Archwium dla ·

mięso i warzywa

· Kategoria...

Gulasz wołowy z papryką

Brak komentarzy

Moja Córka narzeka, że za rzadko gotuję mięso, a szczególnie wołowinę. To prawda, że nie jestem jakoś szczególnie mięsożerna i nie ciągnie mnie do mięsnych dań,  również do ich gotowania.

No to dziś będzie trochę mięsa, w sam raz na jesienny chłód :-)

 

Gulasz z papryką

 

900 g wołowiny pokrojonej w kostkę o boku około 1,5-2 cm

140 g boczku w plastrach pokrojonego w paseczki

2 cebule posiekane

papryka czerwona pokrojona w kostkę, podobnie jak mięso

papryka zielona jw

3 ząbki czosnku rozgniecione

2 duże, albo 4 średnie ziemniaki pokrojone w kostkę, jak mięso i papryka

2  średnie marchewki pokrojone w plasterki, lub mniejsze kawałki, jeśli marchewki są grube

około 400 g przecieru pomidorowego

6 łyżek sosu sojowego

5 łyżek oliwy

2 spore łyżki papryki słodkiej mielonej

szczypta chili

gorąca woda

 

 

Na gorącej oliwie podsmażyć boczek z cebulą, nie przypalić i nie rumienić cebuli.

Dodać czosnek i przez około 2 minuty jeszcze smażyć.

Dodać mięso i smażyć ze wszystkich stron, dodać paprykę mieloną, sos sojowy i przecier pomidorowy, gdy zawrze dodać szklankę  gorącej wody, zagotować i jak znów zawrze, zmniejszyć moc kuchenki, przykryć i zostawić, niech się dusi przez co najmniej 2 godziny. Wołowina, niestety, potrzebuje dużo czasu… Najlepiej zapomnieć, że się gotuje :-)

Kiedy mięso już jest miękkie, dodać pokrojone ziemniaki i marchew, lekko posolić i dolać gorącej wody, jeśli trzeba, ale pewnie będzie trzeba.

Po kolejnych 15 minutach dodać pokrojoną paprykę i dalej dusić.

Gdy papryka będzie miękka, po pewnie 10 minutach, wyłączyć i zdjąć z kuchenki.

 

Smacznego,

 

Basia

 

Szwy na kciuku i zupa z pulpecikami

Brak komentarzy

W weekend będziemy lukrować pierniki!

To znaczy, chyba ja sama będę musiała poradzić sobie z tą górą pierniczków…

Moja Córka parę dni temu, jak to ładnie określiła, odfiletowała sobie prawy kciuk!  Niezbędna była interwencja chirurgiczna i aktualnie ma na kciuku 3 szwy.

Życie bez kciuka, jak doskonale wiadomo, jest niezwykle uciążliwe. A życie z niefunkcjonalnym i do tego bolesnym kciukiem dodatkowo przykre… :-(

Uważajcie zatem w kuchni! Szczególnie teraz przed Świętami, kiedy tyle roboty się zapowiada.

A ja tymczasem, zanim zacznę kuchenne prace przedświąteczne, ugotowałam zimową zupę z pulpecikami.

Taka zupa, to z pewnością może być obiad jednodaniowy. Chyba dobry pomysł w okresie, kiedy czeka nas sporo pracy z przygotowaniem do Świąt.

Zupa z pulpecikami, pomidorami i soczewicą

około 5 porcji

około 500 g mięsa mielonego ( dałam w połowie wołowe i wieprzowe)

2 ząbki czosnku

1 jajko

2 płaskie łyżeczki oregano

trochę bułki tartej

oliwa do smażenia

puszka pomidorów bez skórki, ale można dać przecier pomidorowy

około 150 g mieszanych warzyw, dałam mrożoną mieszankę warzyw: marchew, por, pietruszka, seler

2 kopiate łyżeczki bulionu w proszku

4 łyżki sosu sojowego

puszka soczewicy, ale można dać na przykład drobną fasolkę z puszki albo ugotowaną samodzielnie

75 g drobnego makaronu, dałam taki trójkolorowy, bo akurat taki miałam w domu

cukier

sól

Mięso wymieszałam dobrze z rozgniecionym czosnkiem, solą, jajkiem i oregano, uformowałam małe kulki ( było ich dwadzieścia parę) i delikatnie obtoczyłam w bułce tartej.

