na przykład suszony czosnek, czarnuszka, kminek, grubo zmielona sól morska

 

Drożdże wkruszyć do ciepłego mleka, dodać 2 łyżeczki cukru, wymieszać, zostawić  na kwadrans aż zaczną wyrastać z mleka.

Do  miski wsypać mąkę, sól, dodać oliwę i „rozruszane“ drożdże z mlekiem. Wyrabiać około 10 minut ( ja użyłam robota do tego). Gdy ciasto jest wyrobione, przykryć sściereczką i zostawić do wyrośnięcia na około godzinę.

Rozgrzać iekarnik do 190 stopni.

Ciasto podzielić na części, tyle części, ile chcemy mieć różnych dodatków do paluszków.

Ja zrobiłam 3 rodzaje, zatem podzieliłam na trzy części.

Do jednej dodałam utarty parmezan, do drugiej oregano suszone, a do trzeciej – szczyptę chili i mielonej kozieradki .

Ciasto rozwałkować na grubość około 0,5 cm. Następnie odkrawać cienkie paski o szerokości 0,5 cm i długości takiej, żeby zmieścił się na blasze do pieczenia. Każdy pasek rolować jeszcze na desce albo w rękach, mżna lekko naciągnąć na długość.

Paluszki układać na papierze do pieczenia, zostawiając między paluszkami miejsce na ewentualne wyrośnięcie.

Piec, aż zaczną się rumienić, i będą delkatnie wysuszone, jakieś 10-15 minut.

Grubsze dłużej, cienkie krócej.

Zaraz po upieczeniu musiałam ich spróbować.  Te grubsze maczałam w oliwie, w której zamarynowałam kiedyś oliwki i ma w zwiazku z tym bardzo ciekawy smak.  Pycha!

Polecam!

 

Basia

 

 

Przygotowania świąteczne

Komentarzy - 4

Dzisiejszy, ostatni przedwigilijny dzień był naprawdę niezwykle pracowitym dniem.

I teraz na koniec dnia muszę przyznać, że  jeśli chodzi o aspekt kulinarny, to sytuacja wydaje się być opanowana. Czyli dania wigilijne i świąteczne niemal gotowe!

Barszcz czerwony ugotowany, sałatka śledziowa zrobiona, podobnie z pasztetem, kompotem, paluszkami z makiem i chlebem. Jutro zostaje tylko zrobienie kulebiaka z łososiem i szpinakiem, kutii, a właściwie tylko połączenie maku, pszenicy i bakalii, bo wszystkie składniki czekają już przygotowane.

Resztę potraw wigilijnych przygotowują inni uczestnicy naszej Wigilii, Mama, Siostra i Teściowa, bo w tym roku znów będziemy w komplecie, zasiądziemy u nas w domu do stołu w gronie czternastu osób :-)

Dzisiaj również lukrowaliśmy resztę pierników. I muszę powiedzieć, że było to lukrowanie wielopokoleniowe. Poza mną, Córką i Mężem, który przysiadł z nami na jakieś 2 czy 3 pierniki, udało się namówić też Mamę na lukrowanie! Wprawdzie najpierw się wzbraniała, ale szybko dała się przekonać i chyba nawet spodobało jej się to lukrowanie i zdobienie pierników 😉

 

A kiedy my w kuchni gotowałyśmy i piekły, Mąż na zewnątrz ubierał dom w światełka. I teraz jest naprawdę pięknie i świątecznie oświetlony. Jutro  rano ubieranie choinki i  chyba możemy zaczynać Boże Narodzenie!

Wesołych Świąt!

 

Basia

Gazpacho, czyli zimna zupa pomidorowa :-)

Brak komentarzy

Z tym daniem zetknęłam się po raz pierwszy wiele lat temu podczas pobytu w Hiszpanii.

To jest taka zimna zupa, którą przyrządza się bez gotowania,  z dojrzałych  pomidorów, ogórka, papryki, oliwy i czosnku, które miksuje się razem.

