Archwium dla

maj, 2012

...

Muffinki z truskawkami i miętą

1 komentarz

 

Kiedy zabierałam się dziś za pieczenie muffinek z truskawkami, przypomniałam sobie, jak doskonale do truskawek pasowała mięta w koszyczkach z ciasta filo, o czym pisałam kilka dni temu.

Pomyślałam, że koniecznie muszę spróbować, jak mięta będzie się prezentować w tych moich upieczonych babeczkach. Czy zapach i aromat pozostanie po upieczeniu?

Do miski robota wrzuciłam mąkę, jajko, cukier, proszek do pieczenia, dodałam śmietanę i olej i chwilę miksowałam.

Truskawki pokroiłam w kosteczkę, żeby nie było dużych, mokrych, rozmiękczających zbytnio wnętrze, kawałków. Liście mięty pokroiłam dość drobno nożyczkami i dodałam do ciasta. lekko wymieszałam ciasto z truskawkami i mięta i przełożyłam do formy na muffinki wyłożonej papilotkami. Każdą babeczkę posypałam jeszcze odrobiną cukru demerara i wstawiłam do nagrzanego piekarnika.

Piekłam przez około  20 minut, i kiedy muffinki były złociste, wyrośnięte i wewnątrz upieczone(sprawdziłam, jak zwykle, patyczkiem), wyjęłam je z piekarnika.

Jeszcze ciepłe ostrożnie wyjęłam z formy i ułożyłam na paterze.

Nie mogłam się powstrzymać, żeby ich nie spróbować!

Spałaszowałam jedną, ciągle jeszcze ciepłą i… była bardzo pyszna!

Mięta pozostała wewnątrz zielona, a aromat, choć nie tak silny jak w przypadku zupełnie świeżych listków, był przyjemnie wyczuwalny. Myślę, że jest to ciekawe urozmaicenie dla wypieków z truskawkami, na które sezon właśnie trwa.

Spróbujcie, warto :-)

 

Muffinki z truskawkami i miętą

(tym razem wyszło 9 dużych, bo dość dużo zaczęłam wkładać ciasta do papilotek i zabrakło go na więcej)

 

235 g mąki

1 jajko

100 g cukru demerara + trochę do posypania gotowych babeczek

2 łyżeczki proszku do pieczenia

120 g kwaśnej śmietany

szczypta soli

50 g oleju roślinnego

150-200 g truskawek

10 sporych liści mięty, moja mięta ogrodowa jest miękka i delikatna, nie jest to zapewne mięta pieprzowa, która ma dość twarde liście. Nie potrafię powiedzieć, jak to jest odmiana, może nadwodna, może polna? Nie wiem, ale jest delikatna i można ja z łatwością i przyjemnością zjeść :-)

 

 

 

Smacznego,

 

 

Basia

 

Powitanie szparagów :-)

Brak komentarzy

Dziś w końcu udało mi się kupić szparagi.  Ile razy ostatnio usiłowałam je kupić, to albo ich nie było, albo były stare i nieświeże i nie nadawały się do niczego.

A przecież sezon szparagowy jest krótki i trzeba z niego korzystać i przyrządzać szparagi na wszelkie możliwe sposoby!

Kiedy zastanowiłam się, co z nich dziś ugotować, doszłam do wniosku, że na rozpoczęcie tego miłego sezonu, mam ochotę po prostu na szparagi, szparagi w sezamowej wersji minimum.

Obrałam je,  przekroiłam każdą łodygę na trzy części, główki odłożyłam, a resztę wrzuciłam na gotującą się osoloną wodę. Gotowałam je przez około minutę czy dwie, a następnie dorzuciłam główki. One potrzebują mniej czasu niż dolne fragmenty szparagów, więc krócej je gotowałam. W sumie po 5 minutach odlałam wodę i przelałam je zimną wodą, odstawiłam. Na suchej patelni wyprażyłam sezam, aż był złocisty, odstawiłam.

