Archwium dla ·

jaja

· Kategoria...

Suflet z cukinii

1 komentarz

 

Robi się coraz chłodniej i cukinie już bardzo wolno dojrzewają w ogrodzie. Wprawdzie mają jeszcze sporo malutkich zawiązanych owoców, ale nie wiem, czy uda im się dorosnąć przed przymrozkami. W tym roku znów było ich całkiem sporo w naszym ogrodzie, choć z pewnością mniej obrodziły, niż rok temu. Być może cukinie nie przepadają za takimi upałami, jakie mieliśmy tego lata?

Ostatnim moim „wynalazkiem” cukiniowym jest coś w rodzaju sufletu.

Wszystkim nam w domu bardzo  przypadło do gustu to danie. Jest naprawdę bardzo smaczne i niezwykle proste w wykonaniu .

Może stanowić na przykład dodatek do mięsa, a można też zjeść je po prost solo.

Bardzo  polecam!

…Musiałam się śpieszyć z robieniem zdjęć, bo tak szybko znikał :-)

Suflet z cukinii

 

2 – 3 średnie cukinie ( w sumie około 600-700 g) nieobrane. Takie cukinie mają delikatna skórkę.

3 jajka

około 70 g sera np.: cheddar, gruyere, może też być parmezan. Albo połączenie dwu różnych gatunków

rozgnieciony ząbek czosnku

pieprz świeżo zmielony, szczypta chili, sól (i ewentualnie inne przyprawy, które lubicie).

 

Rozgrzać piekarnik do około 160 stopni.

Cukinię umyć i zetrzeć na grubej tarce. Lekko posypać solą i zostawić na sicie, żeby puściła sok, przynajmniej na kilkanaście minut, a następnie odcisnąć porządnie sok z cukinii – najlepiej  ręką.

Utrzeć ser.

W misce ubić dobrze jajka ( ale nie całkiem na pianę), dodać pieprz, dodać cukinię, czosnek i większą część sera (troszkę zostawić do posypania wierzchu), wszystko wymieszać. Przełożyć do naczynia do zapiekania wysmarowanego wcześniej oliwą lub masłem. Z wierzchu posypać pozostawioną częścią sera i wstawić do piekarnika. Piec około 30-40 minut, aż suflet wyrośnie i wierzch zacznie się lekko rumienić, wtedy wyjąć z piekarnika i podać.

 

Smacznego,

 

Basia

 

 

 

 

 

 

 

Szparagowe gniazda

Brak komentarzy

Sezon szparagowy w pełni.

Wszyscy w naszym domu bardzo lubimy szparagi.

Ja zdecydowanie wolę te zielone, są dla mnie symbolem prawdziwej wiosny na talerzu.

Być może, do tej pory nie jadłam białych szparagów dobrze przyrządzonych, w każdym razie dotychczasowe doświadczenia zdecydowanie kierują mnie w stronę zielonych.

I dziś na śniadanie przygotowałam szparagowe gniazda 😉

Najpierw zblanszowałam umyte szparagi, wcześniej lekko oskrobane w dolnej części.

Włożyłam je do gotującej się wody, lekko posolonej i z dodatkiem odrobiny cukru.

Gotowałam je dosłownie 1-2 minuty. Muszą być jędrne do dalszego przygotowania.

Wyjęłam je wrzątku i od razu włożyłam do garnka z zimną wodą, żeby przerwać ich dalsze gotowanie. Obieraczką do warzyw pocięłam je wzdłuż, robiąc  z nich jakby wstążki.

Na rozgrzanej patelni z odrobiną oleju ułożyłam z wstążek szparagów niby gniazdo.

Do gniazda wbiłam ostrożnie jajko, lekko posoliłam i przykryłam patelnię (jeśli białko zatrzyma się na żółtku, dobrze jest je lekko zsunąć z niego, żeby żółtko do końca pozostało żółte i wyraźne). Po usmażeniu posypałam świeżo zmielonym pieprzem i przełożyłam ostrożnie na talerz.

Szparagi, jajko, domowy chleb… pyszne wiosenne śniadanie udało się  dziś zjeść na tarasie :-)

Miłej niedzieli!

 

Basia

 

 

 

 

 

Jajka w kokilkach

Komentarzy - 2

Kiedy zabierałam się dziś rano za przygotowywanie śniadania, pomyślałam, że chciałabym zrobić coś nowego, czego do tej pory nie robiłam.