Usmażyłam te małe pulpeciki na oliwie, przewracałam co chwilę, żeby usmażyły się ze wszystkich stron.

W garnku zagotowałam około 1 litra wody, dodałam do niej  warzywa mrożone, a następnie dodałam pomidory z puszki wcześniej zmiksowane, bulion, sos sojowy, łyżeczkę cukru. Gdy warzywa były już ugotowane dodałam makaron, odcedzoną soczewicę, i włożyłam kulki z mięsa.

Całość gotowałam, aż makaron był miękki. Może trzeba będzie jeszcze dolać wody, gdyby zbytnio wyparowała.

Gotową zupę jeszcze przyprawiłam,  bo wcześniej nie dawałam soli, mając na uwadze, że  gotowanie pulpecików w zupie zmieni jej smak.

Na talerzu zupę posypałam posiekaną dymką, ale zamiast dymki możecie użyć, oczywiście, swoich ulubionych ziół.

Zupa jest gęsta,  a szczególnie, jeśli trochę postoi, to makaron wchłonie sporo wody. Więc jeśli nie lubicie takiej gęstej, to trzeba będzie dodać więcej wody no i odpowiednio przyprawić :-)

No i tę zupę można również posypać przed podaniem parmezanem, będzie pycha!

Polecam,

Basia

Schab duszony z pomidorami i papryką

Brak komentarzy

Ciepła, słoneczna  jesień kojarzy mi się z dojrzałą, czerwoną papryką, taką aromatyczną, słodką i soczystą. A najlepiej, jeśli węgierską :-)

Przyznaję, że dość długo nie mogłam przekonać się do gotowania papryki, być może ze względu na niechęć mojej Córki do niej.

Ale od pewnego czasu bardzo lubię paprykę,  pojawia się u mnie i na surowo i  ugotowana, szczególnie w postaci sosów, na przykład takiego, jaki zrobiłam do schabu.

Schab duszony z sosem z papryki, pomidorów i suszonych pomidorów

około 450 g schabu bez kości

duża czerwona papryka pokrojona

puszka pomidorów bez skórki krojonych

2 rozgniecione ząbki czosnku

łyżeczka słodkiej papryki w proszku

100 g suszonych pomidorów pokrojonych w paski

oliwa do smażenia

2 łyżeczki cukru lub więcej jeśli lubicie

1 łyżka octu balsamicznego

2 łyżki sosu sojowego

łyżeczka suszonego oregano

sporo świeżo zmielonego pieprzu

sól według uznania

listki świeżego oregano

Schab pokrojony cienko, na plastry grubości 1 cm i lekko posolony obsmażyłam na patelni na oliwie z obu stron i odstawiłam.

Paprykę poddusiłam na drugiej patelni, dodałam czosnek,  gdy papryka zmiękła dodałam ocet balsamiczny, przyprawy (oprócz oregano) i pomidory z puszki, razem dusiłam jeszcze przez chwilę a potem zmiksowałam w blenderze i przetarłam przez sito, żeby pozbawić sos kawałków skóry z papryki. Sos  przelałam na patelnię dodałam podsmażony schab i oregano suszone, suszone pomidory i całość dusiłam do czasu, gdy schab był miękki. Gotowe danie posypałam świeżymi listkami oregano.

Smacznego,

Basia

Grecka opowieść cd

Komentarzy - 2

No to wreszcie ciąg dalszy greckiej opowieści i obiecana mussaka.

Właściwie, to powinnam chyba napisać musaka, no albo moussaka.

Niech zostanie jednak musaka.

To jest danie podpatrzone w greckiej tawernie. Przygotowane według mojego przepisu i doświadczenia, na podstawie degustacji oryginalnego dania. Oczywiście nie wiem, jak dokładnie brzmi zastosowana przez kucharza receptura, mogę się jedynie spodziewać :-)

Taką wersję musaki widziałam po raz pierwszy. Ale spodziewam się, że przepisów na musakę jest co najmniej tyle, ile u nas na bigos!

Zaskoczyły mnie w niej ziemniaki. Nigdy do tej pory nie spotkałam  się z musaką z ziemniakami, ale to nie przeszkadzało mi jej przyrządzić.