Na dużej patelni rozgrzałam  łyżkę oleju (najlepiej gdyby był arachidowy, ale nie miałam), dodałam imbir, potem szparagi  i smażyłam razem przez około 5 minut, aż  imbir zaczął przyjemnie pachnieć wokół, wtedy zdjęłam patelnię z kuchenki, dodałam olej sezamowy i sezam i wszystko wymieszałam, a następnie przełożyłam na półmisek.

 

Sezamowe szparagi

 

pęczek zielonych szparagów

łyżka oleju (najlepiej arachidowego)

łyżeczka oleju sezamowego

1-2 łyżki sezamu (wedle uznania)

łyżeczka utartego imbiru albo 1/4 mielonego

 

 

Sezon na szparagi uważam za otwarty :-)

 

 

Smacznego,

 

Basia

 

 

 

 

 

 

Koszyczki z truskawkami na imieniny

Komentarzy - 4

 

Te koszyczki z truskawkami, upieczone z ciasta filo przygotowałam mojej Córce na imieniny. Naprawdę polecam Wam ten pomysł, bo choć wykonanie jest odrobinę pracochłonne, to efekt wart jest tego. Zresztą przygotowanie czegokolwiek na słodko, poza muffinkami może, zabrałoby pewnie tyle samo czasu, a może nawet więcej.

 

Takie koszyczki z ciasta filo można podobno upiec nawet miesiąc przed momentem ich wykorzystania. Trzeba tylko przechowywać w szczelnym pojemniku. Nie wiem, czy to prawda? Zastanawiam się, czy masło, którym smaruje się warstwy ciasta filo, nie zjełczeje w tym czasie? Ja, w każdym razie, nie planuję przygotowywać takich wypieków z miesięcznym wyprzedzeniem, ale kilka dni wcześniej, spokojnie można je zrobić i bez obaw użyć. To tak na wypadek, gdybyście przygotowywali jakąś naprawdę pracochłonną imprezę dla wielu gości i chcieli przygotowania rozłożyć w czasie.

A wracając do koszyczków z truskawkami, wypełniłam je kremem z serka mascarpone i migdałów i przybrałam plasterkami truskawek i listkami świeżej mięty. Mięta pasuje tu genialnie! Waniliowy krem, truskawka i mięta w kruchym i delikatnym cieście filo, naprawę interesujące połączenie smaków!

 

Koszyczki z ciasta filo z waniliowym kremem, truskawkami i miętą

 

forma na 12 muffinów

48 kwadratów z ciasta filo o boku ok 12 cm

z tego wyjdzie 12 koszyczków, każdy z 4 warstw. Myślę, że można użyć 3 warstw i też będzie dobrze, odrobinę delikatniejsze wyjdą wtedy koszyczki.

roztopione masło do posmarowania

250 g serka mascarpone

ok 40 g cukru pudru

50 g płatków migdałów wyprażonych na suchej patelni

pasta z ziaren wanilii (lub naturalny ekstrakt czy esencja waniliowa)

truskawki pokrojone w plasterki

listki świeżej mięty

 

Każdy kwadrat ciasta filo posmarować roztopionym masłem (nie musi być bardzo dokładnie). Kwadraty ułożyć jeden na drugim, lekko przesuwając każdy względem środka o kilka-kilkanaście stopni (tak jak w poprzednim poście o nadziewanych woreczkach).

Każdy „komplet” kwadratów włożyć do jednego wgłębienia formy na muffiny, wcześniej wysmarowanej  masłem.

Piec w piekarniku o temperaturze ok. 180 stopni, aż będą ciemno złociste. Wystudzić i ostrożnie wyjąć z formy.

 

 

 

 

Mascarpone utrzeć z cukrem pudrem i wanilią. Dodać przyprażone płatki migdałów, zostawiając nieco do posypania gotowych koszyczków.

Krem mascarpone włożyć do rękawa cukierniczego, albo do woreczka foliowego z wyciętym rożkiem, wcisnąć porcję do każdego koszyczka, udekorować plasterkami truskawek, płatkami migdałów i listkami mięty.

 

Smacznego!