Oczywiście musiała to być jakaś fajna wersja jajek.

Z pomocą przyszła Nigella i jej pomysł na jajka w kokilkach.

Bardzo spodobały mi się te jajka i myślę, że często będę je przygotowywać, również z różnymi dodatkami. Tym razem jednak zrobiłam wersję podstawową.

 

Jajka w kokilkach

4 jajka

4 łyżki śmietanki kremówki ( 4 x 15 ml)

sól morska

masło do wysmarowania kokilek

ok 2 łyżeczki oliwy, ja dałam przygotowaną w domu oliwę z dodatkiem rozmarynu i czosnku, bardzo delikatnie aromatyczną. Nigella proponuje dodatek oliwy truflowej.

 

 

Nagrzałam piekarnik do około 150 stopni. Naczynka do zapiekania- ramekiny o pojemności około 120 ml- posmarowałam wewnątrz masłem. Do każdego naczynka wbiłam jajko, posypałam odrobiną soli morskiej, wlałam  po łyżce stołowej śmietanki, a na wierzch odrobinę, może pół łyżeczki oliwy z rozmarynem i czosnkiem.

Zagotowałam czajnik wody. Ramekiny ustawiłam w blaszce do pieczenia z wyższym brzegiem, wypełniłam naczynie zagotowaną wodą, mniej więcej do 1/2  wysokości ramekinów. Blaszkę wstawiłam do piekarnika, piekłam 15 minut. Od razu podałam na stół.

Do jajek w koszulkach jedliśmy tosty. Był też twarożek z rzodkiewką i cebulką dymką, pomidorki koktajlowe z mozzarellą i bazylią i oczywiście pyszna kawa.

Miłej niedzieli!

 

 

Basia

 

 

 

Pierwsze śniadanie w ogrodzie :-)

Brak komentarzy

Tego jeszcze nie było, 18 marca śniadanie na tarasie!

Oczywiście, że nie było to śniadanie jedzone bladym świtem, ale nie zmienia to faktu, że  pora była ciągle jeszcze śniadaniowa.

Pogoda w ten weekend nas rozpieszcza, nie mogliśmy tego nie wykorzystać i zainaugurowaliśmy sezon śniadań w ogrodzie.

Było tak słonecznie i ciepło, że trzeba było nawet postawić ogrodowy parasol :-)

Nasze pierwsze śniadanie na tarasie składało się z twarożku z cebulką dymką i świeżą bazylią, pomidorków koktajlowych z mozzarellą i ziołami, ugotowanych jajek  no i wreszcie  omletu z suszonymi pomidorami i serem pleśniowym, który podałam ze świeżą rukolą.

 

 

Omlet z suszonymi pomidorami, serem pleśniowym i świeżą rukolą

 

 

5 jajek (były raczej niezbyt duże)

1 nieduża cebula posiekana

około 80 g suszonych pomidorów w zalewie z oleju słonecznikowego

około 80 g sera pleśniowego

około 25 ml mleka

nieco oleju z zalewy pomidorów

sporo pieprzu

garść rukoli

 

Jaja wrzuciłam do blendera i miksowałam na puszystą masę, dodałam pod koniec ubijania mleko.

Na oleju z zalewy zeszkliłam posiekaną cebulę, gdy była gotowa wrzuciłam do niej pokrojone w paseczki suszone pomidory i chwilę razem smażyłam, ciągle mieszając. Dolałam w pewnym momencie odrobinę wody, żeby się nie przypaliła cebula.

Na podsmażoną cebulę i pomidory wylałam masę jajeczną i dałam sporo świeżo zmielonego pieprzu. Na wierzchu równomiernie posypałam pokruszonym serem pleśniowym. Smażyłam omlet lekko unosząc jego brzegi, żeby masa jajeczna wpływała pod spód. Gdy wierzch wydawał się być pozbawiony płynnej masy, położyłam na omlecie talerz i szybkim ruchem odwróciłam patelnię, a potem zsunęłam omlet z talerza na patelnię, żeby jeszcze przez moment smażyć go.

Omlet musi być miękki i puszysty w środku, więc trzeba go smażyć dość szybko, żeby nie wysechł i nie stwardniał zbytnio.

Gotowy omlet przełożyłam na talerz i położyłam wokół listki świeżej rukoli.

Pycha!