Ugotowałam obrany  jeden duży ziemniak w osolonej wodzie. Gdy był prawie miękki pokroiłam go na plasterki o grubości około 0,5 cm.

2 średnie bakłażany pokroiłam wzdłuż w plastry o grubości około 0,8-1 cm i na oliwie grillowałam na patelni z obu stron.

Około 0,5 kg wołowego, chudego mięsa mielonego podsmażyłam bez tłuszczu na patelni, dodałam czosnek, a potem puszkę pomidorów z puszki, 2 kopiate łyżki koncentratu pomidorowego (bo sos wydawał m się za mało pomidorowy) i trochę wody, pewnie około 100 ml. Dusiłam mięso z pomidorami, dodałam oregano, pieprz i sól, na koniec doprawiłam jeszcze odrobiną octu balsamicznego i szczyptą cukru.

Przygotowałam sos beszamelowy, na dość głębokiej teflonowej patelni (mam złe wspomnienia z gotowania beszamelu w rondlu) roztopiłam kopiatą łyżkę masła, wsypałam 2 łyżki mąki i zrobiłam jasną zasmażkę, wlałam powoli, ciągle mieszając, 2 filiżanki mleka ( ok.300 ml) i kiedy sos zgęstniał, odstawiłam. Dodałam do niego sporą szczyptę gałki muszkatołowej, pieprz i odrobinę posoliłam (z solą trzeba uważać, bo jeszcze do beszamelu dodaje się ser). Kiedy sos przestygł dodałam do niego około 50 g startego  sera dziugas (taki  dojrzewający ser niby-parmezan, o którym już tu wspominałam, taki miałam w domu. Ale może być  oryginalny parmezan albo inny ostry ser np. prawdziwy cheddar, albo  też gruyere). Wymieszałam sos z serem i odstawiłam.

W naczyniu do zapiekania wysmarowanym oliwą ułożyłam na dnie jedną warstwę plasterków z ziemniaków. Na ziemniakach położyłam warstwę bakłażanów, na nich rozłożyłam rozgnieciony ząbek czosnku, posypałam pieprzem i skropiłam lekko octem balsamicznym, położyłam połowę sosu mięsno-pomidorowego, położyłam znów warstwę bakłażanów, sos mięsno-pomidorowy a na wierzch beszamel wymieszany z serem. Posypałam listkami oregano.

Wstawiłam do piekarnika rozgrzanego do około 180 stopni, piekłam około 40 minut, aż wierzch zaczął się złocić.

Zjedliśmy ją z radością, …i myślę, że nie była daleka od oryginału:-)

Musaka rodem z Zakynthos

porcja dla minimum 4  osób, a pewnie jednak 6 :-)

1 duży ziemniak

2 średnie bakłażany

oliwa do smażenia bakłażanów

ok.500 g mielonego mięsa wołowego

puszka pomidorów krojonych

2 kopiate łyżki koncentratu pomidorowego

2-3 ząbki czosnku

sól, pieprz, oregano, cukier, ocet balsamiczny

ok.300 ml mleka

2 łyżki mąki

1 kopiata łyżka masła

50 g sera dziugas ( albo parmezanu)

gałka muszkatołowa, pieprz, sól

Smacznego,

Basia

Polędwiczki i słodko-kwaśne pory

Brak komentarzy

Zakupy na placu targowym w sobotę już trochę po południu, to nie był najlepszy pomysł.

Nie było już jaj bez pieczątki, warzywa były przebrane, a w sklepiku z mięsem spore spustoszenie. Nie miałam pomysłu na obiad…, ale kiedy mój wzrok padł na miskę pełną (o dziwo!) polędwiczek wieprzowych, wiedziałam już, czym uszczęśliwię dziś domowników.

I wtedy uświadomiłam sobie, że to będą moje pierwsze w  życiu polędwiczki.

A to wszystko w związku z brakiem u mnie pociągu do mięsa i jednocześnie małym entuzjazmem do przygotowywania dań mięsnych.

Ale czego się nie robi, żeby wywołać uśmiech na twarzach najbliższych?

Polędwiczki z pewnością tego dokonają:-)

No dobrze, ale co do polędwiczek?