 

 

 

Basia

Nadziewane woreczki z ciasta filo

Brak komentarzy

 

Od dłuższego czasu zastanawiałam się, gdzie można kupić ciasto filo?

Widuję różne przepisy z wykorzystaniem tego ciasta, ale nigdy nie mogłam go znaleźć w sklepie.

Już wiem, że mrożone ciasto filo można kupić w Almie, a ostatnio, za radą mojej koleżanki Ewy kupiłam je w sklepie Kuchnie Świata, który w Krakowie znajduje się w Galerii Krakowskiej na najniższym poziomie. Kupiłam ciasto zamrożone, ale zanim dojechałam do domu zdążyło się rozmrozić, więc musi być zużyte w ciągu paru dni.

Na kolację zrobiłam więc zawiniątka z ciasta filo z kozim serem i karmelizowaną cebulą.

To było oczywiście pierwsze moje doświadczenie z ciastem filo, więc najpierw zajrzałam do internetu, żeby sprawdzić, jak właściwie należy postępować z takim ciastem.

Kiedy mniej więcej wiedziałam o co chodzi, włączyłam piekarnik i zabrałam się  za przygotowanie cebuli najpierw.

Cebule obrane i pokrojone na cienkie krążki smażyłam na oliwie z masłem, kiedy się zeszkliła, dodałam creme de cassis, ocet balsamiczny, sól i pieprz. Smażyłam, często mieszając, aż cebula zbrązowiała nieco, ale jednocześnie nie przypaliła się i powstała z niej taka niby konfitura.

Odstawiłam cebulę, żeby przestygła.

Ciasto wyjęłam z opakowania, były to cieniutkie arkusze ułożone jeden na drugim i zwinięte w rulon o szerokości ok 30 cm. Odcięłam pasek o szerokości około 10 cm, potem przekroiłam ten pas na 3 części, powstały mniej więcej kwadraty. Odcięłam potem jeszcze jeden taki pas i też przecięłam na 3 części.

Każdy arkusik smarowałam lekko roztopionym masłem i układałam na nim kolejny arkusik, przesuwając nieco względem środka (jak serwetki, które potem wkłada się do serwetnika), tak układałam po 6 arkusików ciasta, które tworzyły jakby gwiazdę. Na każdej takiej gwieździe kładłam porcję karmelizowanej cebuli i kawałek koziego sera, składałam brzegi razem, robiąc jakby woreczek. Ściskałam w górze, żeby woreczki były zamknięte i żeby nadzienie nie wypłynęło.

Woreczki napakowane nadzieniem ułożyłam na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i wstawiłam do nagrzanego do około 180 stopni piekarnika. Po około 10 minutach zmnejszyłam temperaturę do około 150 stopni, bo góra woreczków zaczęła się zbytnio rumienić. Piekłam w sumie około 25-30 minut, wyjęłam sakiewki, gdy były dobrze złociste.

 

Woreczki z ciasta filo nadziewane kozim serem i karmelizowaną cebulą

9 sztuk

 

około 220-230 g ciasta filo ( w opakowaniu było w sumie 450 g)

2-3 łyżki roztopionego masłoa do smarowania ciasta

2 spore cebule

do smażenia cebuli: łyżka oliwy, łyżka masła, chlust creme de cassis, sól, pieprz, 2-3 łyżeczki octu balsamicznego

kozi ser dojrzewający około 100g

 

 

 

Smacznego,

 

Basia

 

 

 

Kanapka z krewetkami i serem camembert

Komentarzy - 3

 

 

Mój Mąż bardzo rzadko robi jakieś spożywcze zakupy, dlatego dosyć byłam zaskoczona, kiedy powiedział mi, że w lodówce jest kilogram krewetek. Oczywiście zaproponował jednocześnie, żebym coś z nich zrobiła.

Bardzo lubię krewetki, więc nie trzeba było mnie długo namawiać, żebym coś z nich z ugotowała.