Pierwszy raz, kiedy jadłam gazpacho (przygotowane przez Hiszpankę!)  wyraźnie wyczuwalne były w nim kawałki skórki pomidora albo papryki. Nie wiem właściwie, jak to się stało, że polubiłam tę zupę…, bo w takim wydaniu, była według mnie nieakceptowalna. Skórki z pomidora i papryki muszą być  usunięte, przecież!

Gazpacho, to fantastyczne, orzeźwiające i lekkie danie na upalne dni, zmiksowane na gładki krem i schłodzone, można podać z drobno pokrojonym dodatkowo pomidorem, ogórkiem, papryką, przygotowanymi wcześniej grzankami, albo po prostu kawałkami chleba. Choć to pierwsze w moim życiu gazpacho, podane było zupełnie bez dodatków, o ile pamiętam.

Jeśli nie ma czasu na chłodzenie, można do niego wrzucić w zamian parę kostek lodu.

Teraz mamy doskonały czas na przygotowywanie gazpacho, więc bierzmy się do tego, jak najczęściej!

 

Gazpacho

2 porcje

 

2 spore, dojrzałe pomidory sparzone i pozbawione skórki

1/2 niedużej cebuli posiekanej

dodatkowo 1 średni pomidor pokrojony w kosteczkę (czy ze skórką, czy bez, to już sami decydujcie, ja nie lubię do bezpośredniego jedzenia zdejmować skórki z pomidorów, bo wtedy tracą według mnie swój pomidorowy charakter)

1 średni ogórek – 1/3  ogórka zostawić i pokroić w kosteczkę na przykład

około 1/2 czerwonej papryki – 1/3 tej porcji również zostawić i drobno pokroić

ząbek czosnku

2 łyżki oliwy

sól

szczypta cukru

ocet winny

szczypta chili

listki świeżego oregano do przybrania

 

 

W blenderze zmiksować sparzone i obrane pomidory z posiekaną cebulą, kawałkiem posiekanej  papryki, kawałkiem ogórka, rozgniecionym czosnkiem, oliwą, przyprawami.

Zmiksowaną zupę przetrzeć szybko przez sitko, żeby usunąć skórki z papryki. Zupę wstawić do lodówki, albo dodać do niej kilka kostek lodu, żeby ją schłodzić.

W miseczkach lub na talerzach położyć odłożone, wcześniej pokrojone warzywa (pomidor, papryka i ogórek), nalać zupę, przybrać listkami świeżego oregano.

Podać z grzankami z bułki, albo z kawałkami chleba.

My zjedliśmy gazpacho z  resztą wczoraj upieczonego chleba z cukinią i papryką i było naprawdę fantastyczne :-)

 

 

Smacznego,

 

Basia

 

 

 

 

 

Szczęśliwego Nowego Roku!

Brak komentarzy

Za chwilę wejdziemy w Nowy Rok.

Niech ten 2012 rok będzie dla nas wszystkich dobry, bardzo dobry, najlepszy z możliwych!

Niech przyniesie wszystkim zdrowie, radość, miłość, pomyślność, życzliwość i dostatek.

Kochani, szczęśliwego Nowego Roku!

Basia

Irish Cream Tiramisu

Komentarzy - 2

Parę dni temu Znajoma zapytała mnie o przepis na tiramisu. I wtedy zdałam sobie sprawę z tego, jak  bardzo dawno go nie robiłam! Ostatnio  zrobiłam tiramisu z likierem Frangelico,  pisałam Wam wtedy o tym. Ale to było naprawdę dawno… chyba zimą albo wczesną wiosną!

Moje urodziny i zaplanowana kolacja dla Rodziny były dobrą okazją do tego, żeby znów przypomnieć sobie smak tego deseru :-)

Sięgnęłam tym razem do Nigelli po przepis już kiedyś przeze mnie wypróbowany, a mianowicie tiramisu z dodatkiem Irish Cream.

Jak zwykle trochę zmieniłam oryginalny przepis, głownie ze względu na mój strach przed salmonellą. Pominęłam więc  jajka i dodałam zamiast nich ubitą śmietankę kremówkę.

Przepis jest niezwykle prosty i zawsze wychodzi. Warto spróbować, polecam!

Ja spodziewałam się 12-14 osób na kolacji, więc ta ilość deseru przygotowana była z myślą o tylu porcjach mniej więcej. Użyłam formy do pieczenia o wymiarach 32 X 24 cm.