Na szczęście warzywniaki nie były jeszcze całkiem puste, kupiłam pory, sałatę, ogórki, pomidory i ziemniaki. Będzie „normalny” obiad!

Polędwiczki pokroiłam ukośnie na plastry około 2 cm grubości, rozpłaszczyłam je nieco ręką, w misce wymieszałam  oliwę z rozgniecionym czosnkiem, czerwonym winem, sporą ilością pieprzu  i zamarynowałam w tym polędwiczki.

Umyte dobrze pory pokroiłam dość drobno w plasterki o grubości około 0,5 cm.

Na rozgrzanej patelni dusiłam pory na oliwie, dodałam też trochę masła, cukier demerara, wino, chili, ocet balsamiczny, sól i pieprz. Gdy pory zmiękły, odstawiłam je.

Na drugiej rozgrzanej patelni smażyłam z obu stron, zamarynowane wcześniej polędwiczki. Nie miałam doświadczenia, więc smażyłam  je trochę „na oko”. Chyba jakieś kilkanaście minut.

Na koniec dodałam przygotowane wcześniej pory i całość poddusiłam jeszcze przez chwilę. Polędwiczki i takie słodko-kwaśne pory, to bardzo ciekawe połączenie:-)

Podałam je z sałatą i podsmażanymi plastrami ziemniaków.

Polędwiczki wieprzowe z pikantnymi, słodko-kwaśnymi porami

dla 4 osób

około 700 g polędwiczek wieprzowych

oliwa do zamarynowania ( ok 3-4 łyżki)

wino do marynowania około 70 ml

rozgnieciony czosnek, sól, pieprz

2 pory ( tylko białe i jasnozielonkawe  części)

2 łyżki oliwy

łyżeczka octu balsamicznego

100 ml czerwonego wina

łyżka masła

2 łyżeczki cukru demerara

szczypta chili

sporo pieprzu

sól według uznania

Smacznego,

Basia

Risotto ze szpinakiem, schabem i suszonymi pomidorami

Komentarzy - 4

Właściwie, to miało być co innego na obiad, ale w lodówce był ugotowany ryż z poprzedniego dnia. Był też schab zamarynowany do grillowania, którego okazało się być za dużo na grillowana kolację. W związku z tym zdecydowałam, że jednak zużyję to, co jest w lodówce.

Schab, wcześniej zamarynowany z oliwą, czosnkiem, chili, oregano, pieprzem i białym winem,  pokroiłam na wąziutkie, cienkie paski, wrzuciłam na patelnię i najpierw podsmażyłam a potem poddusiłam. Trwało to kilkanaście minut albo trochę więcej. Gdy był miękki odstawiłam.

Rozmroziłam około 200 g szpinaku, rozgrzałam patelnię z odrobiną oliwy, dodałam rozgnieciony czosnek i szpinak, przez chwilkę tylko je dusiłam, dodałam wino, ocet winny i posoliłam. Do schabu dodałam ugotowany ryż, pokrojone suszone pomidory, sporo posiekanego, świeżego ogrodowego oregano. Zaznaczam, że ogrodowego, bo takie zioła z ogrodu mają nieporównanie większy aromat i wyrazisty smak.

Wymieszałam wszystko delikatnie, gotowe danie posypałam parmezanem, ozdobiłam czarnymi oliwkami i listkami świeżego oregano.

Zamiast schabu można spokojnie dać filet z kurczaka, albo jakies inne kawałki mięsa, jeśli akurat coś macie w domu. Można tez zupełnie pominąć mięso,… ale moja rodzina chyba tego nie chciałaby :-)

Risotto ze szpinakiem, schabem i suszonymi pomidorami


filiżanka suchego ryżu ( ugotować ulubioną metodą, ja jak zwykle pozostaję wierna egipskiemu sposobowi)

około 300 g schabu ( najlepiej zamarynowanego wcześniej)

200 g mrożonego szpinaku

kilka suszonych pomidorów pokrojonych w paseczki

kilka czarnych oliwek

sporo posiekanego świeżego oregano

sól, pieprz, chili

odrobina  octu winnego i  około 50 ml wina do szpinaku

rozgnieciony spory ząbek czosnku

utarty parmezan

kilka czarnych oliwek

Smacznego,

Basia

P.S.

Dziewczyny, nie martwcie się!