I tak zrobiłam gorącą kanapkę z krewetkami, zainspirowana nieco daniem, które ostatnio jadłam będąc z Mężem i Koleżanką na lunchu w mieście, i które było całkiem niezłe. Tam  krewetki zapakowane były w bagietkę, ale uważam, że tortilla jest rozwiązaniem równie dobrym, a może nawet lepszym. No i w tamtej kanapce były chyba tylko 4 krewetki…

 

Kanapka z krewetkami i serem camembert

3 porcje

 

 

3 placki tortilla, ja dałam pszenne z pełnej mąki

łyżka oliwy

2 cebulki dymki, biała cześć pokrojona do duszenia z pomidorami, zielona do posypania gotowej kanapki

około 30 dużych krewetek, obranych

opakowanie 390 g pomidorów krojonych w kartonie

kawałek świeżego ogórka, pokrojonego na plasterki, w sumie po około 6-8 plasterków,

około 100 g sera camembert, pokrojonego na plasterki o grubości 0,5 cm.

około 1 łyżki soku z limonki

sól,  szczypta chili,  sporo pieprzu, łyżeczka cukru

spora garść rukoli

 

Rozgrzać oliwę na patelni, poddusić cebulę, dodać pomidory, dodać krewetki, chwilę poddusić razem i przyprawić solą, pieprzem, cukrem, chili, sokiem z limonki.

Placek tortilla położyć na rozgrzanej suchej patelni, gdy będzie ciepły i elastyczny zdjąć i połozyc porcje nadzienia pomidorowo-krewetkowego, troche rukoli, plasterki ogórka, plasterki sera camembert i zwinąć w rulon.

Zwiniętą kanapkę podgrzać znów z obu stron na suchej patelni, albo – jeśli wolicie – można podsmażyć na oliwie. Wtedy będzie bardziej chrupiąca.

Zdjąć z patelni, przekroić, położyć na talerzu na listkach rukoli, posypać posiekaną cebulką dymką.

 

Intensywnie czekoladowe ciasto ze śmietanową czapką

Komentarzy - 2

W poszukiwaniu przepisu na czekoladowy tort, który zażyczył sobie mój Mąż na urodziny, natrafiłam na obiecująco brzmiącą recepturę u Nigelli. Na nią zawsze można liczyć, jeśli chce się przygotować jakiś naprawdę pyszny deser! Dlatego decyzja o przygotowaniu „Czekoladowej chmury” z „Nigella bites” wyglądała na nieobciążoną ryzykiem nieudania.

No ale przyznajcie, czy deser, do którego przygotowania użyć trzeba dużej ilości prawdziwej czekolady, masła, jajek i bitej śmietany może nie zapowiadać się ciekawie? Absolutnie nie!

To trochę ciasto, a trochę deser, składa się z upieczonej bardzo czekoladowej podstawy i nałożonej na nią czapy z bitej śmietany.

Ciasto czekoladowe robi się nastepująco:

najpierw należy włączyć piekarnik, żeby się nagrzał do około 180 stopni. Czekoladę należy roztopić albo w gorącej kapieli  albo w kuchence mikrofalowej, jak kto woli.

Do roztopionej czekolady dodać masło i wymieszać, zostawić żeby masło się roztopiło i całość wymieszać na gładką masę.

Żółtka i jajka ubić z cukrem na bardzo gęsty krem (trzeba długo ubijać). Robot kuchenny w takich sytuacjach jest absolutnie niezastąpiony. Love KitchenAid!

Do ubijanej masy jajecznej można dodać na przykład startą skórkę z pomarańczy albo likier pomarańczowy Cointreau, jak radzi Nigella. Ja jednak dałam esencję pomarańczową, bo uważam, że jest genialna w połączeniu z czekoladą. Natomiast Cointreau, jak wiem z doświadczenia, zupełnie ginie w takich okolicznościach, nie zostawiając nawet po sobie żadnego pomarańczowego wspomnienia.

Roztopioną czekoladę dodawać stopniowo do ciągle miksowanych jajek z cukrem.

