Pora na chłodniki ciągle trwa, i oby jak najdłużej.
Oby jak najdłużej trwało lato!
Późno się zaczęło, więc niech i późno skończy 
Zrobiłam zatem tarator, to taki chłodnik o bułgarskich korzeniach. Mój Mąż należy do amatorów chłodników, dlatego często je robię.

Klasyczny tarator, to chodnik z kwaśnego mleka bułgarskiego (takiego sztywnego, że niemal można kroić nożem), ogórków, czosnku, oliwy i kopru.
Czasem Bułgarzy dodają do niego wody albo siekanych orzechów włoskich.
Pamiętam jak przed laty podczas wakacji z Rodzicami w Bułgarii znajomy Bułgar przyrządzał dla nas ten chłodnik. Pamiętam, jak wielki nieobrany ogórek nacinał szybkimi ruchami noża, a potem siekał w przeciwną stronę, cały czas trzymając w ręce. Robił to z ogromną wprawą!
Czosnek też siekał, energicznie i bardzo drobno, tym razem już na desce do krojenia.
Jeszcze koper, oliwa, sól i wszystko zostało szybko wymieszane w garnku.
Jedliśmy tarator z białym, pszennym bułgarskim chlebem i bardzo wszystkim on smakował.
Wielokrotnie robiłam go w domu, ale chyba nigdy już nie smakował tak samo, jak tam na wakacjach w Bułgarii…
Tym razem zrobiłam go trochę inaczej. Nie kroiłam ogórka, tylko wrzuciłam do blendera i zmiksowałam z jogurtem i resztą składników. W ten sposób otrzymałam chłodnik, który można pić. A do tego ma piękny zielony kolor dzięki ogórkom i zmiksowanemu koprowi.
Myślę, że warto wypróbować obie wersje.
Tarator
na 2-3 porcje
400 g opakowanie zimnego jogurtu (ja dałam gęsty grecki jogurt, ale może być też zwykły jogurt czy kefir)
ząbek czosnku rozgnieciony
1-2 łyżki oliwy z pierwszego tłoczenia
kilka ogórków w sumie około 200g, najlepiej zimnych, wprost z lodówki
kilka łyżek siekanego koperku ( zostawić trochę do dekoracji)
sól
ewentualnie odrobina octu winnego, jeśli mleko zsiadłe czy jogurt jest mało kwaśny
szczypta cukru
Można wszystko zmiksować, albo zrobić według wspomnianego klasycznego przepisu.
Jeśli chłodnik przygotowany jest dużo wcześniej przed podaniem, należy go wstawić do lodówki i wyjąć tuż przed serwowaniem. Najlepszy jest zdecydowanie chłodny!
A pozostając w klimacie bałkańskim, proponuję Wam jeszcze coś do taratoru.
Omlet z fetą, ziemniakami i cebulą.

Myślę, że można potraktować ten zestaw jako cały obiad.
My jedliśmy ten omlet na śniadanie, ale równie dobrze można go zrobić na lunch czy obiad.
Prawdziwa grecka feta ( przywieziona właśnie przez Córkę z wakacji) doskonale skomponowała się z masą jajeczną omletu. Polecam!

Omlet z fetą, ziemniakami i cebulą
5 jajek dobrze ubitych
1 duży lub 2 mniejsze ziemniaki posiekane dość drobno ( kilkumilimetrowej grubości plasterki przekrojone na mniejsze kawałki)
olej lub oliwa do smażenia
nieduża cebula drobno posiekana
około 100g fety pokruszonej niezbyt drobno
pieprz
Na rozgrzanym tłuszczu podsmażyłam posiekane ziemniaki, gdy były już dość miękkie dodałam cebulę i smażyłam razem, aż cebula zeszkliła się. Trzeba uważać, żeby się nie przypaliła (można też smażyć ziemniaki i cebulę osobno i połączyć dopiero wtedy, gdy są gotowe).
Do miękkich ziemniaków i cebuli dodałam fetę, rozłożyłam równomiernie na całej powierzchni a następnie wylałam na to masę jajeczną. Popieprzyłam całość, ale nie posoliłam, mając na uwadze słoną dosyć fetę.
Podczas smażenia podważałam omlet od dołu, żeby masa jajeczna spływała na dół. Kiedy z wierzchu nie było już zbyt wiele takiej płynnej, przełożyłam omlet na drugą stronę używając dużego talerza ( można też uzyć dużej pokrywki, o średnicy podobnej do średnicy patelni). Po chwili smażenia z drugiej strony przełożyłam omlet z patelni na talerz. Trzeba uważać , żeby go nie przypalić z żadnej strony. Najszybciej zawsze przypala się cebula i niestety wtedy staje się gorzka.

Omlet z fetą jest doskonały.
Robiłam go po raz pierwszy, ale jestem pewna, że będzie częstym gościem na naszym stole!
Basia