Ten obiecany makaron też będzie wkrótce.

Nie zapomniałam  o tym :-)

Ciasto na pierniki bożonarodzeniowe i zakręcona kanapka

Komentarzy - 4

Ciasto na pierniki zrobione!

To znaczy pierwszy etap, oczywiście.

Zwyczaj pieczenia pierników wprowadziła do naszego domu moja  starsza o 3 lata, jedyna  Siostra, kiedy byłyśmy kilkunastoletnimi dziewczynami. Wypatrzyła  je w jakimś zagranicznym czasopiśmie i  od tego się zaczęło. I potem już każdego roku piekłyśmy pierniki na  Boże Narodzenie. Jak tylko była okazja,  przywoziłyśmy z zagranicy kolorowe barwniki spożywcze do barwienia lukru, kolorowe cukiereczki , maleńkie „groszki” i „maczek” do zdobienia pierniczków.

Kiedyś, nie pamiętam dokładnie kiedy, ale na pewno kilkanaście już lat temu, przeczytałam o dawnym, tradycyjnym  sposobie przygotowania  ciasta na pierniki  na wiele tygodni, czasem miesięcy albo nawet lat(!),  przed pieczeniem.

Ciasto odstawione w chłodne miejsce dojrzewało,  żeby pierniki z niego upieczone były najsmaczniejsze.

Czytałam też o  zupełnie współczesnych,  choć oczywiście wywodzących się z tradycji,  sposobach przygotowania ciasta na wypieki  we włoskiej kuchni, tam tez ciasto leżakowało wiele miesięcy zanim zostało upieczone.

Bardzo spodobał mi się pomysł rozpoczęcia przygotowań do pieczenia świątecznych pierników na długo przed świętami, bo zawsze przygotowania świąteczne mnie ogromnie cieszyły i jakby wydłużały radość ze świąt.  A teraz ta radość mogła zacząć się jeszcze wcześniej.

Wprawdzie według starych receptur dojrzewające ciasto na tradycyjne  polskie pierniki składało się z mąki, przypraw, miodu, jajek i tłuszczu, ja miałam obawy przed tym, czy zostawione na  kilka tygodni jajka i tłuszcz się nie zepsują.  Dlatego wtedy, wiele lat temu zaczęłam przygotowywać ciasto w oparciu o ten włoski zwyczaj, tam jajka i tłuszcz dawało się później.

I tak, od tamtego czasu co roku przygotowuję pierniki na wiele tygodni przed świętami.

Czasem wcześniej, czasem później, im mniej czasu jest  do świąt, tym wyższa temperatura dojrzewania. Jeśli zrobię ciasto na miesiąc przed pieczeniem, to trzymam je w chłodnej spiżarce, jeśli na 2 tygodnie, to już czeka w kuchni, gdzie jest ciepło.

A piekę pierniki zaraz na początku grudnia, żeby zdążyły jeszcze zmięknąć do Bożego Narodzenia.

Na kilka dni przed Wigilią lukrujemy i zdobimy je.

Z pewnością Wam o tym opowiem.

(A to kilka zeszłorocznych pierników, które własnie znalazłam! Były dobrze schowane w metalowym pudełku i zapomniane… trzymają się jednak  całkiem nieźle! Są mięciutkie, tylko lukier trochę wypłowiał :-) Pewnie powiesimy jej na choince).

A zrobione właśnie  ciasto na pierniczki  odpoczywa sobie, dałam kilogram mąki żytniej ( pierniki robi się z mąki żytniej właśnie, między innymi dlatego, że taka mąka zatrzymuje wilgoć), 2 opakowania przyprawy do pierników , około 1000g dobrze   ciepłego miodu. Wymieszałam wszystko dokładnie, przykryłam ściereczką żeby oddychało i zostawiłam. Tym razem już  w kuchni, bo do pieczenia pozostały 2 albo  najwyżej 3 tygodnie.

Ale żeby nie obyło się dziś bez jedzenia, proponuję „zakręconą kanapkę” z kurczakiem, warzywami i dressingiem curry . Naprawdę pycha!