Osobno ubić pianę z białek(ja obowiązkowo daję szczyptę soli do ubijania) i kiedy będzie już sztywniała, dodać cukier i miksować z cukrem jeszcze chwilę, ale niezbyt długo, nie ma być całkiem sztywna.

Do masy czekoladowo-jajecznej dodać trochę piany z białek, lekko wymieszać, a następnie całość czekoladowej masy przełożyć do reszty piany i lekko, ale jednocześnie dokładnie wymieszać.

Tortownicę o średnicy około 23-24 cm wyłożyć papierem do pieczenia albo naprawdę dobrze wysmarować masłem.

Przelać masę czekoladową do formy i piec około 35-40 minut. Kiedy popęka z wierzchu i środek nie będzie już płynny wyjąć z piekarnika i wystudzić całkiem.

Ja w trakcie pieczenia zmniejszyłam trochę temperaturę, bo ciasto zaczęło niebezpiecznie się rumienić.

Przed wyjęciem ostrożnie ale dokładnie odkroić ciasto od tortownicy, nie nalezy się przejmować, że ciasto się będzie kruszyć na bokach, a popękany środek mocno opadnie. Nie ma to żadnego znaczenia, tak ma być!  Ciasto ułożyć na paterze.

Ubić śmietanę, dodać ewentualnie cukier puder i dalej ubijać.  Dodałam naturalną esencję waniliową. Nigella sugeruje dodanie likieru Cointreau, ja dałam Creme de Cassis, a właściwie, to Córka dolewała do ubijanej śmietany i ciągle było nam mało tego smaku w śmietanie , tak więc wlałyśmy pewnie 1/4 szklanki :-) I dobrze, bo śmietana nabrała naprawdę ciekawego smaku i  (o dziwo!) wcale nie straciła swojej sztywnej formy.

Śmietanę wyłozyc na czekoladowa podstawę i posypać z wierzchu odrobiną kakao. Podać od razu, …bo trudno będzie się powstrzymać :-)

Muszę przyznać, że ten czekoladowo-śmietanowy deser jest absolutnie genialny. Czekoladowe ciasto ma cudowną czekoladową intensywność i przy tym dość wilgotną w środku ciasta konsystencję. Kruszy się nieco z wierzchu, ale z umiarem.  I nawet całkiem nieźle daje sie kroić, mimo tej śmietanowej czapki.

No i oczywiście doskonale sprawdza się,  jako urodzinowy tort :-)

Koniecznie musicie spróbować!

 

 

Bardzo czekoladowe ciasto ze śmietanową czapą

ciasto:

250 g gorzkiej, dobrej czekolady

125 g miękkiego masła

75 g cukru

6 jajek w sumie, 2 całe i 4 z oddzielonymi żółtkami od białek

naturalna esencja z pomarańczy

piana z 4 białek

100 g cukru

szczypta soli

śmietanowa czapa:

500 ml śmietanki kremówki

likier Creme de Cassis – sporo! (ale oczywiście to jest opcja)

ewentualnie nieco cukru pudru

 

kakao do posypania wierzchu

 

 

Smacznego,

 

Basia

 

 

 

 

 

 

 

 

Lody, lody!!

Komentarzy - 2

 

Piękna pogoda i trochę urlopowy charakter ostatnich dni sprzyjają prowadzeniu życia ogrodowo-tarasowego.

Choć nie należymy do zapalonych grillarzy i nie mamy jakiegoś bardzo profesjonalnego sprzętu do tego celu, jednak zdążyliśmy już zainaugurować tegoroczny sezon grillowy. Wprawdzie decyzja o grillowaniu była dosyć spontaniczna i wydawało się, że niewiele można z zasobów zamrażarkowo-lodówkowych wyczarować, ale w sumie udało się zrobić całkiem pokaźną, żeby nie powiedzieć, królewską kolację. Były szaszłyki z marynowanego w cytrynie, miodzie i chili kurczaka, i coś na kształt egipskiej kofty (grillowane kotleciki z mielonego mięsa), i były też faszerowane grillowane warzywa. Upiekłam „berety”, czyli arabski chleb typu pita. Do tego jeszcze sałata, tzatziki i sezamowy sos tahini, przygotowany na egipski sposób. Okazało się nieoczekiwanie, że jedzenia było naprawdę całkiem sporo :-)

I brakowało mi tylko jednego, …jakiegoś deseru. Na przykład lodów!