 

 

Smacznego,

 

Basia

 

 

Tarta z bobem i cebulą

Komentarzy - 2

Takie lipcowe lato, jakie teraz mamy, poza typowo sezonowymi owocami, jak maliny, morele czy borówki, kojarzy mi się również z bobem.

Do tej pory kupowałam bób czasem na straganie, taki szarozielonkawy, i zwykle po prostu gotowałam go w osolonej wodzie.

Choć przez cały rok można też kupić mrożony bób, nigdy chyba nie kupiłam takiego, i poza gotowanym bobem, niewiele razy jadłam dania przygotowane z bobu. Jakoś mnie do niego nie ciągnęło…

W tym roku moja Córka, po raz pierwszy w życiu, posadziła bób w ogrodzie i  właśnie zaczął dojrzewać.

I okazuje się, że on wcale nie musi być szarozielonkawy!

Przeciwnie, jest soczyście zielony i kusi, żeby z niego coś fajnego ugotować.

Jest tylko jeden problem, jest go na razie bardzo niedużo…

Dlatego wymyśliłam tartę, w której bób był tylko jednym ze składników. Stąd mogło być go tylko trochę :-)

Tarta wyszła bardzo smaczna. Ciekawie w niej odnalazł się i bób i cebula, która pokrojona w piórka, przyjemnie zmiękła podczas pieczenia. Zawsze też z ochotą dodaję do tarty jajka ugotowane na twardo,  bo przyjemnie dają się zapiec w śmietankowo-serowej kołderce.

Polecam tym wszystkim, którym znudził się już ten bób gotowany i którzy niekoniecznie muszą na obiad czy kolację zjeść mięso. Choć do takiej tarty spokojnie też można dodać pokrojoną szynkę czy boczek, jeśli tylko macie ochotę. Z pewnością nie zepsują one efektu.

Tarta z bobem, cebulą i jajkami

naczynie o wym. 30 X 16 cm

około 220 g francuskiego ciasta ( nie zużyłam całego opakowania 275 g)

1 jajko surowe

2 jajka ugotowane na twardo

170 g bobu  (przed ugotowaniem i obraniem), ja miałam tylko tyle, ale można z pewnością dać go więcej :-)

200 ml śmietanki kremówki

młoda biała cebula posiekana w piórka

rozgnieciony ząbek czosnku

sporo pieprzu

ok. 70 g sera ostrego

ewentualnie sól

do posypania z wierzchu po upieczeniu: świeże zioła np. kolendra, bazylia lub inne

Piekarnik nagrzałam do ok.200 stopni.

W osolonej wodzie ugotowałam bób, gotowałam przez kilka minut, chyba około 10.

Ostudzony zimną wodą można było zaraz obrać.

W miseczce wymieszałam śmietankę z roztrzepanym jajkiem, utartym serem, pieprzem i rozgniecionym czosnkiem.

W naczyniu do zapiekania, wysmarowanym wcześniej oliwą, ułożyłam ciasto. Na nim położyłam pokrojoną cebulę i pokrojone na mniejsze kawałki jajka na twardo.

Na końcu położyłam obrany bób i wylałam i rozprowadziłam równo masę śmietankowo-jajeczno-serową.

Wstawiłam do piekarnika i zmniejszyłam jego moc do 160 stopni.

Piekłam aż tarta z wierzchu była złocista, czyli około 25 minut.

Smacznego,

Basia

Sałatka z wędzonym łososiem, krewetkami i dressingiem balsamicznym

Brak komentarzy

Słoneczna wiosna, która zagościła wreszcie u nas, poza zdecydowanie pozytywnym wpływem na samopoczucie, zapewne wpłynie też trochę na codzienne menu.

Choć u nas w domu zimą nie jada się tłusto i ciężko,  jednak zmiana pory roku zawsze widoczna jest na talerzu. Choćby dzięki sezonowym warzywom, na przykład takim jak szparagi, które często potrafią zdominować naszą domową kuchnię.

Albo kiedy pojawia się gruntowa sałata, mogę ją jeść codziennie, zmieniając tylko dodatki.

Na sałatę i szparagi przyjdzie jeszcze troszkę poczekać, ale  nawet mając do dyspozycji dotychczasowy wybór produktów, można przecież dodać potrawom wiosennej lekkości .

Takim lekkim daniem będzie dzisiejsza sałatka, z wędzonym łososiem i krewetkami oraz dressingiem z octem balsamicznym.