Wrap z kurczakiem,  warzywami i dressingiem curry

 

na 3 porcje

3 tortille pszenne

olej

około 250-300 g filetu z kurczaka

rozgnieciony ząbek czosnku

sól

kawałek sałaty lodowej posiekanej ( około ¼ średniej główki)

kilka pokrojonych w plasterki czarnych oliwek

siekana świeża  bazylia, ale może być kolendra, natka pietruszki czy co tam lubicie:-)

2 nieduże  pomidory pokrojone w kostkę  lub  niewielkie plasterki

nieduży ogórek pokrojony w plasterki

cebula dymka albo szalotka albo drobno posiekana cebula po prostu

około 3 łyżek majonezu ( nigdy nie używam kieleckiego!!)

spora szczypta curry, ja dałam pewnie około płaskiej łyżeczki plus szczypta do przyprawieni kurczaka

odrobina octu winnego

około 30-40 g sera cheddar utartego

Na  rozgrzanej patelni usmażyłam pokrojonego w małą kostkę kurczaka, przyprawiłam go curry, solą, czosnkiem. Podlałam nieco wodą, dusiłam, aż zmiękł. Ostudziłam trochę.

Zrobiłam sos mieszając majonez, curry , odrobinę octu winnego.

W misce wymieszałam pokrojone warzywa, oliwki, kurczaka i zioła.

Na patelni posmarowanej tylko delikatnie olejem ( przy pomocy pędzelka) podgrzałam  tortille aż zarumieniły się nieco z jednej,  a potem z drugiej strony.

Wymieszałam warzywa z sosem. Na każdej podpieczonej tortilli położyłam 1/3  nadzienia, zrolowałam, przekroiłam na ukos, położyłam oba kawałki na talerzu i posypałam serem cheddar.

Smacznego,

Basia

Meksykańska lazania

Komentarzy - 9

Dziś sięgnęłam po przepisy z nowej książki Nigelli.

Obiecałam Wam, że będę relacjonować testowanie tych przepisów,  więc  właśnie się za to zabieram.

Nie będzie to jednak przepis oryginalny tym razem,  bo  jak zwykle zrobiłam po swojemu.

Znalazłam ciekawie zapowiadającą się lazanię meksykańską.

(Dziwnie trochę wygląda „lazania” napisana po polsku, ale ta nazwa  jest już tak zadomowiona u nas, że kiedy w pierwszej chwili napisałam „lasagne meksykańska” to  zorientowałam się, że to wygląda jeszcze dziwniej)

Lazania zrobiona jest z placków tortilla, zapieczonych z sosem i serem.

W książkowej wersji nie ma w niej mięsa,  jest za to papryka i kukurydza, której ja jakoś nie lubię używać w kuchni. Dlatego u mnie nie ma kukurydzy.

Przepis jest nieskomplikowany i niezbyt czasochłonny, potrzeba tyle czasu ile zabiera ugotowanie sosu, a potem półgodzinne pieczenie,  w sumie jakieś 40 minut.

Myślę, że warto go spróbować.

Moja Córka jest zachwycona tym daniem.

Meksykańska lazania

6 placków tortilla pszenna o średnicy około 25 cm

2 puszki  pokrojonych pomidorów bez skórki

1 puszka fasoli red kidney

ok. 150g utartego sera cheddar albo innego ostrego

ok. 400g mięsa mielonego

rozgnieciony ząbek czosnku

cebula posiekana

oliwa

chili (ilość według uznania)

sól

łyżeczka cukru

sos :

nieduże awokado

drobniutko posiekana szalotka

szczypta soli

szczypta cukru

łyżeczka sosu chili

sok wyciśnięty z około ¼  limonki

2 łyżki kwaśnej śmietany

Rozgrzałam piekarnik do około 200 stopni.

Na rozgrzanej oliwie podsmażyłam cebulę, uważając żeby się nie przypaliła.

Dodałam mięso mielone i czosnek i razem smażyłam, dodałam pomidory z puszki i wodę, mniej więcej tyle ile mieści się w jednej puszce.

Dodałam fasolę,  chili, sól i cukier. Dusiłam razem około 10 minut.

Do naczynia do zapiekania wlałam około 1/4  sosu. Położyłam 2 placki i na wierzch dałam znów 1/4 sosu i posypałam 1/3 sera. Położyłam kolejne 2 placki, sos i ser, znów 2 placki resztę sosu i resztę sera.