Pomyślałam wtedy, że coś czuję, że ten  letni sezon upłynie u nas właśnie pod znakiem lodów :-)

Zatem na rozpoczęcie tego smakowitego czasu polecam lody czekoladowo-orzechowe.

Pomysł zaczerpnięty od Nigelli Lawson z książki „Forever Summer”, nieco zmodyfikowany.

Polecam gorąco, bo te czekoladowo-orzechowe lody, które zrobiłyśmy dziś z Córką, są naprawdę warte grzechu!

 

 

Lody czekoladowo-orzechowe

 

4 duże żółtka

100 g cukru

500 ml śmietanki kremówki

100 g czekolady gorzkiej

200 g nutelli

kopiata łyżka dobrego kakao

2 łyżki syropu Monin o smaku orzechów laskowych

50 g orzechów laskowych wyprażonych i obranych następnie z cienkiej, ciemnej, suchej skórki

 

Żółtka utrzeć z cukrem, aż będą gęste i prawie białe (najlepiej przy pomocy robota lub miksera). Podgrzać śmietankę niemal do zagotowania i powoli wlewać do miksowanych wciąż żółtek. Czekoladę roztopić, najlepiej w kuchece mikrofalowej, i wlać do miksowanych żółtek.  Następnie przelać tę masę do rondla i ustawić na kuchence, podgrzewać, aż krem zgęstnieje, zrobi się taki  czekoladowy budyń. Odstawić i mieszać podczas chłodzenia. Gdy ostygnie, dodać nutellę i syrop orzechowy.  Przełożyć do pudełka w którym będzie się zamrażać i wstawić do zamrażarki.

Ja nie mam jeszcze maszynki do lodów, ale z pewnością się o nią wkrótce postaram, biorąc pod uwagę moje tegoroczne lodowe plany :-) Tymczasem jednak muszę radzić sobie bez niej, więc lody, podczas zamrażania, trzeba co pół godziny dobrze mieszać, najlepiej mikserem lub trzepaczką. Po około godzinie mrożenia dodałam pokrojone grubo, wyprażone i obrane  orzechy i dobrze wymieszałam.

Te lody wymagają minimum 6 godzin mrożenia w domowej zamrażarce. Jeśli będą dłużej mrożone, powinny być wyjęte  10 minut przed podaniem, żeby nie były za twarde.

Tak jak wspomniałam, są naprawdę warte grzechu!

 

A jeśli nie przepadacie za lodami czekoladowymi czy orzechowymi, to spróbujcie tych waniliowych, które również dziś zrobiłam. Nie są wprawdzie takie bogate i sycące, jak te z nutellą, ale  są również niezwykle smaczne i z pewnością mniej kaloryczne (jeśli w ogóle na to zwracacie uwagę… :-) )

 

 

Lody waniliowe

 

500 ml mleka 3,2%

4 duze żółtka

100 g cukru

2 łyżeczki naturalnej pasty waniliowej ( Madagascar Bourbon Pure Vanilla Bean Paste prod. Nielsen-Massey) lub łyżeczka esencji waniliowej

250 ml śmietanki kremówki

 

Żóltka ubić z cukrem na gładki, jasny krem. Mleko zagotować i wlewać powoli do wciąż miksowanych żółtek. Miksować masę, aż ostygnie. Ubić śmietankę i stopniowo miksować ze schłodzonymi żółtkami, dodać wanilię, dalej przez chwilę miksować. Przełożyć masę do pudełka, w którym lody będą zamrażane. Miksować lub mieszać trzepaczką co pół godziny, aż lody zamarzną (albo użyć maszynki do lodów).

 

 

Smacznego!

 

Basia

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Facebook

Likebox Slider for WordPress