Zwykle do łososia i krewetek przygotowanych na zimno dodaję sos typu „Tysiąc wysp”, czyli różowy sos majonezowy. To jest ulubiony sos w naszym domu, używany właśnie do łososia. Poza majonezem używam do jego przyrządzenia słodko-pikantnego sosu chili i ewentualnie odrobiny ketchupu.

Tym razem jednak „chodził” za mną lekki dressing, taki słodko-kwaśny, najlepiej na bazie octu balsamicznego. Przyrządziłam go mieszając kilka łyżek octu balsamicznego z łyżeczką cukru pudru, paroma łyżkami oliwy Monin „Garlic & chili” i szczyptą soli.

A skoro sos już był gotowy, pozostało tylko ułożyć sałatę i dodatki.

Sałatę lodową pokroiłam, masłową poszarpałam na mniejsze kawałki.

Na talerzu ułożyłam sałatę, pokrojonego na paski wędzonego łososia, rozmrożone i pozbawione chitynowych ogonów krewetki, połówki pomidorków koktajlowych, plasterki ogórka, cząstki ugotowanego na twardo jajka, posypałam posiekaną dymką, odrobiną utartego parmezanu i na końcu wyprażonymi na suchej patelni orzeszkami piniowymi.

Chętnie dałabym gałązki świeżego koperku…ale moja Córka nie lubi koperku (jak można nie lubić koperku??), więc znów użyłam świeżej bazylii. Dobrze chociaż, że  ja lubię bazylię:-)

Sałatka z wędzonym łososiem, krewetkami i dressingiem balsamicznym


pół małej główki sałaty lodowej

pól małej główki sałaty masłowej

50 g wędzonego łososia

20 dużych krewetek

2 jajka na twardo

łyżka prażonych orzeszków pinii

siekana dymka

10 pomidorków koktajlowych przekrojonych na pół

kawałek świeżego ogórka pokrojonego w plasterki

dressing balsamiczny (lub różowy sos majonezowy)

świeża bazylia ( albo koperek!!)

Smacznego,

Basia

Smakowita sałata

Komentarzy - 2

Takie jedzenie mogłabym jeść codziennie.

Uwielbiam sałatę z różnymi dodatkami, no i oczywiście z fajnym sosem.

Kiedy ją jem, mam poczucie pełnej harmonii dietetycznej, to znaczy czuję, że  łączę przyjemne z pożytecznym. Jem coś pysznego, co bardzo lubię i jednocześnie wiem, że to co jem, jest zdrowe i odżywcze.

Pewnie znajdą się tacy, którzy się skrzywią na to, że sałata w zimie czy na przednówku jest zdrowa. Ale równie dobrze można takie zarzuty czynić innym produktom spożywczym i nie tylko o tej porze roku.

Ta dziesiejsza sałata miała zaspokoić nie tylko moje zachcianki, dlatego znalazły się w niej podsmażane kiełbaski. Mnie wystarczają warzywa, sery i orzeszki, ale w domu są też miłośnicy mięsa i kiełbaski  dodałam właśnie z myślą o nich. Poza sałatą lodową dałam też rzymską baby i rukolę, którą bardzo lubię za charakterystyczny, nieco ostry smak. Najbardziej oczywiście lubię taką letnią, z gruntu, ta dopiero jest ostra!

Już kiedyś wspominałam tu, że dla mnie salata może być pełnym posiłkiem. Jeśli w niej są sery, jajka, podsmażane kiełbaski, to jest naprawdę sycąca. No i przecież zawsze można ją zjeść  z dobrym chlebem albo bagietką.

Sałata z kiełbaskami, serem brie i innymi smakowitościami

pół małej sałaty lodowej pokrojonej w paski

1 sałata rzymska baby

garść rukoli

10 pomidorków koktajlowych przekrojonych na pół

pół ogórka obranego i pokrojonego w plasterki

pół sporego awokado pokrojonego w plasterki

kawałek sera brie pokrojonego na nieduże plasterki

kiełbaski drobiowe pokrojone na nieduże kawałki i podsmażone

cebulka dymka posiekana

oliwki zielone i czarne około 10-15 sztuk

2 jajka na twardo pokrojone na cząstki

łyżka wyprażonych orzeszków piniowych

świeża bazylia

sos musztardowy: oliwa z dodatkiem chili i czosnku( Monin) wymieszana z musztardą francuską i octem winnym (ewentualnie sól i cukier, w zależności od musztardy)

Smacznego,

Basia

Tortilla Española czyli omlet na tarasie

Brak komentarzy

Ciepły weekend pozwolił na zjedzenie śniadania na tarasie!