Wstawiłam do piekarnika.

Po około 20 minutach zauważyłam, że wierzch rumieni się zbyt intensywnie. Przykryłam lazanię folią aluminiową i zmniejszyłam moc piekarnika. Po kolejnych 10 minutach wyjęłam gotowa lazanię.

Nigella proponuje do swojej lazanii salsę z awokado. Ja też zrobiłam sos z awokado, trochę inny:-)

Rozgniotłam dojrzałe i miękkie jak masło awokado , dodałam posiekaną drobniutko szalotkę, sos chili, sok z limonki , szczyptę soli i kwaśną śmietanę.

Ten sos doskonale pasował do lazanii.

Smacznego,

B

Kuleczki z mięsa i sera pleśniowego ( nie kotlety mielone)

Komentarzy - 2

Nie lubię kotletów mielonych.

Lubię mięso mielone uformowane w kulki i usmażone albo  grillowane.

A różnica jest taka, że kotlety mielone to tylko trochę mięsa a poza tym zwykle mnóstwo bułki.

Moje kulki z mięsa, to mięso plus konkretny dodatek, który ma urozmaicić smak,  a nie spowodować, że porcja mięsa wydaje się większa, choć w rzeczywistości  jest mniejsza.

Jeśli ma być mięso,  to mięso!

Dlatego w mojej kuchni unikam tradycyjnej formy „mielonych” i  robię z mięsa kulki.

Nikt nie pomyśli przecież, że to mielone kotlety, skoro nie są.

Tym bardziej, że zawsze w nich znajdzie się coś zupełnie niecodziennego dla  takiego dania.

Dziś do kulek dodałam ser pleśniowy i tymianek.

Mmmmm, ale wyszły dobre…

Podałam je z patisonem, papryką i cebulą uduszonymi wraz z oliwkami zielonymi i czarnymi na oliwie.

Przyprawionymi czosnkiem,  octem winnym, odrobiną cukru i soli oraz przywiezionym z Węgier kremem z papryki w tubce.

Kuleczki z mielonego mięsa z serem pleśniowym i świeżym tymiankiem

na około 25 sztuk o średnicy  3,5 cm

około 400-500 g mięsa mielonego ( ja dałam ok. 450g mieszanego,  chudego wołowego i wieprzowego)

około 150 g sera Lazur utartego na grubej tarce

mała cebula drobniutko posiekana

odrobina soli ( uwaga, ser jest już słony!)

pieprz świeżo zmielony

listki świeżego tymnianku

2 łyżki oliwy ( dodać do mięsa)

rozgnieciony ząbek czosnku

sól

W misce wymieszałam ręką  mięso, posiekaną cebulę, ser, zioła, przyprawy.

Dodałam oliwę i jeszcze wyrobiłam.

Rozgrzałam suchą patelnię, bez tłuszczu.

Gdy patelnia była naprawdę gorąca, układałam na niej kulki i po krótkiej chwili obracałam je i kładłam następne. Najlepiej jeśli  kulki  smażąc się, rumieni ą się  z każdej strony.

W czasie , gdy smażyły się kulki,  patison z resztą warzyw już był niemal gotowy!

Bardzo to było dobre….

Basia

Moje węgierskie leczo

Brak komentarzy

Bardzo okrągła rocznica ślubu była pretekstem do  krótkiego weekendowego wypadu do Budapesztu.

Nasza podróż poślubna odbyła się właśnie na Węgry,  dlatego teraz też wybraliśmy się w tamte strony.

Wprawdzie nasza podróż wtedy trwała dłużej i poza Budapesztem spędziliśmy też piękny czas nad Balatonem, tym razem jednak czasu było mało i wycieczka musiała być dość ekspresowa. I choć dodatkowo nieprzyjemne okoliczności zdrowotne opóźniły  porę wyjazdu z domu i sprawiły, że mogliśmy w stolicy Węgier spędzić niewiele ponad dobę, wyjazd należał do bardzo udanych.

Jeśli ktoś lubi leczo, gulasz i wino, to na pewno wróci usatysfakcjonowany  wizytą na Węgrzech.

Tak było właśnie w naszym przypadku.

