Archwium dla

sierpień, 2010

...

Malinowa wajgelia i muffinki

Komentarzy - 4

Mój ogród najpiękniejszy jest wiosną, kiedy kwitną krzewy.

Potem już nie jest tak kolorowo, niestety.

Wprawdzie taras zdobią surfinie i inne kwiaty w donicach, ale ogród jest po prostu głównie zielony.

Nie jestem zapaloną ogrodniczką, to po pierwsze. Poza tym najzwyczajniej nie mam czasu na pielęgnowanie ogrodu. Staram się więc posadzić choć nasturcje i słoneczniki, żeby latem móc cieszyć nimi oko, a dodatkowo mieć z czego układać w wazonie bukiety.

No i właśnie ogromną  przyjemność zrobiła mi wajgelia. Znów zakwitła!

Ona czasem kwitnie powtórnie w okolicy września  i choć znacznie mniej obficie, to zaraz  robi się troszkę weselej ogrodzie.

Ona ma piękny malinowy kolor.

I bardzo pasuje do moich ostatnich muffinek  z brzoskwinią i malinami :-)

Możecie już być zmęczeni muffinkami, nie dziwię się.

Jednak piszę o nich tym razem głownie dlatego, że zrobiłam je trochę inaczej niż zwykle  z owocami.

Bardzo mi przypadł do gustu ten przepis. Babeczki są zarazem wilgotne i puszyste, bardzo smaczne.

Miłośnicy muffinek, spróbujcie ich,  Wam też się spodobają!

Muffinki z brzoskwiniami i malinami (nowa wersja)

200g mąki

2 łyżeczki proszku do pieczenia

3 jajka

130 g miękkiego masła

180 g cukru demerara

180g jogurtu naturalnego

spora,  dojrzała,  ale nie bardzo miękka brzoskwinia pokrojona w kosteczkę

maliny( po około 3-4 sztuki  na jedną babeczkę)

Nagrzałam piekarnik do około 190-200 stopni.

Ubiłam w misce mikserem masło z cukrem. Szczerze powiedziawszy nie była to jeszcze całkiem gładka masa, kiedy  dodałam do niej jajka. Następnie dodałam jogurt i chwilę jeszcze miksowałam, dodałam mąkę i proszek do  pieczenia i jeszcze chwilę miksowałam.

Do masy dodałam pokrojoną brzoskwinię i wymieszałam lekko łyżką.

Do papilotek wkładałam porcję  masy a następnie do każdej miseczki  lekko wciskałam kilka malin.

Nie wiedziałam, jak ciasto urośnie, więc nakładałam niedużą porcję do papilotek. Wyszło 18.

Wyrosły niezbyt dużo, niewiele ponad wysokość papilotki. Można zrobić zatem mniej większych.

Ale myślę, że na 12 papilotek to tego ciasta jest za dużo.

Piekłam je około 15 minut, aż były złociste z wierzchu. Zanim wyjęłam z piekarnika sprawdziłam wbijając w nie patyczek. Kiedy był suchy, wyjęłam  muffinki i pozwoliłam im nieco wystygnąć,  zanim przełożyłam  je z formy muffinkowej na talerz.

Basia

Bakłażan i orzeszki piniowe

Komentarzy - 3

Bardzo lubię orzeszki piniowe. Kiedy wiem, że mam je w domu,  sięgam  po nie do spiżarki i podjadam…

I wtedy wcale nie muszą być uprażone (choć takie są najlepsze!),  pyszne są takie zjedzone wprost ze słoiczka.

Ale kiedy ich nie mam,  to bardzo odczuwam ich brak.

Ostatnio przez dłuższy czas ich nie miałam, ciągle zapominałam o ich kupieniu, ale  w końcu kupiłam!

I jak to często bywa, trochę zjadłam w drodze do domu. Na szczęście nie wszystkie.

Więc  zostało  trochę  orzeszków do sałatki :-)

Zrobiłam sałatkę z grillowanymi bakłażanami.

Nauczyłam się jeść i przyrządzać  bakłażany  mieszkając w Egipcie.  I choć z pewnością ich smak tu i teraz odbiega od tamtego wtedy , oczywiście  jest wynikiem tej  inspiracji.

Pokrojone w plastry lub paski bakłażany smażę na oliwie na  patelni, a potem zostawiam w marynacie zrobionej z octu winnego ( albo lepiej balsamicznego), oliwy, czosnku, cukru i soli.

Takie bakłażany mogą  spokojnie poleżeć w lodówce przez kilka dni, albo nawet dłużej.

Można ich użyć do sałatki, grzanek , można zjeść solo  albo  z pieczywem, można też dodać  do  makaronu albo innych dań. Naprawdę możliwości jest wiele, więc warto je mieć w domu takie już przygotowane.