Wprawdzie poranki są już chłodne, ale pora weekendowego śniadania wypadła jednak później niż w dzień powszedni  i dzięki temu mogliśmy usiąść do niego na zewnątrz.

Szkoda, że prognozy przewidują od dziś ochłodzenie i deszcz…

Może się nie sprawdzą? Oby!

A wracając do śniadania, zrobiłam bardzo popularny w Hiszpanii omlet z cebulą i smażonymi ziemniakami zwany po prostu tortilla española.

Nauczyłam się go robić,  kiedy przed laty spędziliśmy z Mężem wakacje w Hiszpanii, goszczeni przez kolegę Hiszpana. Kiedy wstawaliśmy  rano (… no może nie tak bardzo wcześnie:-) ), zewsząd docierał zapach smażonych omletów.  Mieszkaliśmy w bloku i wyglądało tak, jakby w każdym mieszkaniu smażono właśnie tortillę.  To bardzo prosty i niezwykle smaczny omlet. Można go zjeść na ciepło na śniadanie albo czasem na kolację, ale można też na zimno. W barach zimna, pokrojona na nieduże kawałki tortilla stała na kontuarze  w charakterze tapas, czyli małej przekąski do wina czy piwa.

Robi się ten omlet niezwykle prosto, choć niezbyt ekspresowo.

Najpierw na rozgrzanym na patelni oleju ( ziemniaki muszą raczej  pływać w tłuszczu)  smaży się ziemniaki pokrojone na cienkie, nieduże plasterki, aż będą w środku miękkie a z wierzchu przyrumienione.

Takie niby małe frytki. Trzeba uważać, żeby ich nie  przypalić. Pod koniec smażenia  należy dodać pokrojoną drobno cebulę i smażyć tylko tyle, żeby się zeszkliła. Jeśli nie jest się pewnym, kiedy dodać cebulę, żeby w jednym czasie cebula się zeszkliła i ziemniaki były już gotowe, można  smażyć obie rzeczy osobno. Po prostu!

Kiedy ziemniaki i cebula są gotowe trzeba wlać rozbite jajka, ja wlewam jajka do blendera i tam je ubijam, dodaję też trochę soli i pieprzu.

Masę należy wylać na gorące ziemniaki i cebulę i smażyć podważając tak, żeby masa jajeczna spływała na spód i ścinała się. W końcu, gdy już nie ma z wierzchu płynnej masy przewrócić na drugą stronę. Ja kładę na omlecie talerz, trzymając go ciągle na omlecie jednym pewnym ruchem odwracam tak, że omlet jest na talerzu a potem zsuwam omlet znów na patelnię, żeby dosmażył się z drugiej strony. To już dosłownie trwa minutę (albo dwie)  i omlet jest gotowy.

Najlepiej smakuje ze świeżymi  pomidorami z cebulą.

Tortilla Española

5 jajek

2 spore ziemniaki  pokrojone w nieduże cienkie plasterki

cebula posiekana drobno

olej do smażenia ( co najmniej kilka łyżek)

sól, pieprz

A na kolejne weekendowe śniadanie mieliśmy drugi już domowy chleb  upieczony przez Córkę,  na własnoręcznie przez nią wykonanym zakwasie. Wyszedł fantastycznie. Wyrósł tak,  jak trzeba. Można z niego było kroić cienkie kromki, które nie rozpadały się  mimo, że był całkiem świeży. A do tego ten chleb z każdym dniem po upieczeniu jest lepszy!

Napiszę o chlebie więcej,  jak nabierzemy więcej doświadczenia w jego pieczeniu. Może po trzecim albo czwartym wypieku.

Basia

Gruszka w kuchni i w sosie waniliowym

Brak komentarzy

Będąc dzieckiem zawsze bardzo lubiłam gruszki, znacznie bardziej niż jabłka.

Twarde i słodkie, takie były najlepsze.

Bardzo też lubiłam kompoty z gruszek, jakie moja Mama robiła na zimę. Gruszki w nich były  słodkie i jędrne, takie chrupiące wręcz.

Kiedy planowaliśmy z Mężem  budowę  naszego domu na działce,  będącej kiedyś własnością moich Dziadków,  cieszyłam się, że będę miała w ogrodzie,  tuż obok domu, dwie dorodne grusze Klapsy.