Irish Cream Tiramisu

około 350 ml mocnej kawy. Ja zrobiłam ją z około 10 kopiatych łyżeczek kawy rozpuszczalnej i 350 ml zimnej wody.

500 g mascarpone

500 ml śmietanki kremówki, dałam taką 36 %

kilka łyżek cukru pudru ( ja dałam 3 łyżki, w sumie około 50 g, ale jeśli wolicie słodszy deser, to można dać wiecej)

400 g biszkoptów podłużnych ( np San)

250 ml likieru Baileys albo Carolans

kilka łyżek kakao

W misce robota ubiłam śmietanę kremówkę na sztywno, dodałam cukier, jeszcze trochę ubijałam i odstawiłam. Następnie lekko ubiłam mascarpone i dodawałam do niego, ciągle ubijając,  ubitą wcześniej śmietankę. Do masy z mascarpone dodałam około 75 ml likieru i  jeszcze przez chwilę ubijałam.

W misce wymieszałam wodę z kawą i dodałam około 175 ml likieru. W formie do pieczenia układałam kolejno biszkopty zamoczone z obu stron w kawie z likierem.

Gdy warstwa biszkoptów była już cała, posypałam ją przez sitko kakao. Na biszkoptach ułożyłam warstwę śmietankową ( około 2/3 całej porcji), na niej znów warstwę biszkoptów zamoczonych w kawie. Resztą kawy polałam jeszcze biszkopty, a następnie położyłam pozostałą część masy śmietankowej. Całość wyrównałam, posypałam kakao.

Przykryłam szczelnie folią aluminiową i wstawiłam do lodówki.

Tiramisu podałam następnego dnia. To dobrze, jeśli ten deser ma czas poleżeć w lodówce do następnego dnia, a przynajmniej  kilka dobrych godzin.

Przed podaniem tiramisu posypałam jeszcze odrobiną kakao i pokroiłam.

Niepotrzebnie wyłożyłam formę papierem do pieczenia. Myślałam, że tak będzie lepiej, ale w rezultacie następnego dnia papier był wilgotny i utrudniał nabieranie kawałków tiramisu od spodu. To oczywiście nie było jakieś straszne nieszczęście, ale następnym razem nie będę jednak wykładać naczynia papierem do pieczenia :-)

Smacznego,

Basia

Wesołego Alleluja!

1 komentarz

Wesołego Alleluja!

Kochani, wszystkim Wam życzę najmilszych, najsmaczniejszych i najpogodniejszych Świąt Wielkanocnych.

Jednocześnie  chcę usprawiedliwić swój brak aktywności w ostatnich dniach, który jest spowodowany przygotowaniami do niezwykle ważnej rodzinnej uroczystości, jaką jest  ślub mojej Córki.

Liczę  zatem na Waszą wyrozumiałość :-)

Kochani, jeszcze raz życzę Wam Wesołych Świąt i do przeczytania wkrótce!

A teraz lecę do dalszych przygotowań…

:-)

Basia

Ciasto w angielskim stylu z marcepanem, suszonymi morelami i jabłkami,

Brak komentarzy

To jest bardzo angielskie ciasto!

Lubię takie ciasta, które mają dużo niespodzianek w sobie, bakalii, orzechów albo innych atrakcyjnych i niecodziennych dodatków.

Tu, poza morelami i jabłkami suszonymi, mielonymi orzechami, jest też marcepan.

Pierwszy raz też użyłam wody z kwiatów pomarańczy, którą dostałam ostatnio od mojej Córki.

Zaczęłam od tego, że włączyłam piekarnik, żeby się nagrzał i namoczyłam pokrojone morele i suszone jabłka w brandy.

Moja Mama jesienią obiera, kroi na cienkie plasterki i suszy jabłka. Potem dostajemy od niej papierowe torebki z tym przysmakiem i zwykle zjadamy je błyskawicznie. Czasem uda się  zachomikować trochę tych pyszności i są jak znalazł, na przykład do ciasta.

Marcepan pokroiłam w małą kosteczkę i na desce do krojenia wstawiłam do zamrażarki.