Tymczasem dzisiejsza sałatka była następująca:

sałata lodowa, bakłażan, pomidor, sos pesto, cebula, feta i prażone orzeszki piniowe. Same smakołyki!

Bakłażana pokrojonego tym razem w plastry usmażyłam na oliwie. Posoliłam i smażyłam z obu stron aż bakłażan był miękki.

Zrobiłam wspomnianą  marynatę z octu balsamicznego, cukru, oliwy z pierwszego tłoczenia i rozgniecionego czosnku i do niej przełożyłam  gotowe już bakłażany.

Na talerzu rozłożyłam pokrojoną w paski sałatę lodową, na niej położyłam plastry bakłażana i pomidora oraz piórka cebuli.

Na wierzchu położyłam pokruszoną fetę,  a następnie polałam całość sosem przygotowanym z pesto, oliwy, octu winnego, cukru, rozgniecionego czosnku i soli.

Posypałam prażonymi orzeszkami piniowymi i ozdobiłam listkami świeżej bazylii.

Sałatka z grillowanym bakłażanem, pomidorami, fetą i sosem pesto

na około 3-4 porcje

około pół sałaty lodowej posiekanej w paski

jeden spory bakłażan, posolony i pokrojony  w plastry, grillowany na oliwie z każdej strony

( marynata: ocet balsamiczny , rozgnieciony ząbek czosnku, sól, cukier)

około 100-150g pokruszonego sera feta

3 średnie pomidory pokrojone w plastry

cebula pokrojona w piórka

na sos:

około 50g pesto

ocet winny

oliwa z pierwszego tłoczenia

sól

cukier

rozgnieciony ząbek  czosnku

do dekoracji :

świeża bazylia

prażone orzeszki piniowe

Spróbujcie,  smacznego!

Basia

Muffinki z morelami i czekoladą

Brak komentarzy

Lubię jeść śniadanie na tarasie.

I nawet, jeśli to ma być szybkie śniadanie,  wolę je na tarasie niż w domu. Myślę sobie wtedy, że niedługo już nie da się wychodzić rano na taras, żeby nie zmarznąć. I bardzo mnie to martwi, bo ciepłolubne jest ze mnie zwierzę!

Wykorzystuję więc lato, ile się da! I szczerze powiem, nie wiem kiedy ostatnio jedliśmy śniadanie wewnątrz domu? Może w jakiś mocno  nieprzyjemny dzień, kiedy deszcz ostro zacinał i zadaszenie tarasu było niewystarczające, żeby uchronić  nas przed zmoknięciem.

Tak więc wychodzimy zjeść śniadanie na tarasie codziennie rano, i choć mam gęsią skórkę i wkładam na siebie ciepłą bluzę, postanowiłam nie zrażać się tym i być dzielną.

Dziś rano poczułam niestety  wyraźnie już nadchodzącą jesień. Choć słonecznie, było jednak rześko i wietrznie,  a słońce już nie tak wysoko jak kilka tygodni temu.

Jedyna korzyść z tego, to fakt , że nie jest już tak bardzo gorąco  i można włączyć piekarnik i wreszcie coś upiec :-)

A ja dawno nie robiłam przecież  muffinek na słodko!

Najwyższa więc na nie pora.

Muffinki z morelami i czekoladą

200g mąki

1 jajko

70 g oleju

150 ml mleka

2 łyżeczki proszku do pieczenia

½ łyżeczki sody

szczypta soli

150 g cukru

sok z  około ½ cytryny

cukier puder do posypania gotowych babeczek

około 200-250 g moreli świeżych, wypestkowanych, pokrojonych na małe kawałki.

około 50-70 g czekolady gorzkiej posiekanej na drobne kawałki.

cukier puder do posypania z wierzchu gotowych muffinek.

Włączyć piekarnik, żeby nagrzał się do około 200 stopni. W formie do muffinów ułożyć papilotki.

Wszystkie składniki  ciasta dobrze wymieszać w misce, na koniec dodać pokrojone na kawałki morele i czekoladę, wszystko  delikatnie, ale jednocześnie  bardzo starannie wymieszać. Delikatnie przełożyć  masę porcjami  do papilotek.

Wstawić do piekarnika na około 30 minut, gdy wyglądają na upieczone, sprawdzić jeszcze wbitym patyczkiem. Jeśli jest suchy, można   śmiało muffinki  wyciągać z pieca!

Tylko jeszcze  trzeba posypać  je cukrem pudrem i można jeść!

Ciepłe muffinki będą miały  wewnątrz roztopione czekoladowe kawałki , ale gdy babeczki wystygną, również czekolada wewnątrz nich stężeje.