Zleciliśmy więc architektom  zaprojektowanie  domu tak, żeby obie  te grusze znalazły się w pobliżu.

Gdy został dom wytyczony przez geodetów okazało się, że jedna z grusz rośnie dokładnie … w kuchni!

Możecie sobie wyobrazić moje niezadowolenie, delikatnie ujmując.

Cóż, nie było rady, musiałam to przełknąć.

Na szczęście druga grusza rosła tuż przy domu,  rodziła pyszne gruszki  a latem dodatkowo dawała cień.

Pamiętam taką Wielkanoc, kiedy  na czas śniadania wielkanocnego mieliśmy stół ustawiony w ogrodzie właśnie pod gruszą. Był upalny kwiecień,  piękna Wielkanoc!

Niestety grusza starzała się, przestała rodzić owoce, wichura ją złamała  i w  końcu musieliśmy ją ściąć, cóż posadzili ją przecież moi Dziadkowie bardzo dawno temu.

Jeszcze nie posadziliśmy nowej gruszy, ale z pewnością to zrobimy.

Tymczasem gruszki kupuję na straganie.

Nadal najbardziej lubię jeść te twarde i słodkie, ale ciągle lubię też te ugotowane w syropie.

Właśnie z takich lekko ugotowanych w syropie gruszek  zrobiłam ten  deser.

Gruszki w sosie waniliowym

porcja dla 5 osób

5 gruszek dość twardych, ale jednocześnie dających się tak ślisko i lekko obierać  (najlepiej Klapsa)

syrop:

100g cukru

pół cytryny  ze skórą ( pokrojonej na cząstki)

tyle wody, żeby przykryła tylko gruszki

Gruszki przecięłam na pół, obrałam i wyjęłam gniazda nasienne.

Zagotowałam wodę z cukrem, włożyłam do niej cząstki cytryny i gruszki.

Gotowałam przez kilka minut. Moje gruszki były jednak dość  miękkie, więc  nie gotowałam ich zbyt długo, żeby się nie rozpadły. Mają być na tyle miękkie, żeby je kroić łyżeczką,  ale  jednocześnie nie  mogą być rozgotowane.

Gotowe wyjęłam z syropu i zostawiłam na sitku, żeby wystygły i całkowicie odciekły.

Sos

330 ml mleka

100g cukru demerara

4 żółtka

naturalna esencja waniliowa i pasta z wanilii ( stąd widoczne na zdjęciu drobniutkie ciemne kropeczki w sosie)

100ml śmietanki kremówki

łyżka kopiata mąki ziemniaczanej

garść orzechów laskowych posiekanych grubo i uprażonych na suchej patelni

Mleko zagotowałam. W misce ubiłam żółtka z cukrem,  wlałam do nich gorące mleko i miksowałam. Dodałam wanilię. Miskę wstawiłam do naczynia z gotującą się wodą i dalej miksowałam, w śmietance kremówce rozpuściłam mąkę i wlałam do miksowanej masy mleczno-jajecznej, miksowałam dalej, aż całość osiągnęła tak wysoką temperaturę, że masa zgęstniała i nie było czuć mąki. Trwało to dość długo, bowiem ciągle  miskę trzymałam w garnku z wodą . Być może mogłam to zrobić po prostu stawiając masę jajeczną w garnku bezpośrednio na kuchni. Jednak nie chciałam, żeby budyń się przypalił, więc cierpliwie dotrwałam do momentu, kiedy masa zgęstniała i niemal wrzała.

Wstawiłam ją wtedy do zlewu z lodowatą wodą i ostudziłam, ciągle mieszając.

Na talerzykach ułożyłam wystudzone połówki gruszek, polałam sosem waniliowym i posypałam orzechami.

Smacznego,

Basia

Bałkańskie klimaty

Brak komentarzy

Pora na chłodniki ciągle trwa, i oby jak najdłużej.

Oby jak najdłużej trwało lato!

Późno się  zaczęło, więc  niech i późno skończy :-)

Zrobiłam zatem tarator, to taki chłodnik o bułgarskich  korzeniach. Mój  Mąż należy do amatorów chłodników,  dlatego często je robię.

Klasyczny tarator, to chodnik z kwaśnego mleka bułgarskiego (takiego sztywnego, że niemal można kroić nożem), ogórków, czosnku, oliwy i kopru.