Kiedy owoce mokły w alkoholu wrzuciłam mąkę, mielone orzechy, jajka, cukier, miękkie masło, szczyptę soli, naturalną esencję pomarańczową i wodę pomarańczową do miski robota kuchennego

(Po cichu powiem,  że to w ogóle była inauguracja mojego nowego, KULTOWEGO robota, którego szczęśliwa posiadaczką właśnie się stałam. Ale przecież nieładnie jest się chwalić, więc nic więcej nie powiem na ten temat…)

Kiedy ciasto było doskonale zmiksowane wrzuciłam do niego owoce. Chciałam je odcedzić z tego winiaku, w którym mokły, ale okazało się, że owoce wessały cały płyn!

W końcu dodałam marcepan wyjęty z zamrażarki  i jeszcze raz wymieszałam w robocie.

Tortownicę o średnicy 20 cm wyłożyłam papierem do pieczenia. Przełożyłam do tortownicy ciasto, wyrównałam wierzch i wstawiłam do piekarnika rozgrzanego do 150 stopni, piekłam około 2 godzin. Gdy ciasto było złociste sprawdziłam patyczkiem,  czy jest gotowe. Patyczek była suchy, więc wyjęłam tortownicę z ciastem z piekarnika.

Kiedy ciasto wystygło trochę musiałam go spróbować!

Bardzo fajne jest i ciekawe, dość kruche i jednocześnie wcale nie jest suche, dzięki owocom. Jest też trochę migdałowe dzięki marcepanowi. No i trochę też jest orientalne, dzięki wodzie pomarańczowej.

Siedząc przy niedzielnym stole i tylko  je skubiąc,  „zmietliśmy” prawie całe…

Aha, no i  robot też się spisał w tej sprawie całkiem nieźle:-)

Ciasto z marcepanem, suszonymi morelami i jabłkami

175g mąki

50 g mielonych orzechów laskowych

około 75-100 ml alkoholu do namoczenia owoców

około 350g suszonych moreli i jabłek pokrojonych, mogą też być inne owoce np.: śliwki suszone, wiśnie, rodzynki lub inne.

100g marcepanu

100g masła

100 g cukru

2 łyżeczki wody pomarańczowej

szczypta soli

2 jajka

naturalna esencja pomarańczowa lub ewentualnie otarta skórka z pomarańczy albo

cytryny

Bardzo polecam,

Basia

Bigos!

Brak komentarzy

Okres pomiędzy świętami Bożego Narodzenia i Nowym Rokiem, to bardzo przyjemny czas. Życie wtedy płynie jakoś tak inaczej, odświętniej, leniwiej. Świat wokół wciąż zdobią dekoracje świąteczne, wielu ludzi ma wtedy wolne dni, i pewnie mamy w domach jeszcze  różne świąteczne pyszności, dzięki którym  ciągle jeszcze świętujemy .

Nawet, jeśli musimy chodzić do pracy w tych dniach, pracuje się całkiem miło.

Z tym właśnie okresem kojarzy mi się najlepszy bigos.

Bigos, który powstaje właśnie po świętach. Do takiego bigosu dodaje się kawałki  upieczonych świątecznych mięs, których jak zwykle zrobiliśmy się za dużo :-),  suszone grzyby i  koniecznie dużo suszonych śliwek!

Nie obejdzie się też bez cebuli, garści owoców jałowca, rozgniecionych porządnie w moździerzu, no i bez czerwonego wina, rzecz jasna.

Bigos musi być „stary”. To nie może być po prostu  ugotowana kapusta .

Tej „starości” w ekspresowym tempie dodają suszone śliwki ( można też wykorzystać śliwki z kompotu wigilijnego, jeśli  go trochę zostało). A jeśli trzeba superekspresu, to polecam dobre powidła śliwkowe, koniecznie domowe! W mgnieniu oka przeistoczą wspomnianą ugotowaną świeżą kapustę w  szlachetny bigos.