Smacznego!

Basia

Kulki z mięsa i dip z awokado

Brak komentarzy

Pewnie macie już dość kabaczków i cukinii, czemu się nie dziwię, ale moja Córka stwierdziła dziś, że koniecznie trzeba zrobić coś z tej cukinii,  która dwa dni temu została ścięta, bo  zaraz zacznie robić się miękka.  A to w końcu są głównie  jej uprawy!

Powiedziałam, że może zrobię jakąś zapiekankę , bo właśnie  rozmroziłam porcję mięsa mielonego. Ona się skrzywiła na to i dodała, że z tego mięsa trzeba zrobić coś innego, jakieś kulki na przykład!

Nie trzeba było mi tego powtarzać,  zrobiłam kulki z fetą i świeżym oregano. A do nich dip z awokado.

A cukinię zapiekłam pod skorupką parmezanową.

I w ten sposób wszyscy byli zadowoleni.

Grillowane  kulki z mięsa,  fety i świeżego oregano

300g mielonego mięsa ( u mnie było pół na pół chude wołowe i wieprzowe)

70g pokruszonej fety

rozgnieciony bardzo duży ząbek czosnku

1-2 łyżki oliwy do smażenia

sól- delikatnie z solą, bo feta jest słona!

posiekane liście świeżego oregano ( około 3 g, to pewnie ze 2 spore łyżki)

pieprz świeżo zmielony

dip z awokado

dojrzałe, miękkie  awokado

sok z około ½ cytryny

świeżo zmielony pieprz

rozgnieciony ząbek czosnku

około 70 g kwaśnej śmietany

posiekana jedna nieduża cebulka dymka

szczypta cukru

łyżka oliwy z pierwszego tłoczenia

sól

tabasco ( ilość według uznania, dla mnie odrobina)

Mięso wyrobiłam z pokruszona fetą, przyprawami, oliwą. Uformowałam kulki o średnicy około 3 cm. Na rozgrzanej, suchej ( bez tłuszczu)  patelni grillowałam kulki przez parę minut z każdej strony, co chwilę odwracając je.

Przygotowałam dip. Rozgniotłam awokado widelcem. Awokado musi być miękkie jak masło (ja takie uwielbiam!).

Dodałam do niego sok z cytryny, przyprawy, śmietanę, dymkę i wszystko wymieszałam.

Jeśli chodzi o cukinię, to pokroiłam ją na plastry około 1 cm grubości, obsmażyłam szybko na oliwie z obu stron. Ułożyłam w naczyniu do zapiekania w 2 warstwach , posoliłam odrobinę, skropiłam octem balsamicznym,  dałam świeżo zmielony pieprz, rozgnieciony czosnek. przykryłam kołderką z bułki tartej wymieszanej z parmezanem utartym i oliwą i wstawiłam do nagrzanego do około 170-180 stopni piekarnika na około 30 minut. Gdy pierzynka parmezanowa była złocista, wyjęłam z piekarnika.

To taki uproszczony, ale całkiem fajny  gratin :-).

Basia

Muffinki dla Dorotki

Komentarzy - 2

Dziś było pierwsze moje podejście do muffinek niesłodkich.

Moja koleżanka Dorota zapytała mnie ostatnio, czy mam jakiś fajny przepis na takie właśnie wypieki.

Niestety, musiałam zaprzeczyć. Do tej pory nigdy takich jeszcze nie robiłam.

Ale od pewnego czasu właśnie myślałam o wypróbowaniu muffinek na słono, jednak planowałam to robić jesienią, biorąc pod uwagę aktualne upały.  Pytanie Doroty jednak  zmobilizowało mnie do tego, żeby je upiec teraz.

Nie bardzo chciałam całkowicie eksperymentować i wymyślać przepis,  pomyślałam że na pierwszy raz wypróbuję jakiś znaleziony. Zajrzałam na stronę Nigelli Lawson, gdzie jest kilka przepisów na muffinki na słono, wśród kilkudziesięciu słodkich.

Ja często  gotuję według jej pomysłów, czy choćby inspiruję się przepisami Nigelli. I muszę przyznać, że rzadko zdarzają jej się wpadki. Choć oczywiście nie wszystko olśniewa.

Jednak jeśli chodzi o jej muffinki, to w ciemno można piec.

Ten przepis jednak nie jest autorstwa Nigelli, ale pomyślalam, że skoro jest u niej na stronie, to zapewne jest wypróbowany i można bez obawy z niego skorzystać.

Zachęcające w nim jest również to, że wśród składników potrzebnych do pieczenia jest cukinia!

A tej, jak wiecie u mnie dostatek :-)

Proporcje w tej recepturze oraz czas pieczenia przewidziane są na minimuffinki.