Czasem  Bułgarzy dodają do niego  wody albo siekanych orzechów włoskich.

Pamiętam jak przed laty podczas wakacji  z Rodzicami w Bułgarii znajomy Bułgar przyrządzał dla nas ten chłodnik. Pamiętam,  jak wielki nieobrany ogórek nacinał szybkimi  ruchami noża,  a potem siekał w przeciwną stronę, cały czas trzymając w ręce.  Robił to z ogromną wprawą!

Czosnek też siekał, energicznie i bardzo drobno, tym razem już na desce do krojenia.

Jeszcze koper, oliwa, sól i wszystko zostało szybko wymieszane w garnku.

Jedliśmy tarator z białym, pszennym bułgarskim chlebem i bardzo wszystkim  on smakował.

Wielokrotnie robiłam go w domu, ale chyba nigdy już nie smakował tak samo, jak tam na wakacjach w Bułgarii…

Tym razem zrobiłam go trochę inaczej. Nie kroiłam ogórka, tylko wrzuciłam do blendera i zmiksowałam z jogurtem i resztą składników. W ten sposób otrzymałam chłodnik, który można pić. A do tego ma piękny zielony kolor dzięki ogórkom i zmiksowanemu koprowi.

Myślę, że warto wypróbować obie wersje.

Tarator

na 2-3 porcje

400 g opakowanie zimnego jogurtu  (ja dałam gęsty grecki jogurt, ale może być też  zwykły jogurt czy kefir)

ząbek czosnku rozgnieciony

1-2 łyżki oliwy z pierwszego tłoczenia

kilka ogórków w sumie około 200g, najlepiej zimnych, wprost z lodówki

kilka łyżek siekanego koperku ( zostawić trochę do dekoracji)

sól

ewentualnie odrobina octu winnego, jeśli mleko zsiadłe czy jogurt jest mało kwaśny

szczypta cukru

Można wszystko zmiksować, albo zrobić według wspomnianego  klasycznego przepisu.

Jeśli chłodnik przygotowany jest dużo wcześniej przed podaniem, należy go wstawić do lodówki i wyjąć tuż przed serwowaniem. Najlepszy jest zdecydowanie chłodny!

A pozostając w klimacie bałkańskim, proponuję Wam jeszcze coś do taratoru.

Omlet z fetą, ziemniakami i cebulą.

Myślę, że można potraktować ten zestaw jako cały obiad.

My  jedliśmy ten omlet na śniadanie, ale równie dobrze można go zrobić na lunch czy obiad.

Prawdziwa grecka feta ( przywieziona właśnie przez Córkę z wakacji) doskonale skomponowała się z masą jajeczną omletu. Polecam!

Omlet z fetą, ziemniakami i cebulą

5 jajek dobrze ubitych

1 duży lub 2 mniejsze ziemniaki posiekane dość drobno ( kilkumilimetrowej grubości plasterki przekrojone na mniejsze kawałki)

olej lub oliwa do smażenia

nieduża cebula drobno posiekana

około 100g fety pokruszonej niezbyt drobno

pieprz

Na rozgrzanym tłuszczu podsmażyłam posiekane ziemniaki, gdy były już dość miękkie dodałam cebulę i smażyłam razem, aż cebula zeszkliła się. Trzeba uważać, żeby się nie przypaliła (można też smażyć ziemniaki i cebulę osobno i połączyć  dopiero wtedy,  gdy są gotowe).

Do  miękkich ziemniaków i cebuli dodałam fetę, rozłożyłam równomiernie na całej powierzchni a następnie wylałam na to masę jajeczną. Popieprzyłam całość,  ale  nie posoliłam, mając na uwadze słoną dosyć fetę.

Podczas smażenia podważałam omlet od dołu, żeby masa jajeczna spływała na dół. Kiedy z wierzchu nie było już zbyt wiele takiej płynnej,  przełożyłam omlet na drugą stronę używając dużego talerza ( można też uzyć dużej pokrywki, o średnicy podobnej do średnicy patelni). Po chwili smażenia  z drugiej strony przełożyłam  omlet z patelni na talerz. Trzeba uważać , żeby go nie przypalić z żadnej strony. Najszybciej zawsze przypala się cebula i niestety  wtedy staje się gorzka.

Omlet z fetą jest doskonały.

Robiłam go po raz pierwszy, ale jestem pewna, że będzie częstym gościem na naszym stole!

Basia

Facebook

Likebox Slider for WordPress