Moja Córka lubi kawałki kiełbasy w bigosie, więc nawet jeśli  w bigosie są już pieczone mięsa, zawsze dodaję  też sporo kiełbasy,  … bo zwykle zanim bigos jest gotowy, połowa kiełbasy jest już z niego wybrana :-)

W zależności od kwaśności kiszonej  kapusty dodaję świeżej kapusty,  jeśli kapusta jest bardzo kwaśna, a jeśli jest zupełnie odwrotnie i potrzeba ją właśnie dokwasić,  dodaję koncentrat pomidorowy.

Jeśli chodzi o przyprawy, to poza wspomnianymi wcześniej rozgniecionymi owocami  jałowca  daję liście laurowe, pieprz, angielskie ziele i koniecznie kminek.

Mój bigos jest słodko-kwaśny, taki lubimy najbardziej. Dobrze, żeby był aromatyczny i esencjonalny, ale jednocześnie,  żeby kapusta nie było rozgotowana. Trzeba więc znaleźć umiar jeśli chodzi o czas jego gotowania. Parę godzin na małym ogniu wystarczy.  A jeśli, przez przypadek , nawet troszkę się przypali, to prawdopodobnie też mu  to nie zaszkodzi ! Potem dobrze go schłodzić. Taki bigos może poleżeć dobrych kilka dni w lodówce czy innym chłodnym miejscu, można też go zamrozić, jeśli jest potrzeba.

A w ogóle, to jest niezastąpiony podczas spontanicznych spotkań towarzyskich, o które w tym przyjemnym okresie tak łatwo.

Zatem zapraszam do gotowania bigosu!

Basia

Ryż z makaronem po arabsku

1 komentarz

Pisząc niedawno  o kurczaku tandoori, do którego  na kolację podałam  ryż z makaronem, obiecałam kiedyś więcej   o tym napisać.

To pewnie dla niektórych dziwnie brzmi: …ryż z makaronem.

W rzeczywistości to bardzo ciekawa alternatywa dla „zwykłego” ryżu i całkiem  interesujące  jego  nowe wcielenie.

Dla mnie jednak nie takie nowe, bo to kolejna,  zaimportowana przed laty  z Egiptu potrawa.

Po arabsku to roz bi shi’riyya, ryż ugotowany wraz z podsmażonym wcześniej na oleju cieniutkim makaronem nitki.

Pamiętam, że gdy pierwszy raz go jadłam w kairskiej restauracji, podano go z pysznie przyrządzonymi drobiowymi wątróbkami.

Przygotowanie takiego ryżu jest niezwykle proste. I właściwie jest tylko jeden krytyczny moment,  czyli smażenie makaronu. Trzeba go wystarczająco długo smażyć, żeby był odpowiednio brązowy i jednocześnie na  tyle wcześnie to smażenie przerwać, żeby makaron się nie przypalił.

W wysokiej temperaturze, w jakiej ten proces przebiega, dość  jeszcze długo po zdjęciu z ognia ciągle trwa smażenie i wtedy może właśnie się makaron przypalić. Dlatego trzeba dobrze wyczuć moment zdjęcia smażącego się makaronu z ognia. Poza tym,  żadnych problemów nie przewiduję.

Roz bi shi’riyya ( ryż z makaronem typu nitki )

2 filiżanki ryżu ( dałam  zupełnie zwykły,  długoziarnisty)

spora garść makaronu nitki

3-4 łyżki oleju

sól (według uznania)

4 filiżanki wody

W rondlu z dość grubym dnem rozgrzałam olej.

Gdy był gorący wrzuciłam do oleju makaron. Ciągle go mieszając  smażyłam aż  zrobił się ciemnobrązowy, ale jeszcze nieprzypalony.  Wtedy dodałam  ryż i zamieszałam. W gorącym tłuszczu ryż zaraz się zaczął prażyć. Jednak żeby nie przypalić ciemnego już makaronu, przerwałam  to prażenie dodając wodę. Posoliłam i doprowadziłam do wrzenia, a potem zmniejszyłam moc gotowania do minimum, po chwili przykryłam i zostawiłam, aż ryż wchłonął całą wodę i był gotowy do jedzenia.

Taki ryż można podawać  właściwie do wszystkiego, … a ja go najbardziej lubię solo:-)

Polecam!

Basia

Facebook

Likebox Slider for WordPress