Ja jestem dość tradycyjna jeśli chodzi o menu śniadaniowe,  najchętniej  widzę w nim jajka, świeże bułeczki, masło i  pomidory  z mozzarellą, natomiast mój Mąż w podróży jada różne lokalne specjalności, jeśli tylko nadarzy się taka okazja.  I tu się tak stało! Wśród potraw dostępnych w hotelowym,  samoobsługowym  bufecie śniadaniowym znalazło się leczo! Sprawiło ono ogromną frajdę mojemu Mężowi, o czym poinformował nawet managera  hotelowej restauracji.

Trwający potem niemal przez cały dzień spacer po pięknym i i interesującym Peszcie  oraz położonej po przeciwnej stronie Dunaju Budzie, w  cudnie ciepły i słoneczny dzień oraz zasmakowanie jeszcze paru innych lokalnych dań w tym dniu i skosztowanie węgierskich win dopełniło nasze zadowolenie.

W związku z tym, że byliśmy tam w niedzielę, nie było szans właściwie na żadne  zakupy.

W pobliskim sklepie spożywczym kupiliśmy dosłownie parę rzeczy tylko: węgierską mieloną czerwoną paprykę, butelkę tokaju, krem z papryki i kilka świeżych,  czerwonych i zielonych(i z całą pewnością węgierskich) papryk.

Zainspirowana węgierską wycieczką postanowiłam po powrocie do domu ugotować leczo.

Wprawdzie zamierzałam zrobić to zgodnie ze swoją intuicją kulinarną, ale rzuciłam okiem na kilka przepisów na to danie, które znalazłam w internecie.  W kilku z nich (a właściwie w większości, które widziałam) w składzie była polska kiełbasa! Tak, „polska kiełbasa”!  Mimo, że sięgałam do przepisów wyłącznie z całkiem zagranicznych stron.

Bardzo mi się to spodobało, bo moja Rodzina uwielbia kiełbasę w gotowanych daniach.

Ugotowałam leczo po swojemu, pamiętając  jakie rady dawała mi Węgierka u której mieszkaliśmy będąc w podróży poślubnej. I choć minęło naprawdę wiele lat, dobrze pamiętam, że mówiła o ryżu, który wsypuje do leczo, tylko parę łyżek ( dosłownie  3-4) i gotuje całość  aż ryż zmięknie.

I wyszło tak, jak miało wyjść!

Moje leczo (lecsó)

dla 3-4 osób

250 g kiełbasy pokrojonej w plasterki lub drobniej ( moja kiełbasa była dość pikantna, jak się okazało, więc nie przesadzałam z dodawanie ostrych przypraw)

cebula posiekana

3 małe ziemniaki pokrojone w kosteczkę

czerwona podłużna węgierska papryka pokrojona w kosteczkę albo paski

zielona podłużna węgierska papryka pokrojona w kosteczkę albo paski

mała czerwona i żółta papryka z naszego sklepu (jw.)

(Ale naprawdę może być  papryka tylko taka z naszego sklepu lub straganu :-) )

olej roślinny

3-4 łyżki ryżu

sól do smaku

cukier do smaku ( u mnie około 1 łyżeczki)

ocet balsamiczny ew. po prostu winny

pasta paprykowa węgierska( spokojnie wystarczy mielona papryka i ewentualnie mocniejsze doprawienie solą )

2 rozgniecione ząbki  czosnku

puszka pomidorów bez skórki ( ja użyłam pokrojonych)

Na gorącej patelni, na oleju podsmażyłam kiełbasę i cebulę, aż się cebula zeszkliła.

Dodałam czosnek, pokrojoną paprykę i ziemniaki, podsmażyłam przez chwilę.

Dodałam pomidory z puszki i dusiłam całość. Dodałam ryż i dolałam nieco wody ( około ½ szklanki najpierw).

Gdy woda wyparowała znów dolałam, dodałam nieco octu balsamicznego i dalej gotowałam na niewielkim ogniu.

Kiedy sprawdziłam, że ziemniaki jeszcze są dość twarde,  choć woda wyparowała, znów dodałam wody i ciągle jeszcze dusiłam. W sumie pewnie około 1 godziny.

Doprawiłam solą oraz  odrobiną cukru i danie było gotowe.

Takie węgiersko-polskie leczo. Fajne!

Smacznego

Basia

Facebook

Likebox Slider for WordPress