Ja chciałam upiec normalnej, standardowej wielkości babeczki, więc trochę zmieniłam parametry.

Muffinki z serem i cukinią

na 12 sztuk standardowej wielkości

200g mąki

2 jajka

100g sera utartego, ja dałam Djugas. Może być też Parmezan, Cheddar czy Comte np.

2 małe cukinie lub 1 średnia. Utarte na tarce z grubymi oczkami i bardzo dobrze odciśnięte.

2 łyżeczki proszku do pieczenia

2 łyżki oliwy

pieprz świeżo zmielony

sól- trzeba uważać z soleniem, bo ser jest słony. Proponuję dać sporą szczyptę i spróbować. Może wystarczy? Mnie tak!

150  ml mleka

ja dałam jeszcze ząbek czosnku rozgnieciony i  listki świeżego oregano.

Rozgrzałam piekarnik do 180 stopni .

W misce wymieszałam mąkę, proszek do pieczenia i  utarty ser.

W osobnej misce rozbiłam mikserem jajka, oliwę, mleko i cukinię.

Połączyłam składniki, dodałam przyprawy.

Do formy na muffinki wyłożonej papilotkami przełożyłam masę i wstawiłam do nagrzanego piekarnika. Piekłam 35 minut, wilgotna cukinia  sprawia, że ciasto musi mieć wystarczająco dużo czasu, żeby się upiekło.

Muffinki wyszły naprawdę pyszne! Polecam.

Miały tylko jedną wadę, trudno je było oderwać od papilotek. I nie wiem, czy papilotki były jakieś nienajlepsze( pierwszy raz używałam właśnie tych, czyli  kupionych kiedyś w Czechach i również czeskiej produkcji), czy wynikało to z niewielkiej ilości tłuszczu w cieście ( tylko 2 łyżki oliwy i tłuszcz  zawarty w serze)? Następnym razem  ( z pewnością niedługo to będzie) upiekę w innych papierkach i opowiem Wam, jak wyszło.

Czasem  tak się zdarza, kiedy muffinki  zjada się zaraz po upieczeniu ,  natomiast zostawione  na kilka godzin czy do następnego dnia,  już łatwo odchodzą od papierków. I nie jestem pewna, czy tym razem  uda mi się sprawdzić, czy podobnie będzie z tymi, …  bo już zostały  tylko dwie i nie wiadomo jak długo potrwa ten stan . Mimo tej niedogodności z papilotkami :-)

Basia

Kolejna odsłona cukinii

Komentarzy - 2

Dziś dalszy ciąg cukiniowego sezonu w mojej kuchni .

Okazało się, że urodzaj podobny do tego  u nas  na grządce koło domu, spotkał moich Teściów na działce. Zostaliśmy obdarowani dwiema naprawdę solidnymi, zielonymi cukiniami.

Jak już  tu pisałam,  najbardziej lubię takie całkiem małe, młodziutkie egzemplarze, zwykle z błyszczącą skórką. Przyrządzam je w całości, to znaczy i ze skórą i z gniazdami nasiennymi, które właściwie są jeszcze zupełnie niewykształcone i niemal niewidoczne.

Jednak dość powszechne jest w Polsce, jak zauważyłam,  hodowanie tych warzyw do gigantycznych rozmiarów.  Może na marmoladę czy jakąś marynatę nadają się takie wyrośnięte cukinie, jednak  ja gotować z nich nie lubię.

Na szczęście  te sprezentowane cukinie, choć dość duże, miały jeszcze miękką skórkę i nie wymagały obierania. Gniazda nasienne miały  wprawdzie już widoczne pestki, ale były jeszcze miękkie  i nadawały się  do jedzenia.

Postanowiłam jedną z nich nafaszerować i zapiec.

Do przygotowania farszu użyłam mięsa mielonego,  kaszy jęczmiennej i jeszcze kilku składników.

Natomiast sos przygotowałam ze świeżych pomidorów i czerwonej papryki.

Myślę, że równie dobrze można zrobić po prostu sos pomidorowy,  ale teraz koniecznie z letnich, uduszonych i  przetartych pomidorów, doprawionych czosnkiem i ziołami.

Cukinia faszerowana kaszą jęczmienną i mięsem, zapiekana  z fetą i  sosem ze świeżej papryki i pomidorów

spora cukinia ( albo kabaczek) pokrojona na plastry ok. 4 cm grubości

posiekana cebula

filiżanka kaszy jęczmiennej suchej ( około 150 g)

około 250 g mięsa mielonego ( ja użyłam chudej wołowiny)

około 50 g suszonych pomidorów

garść czarnych oliwek posiekanych grubo

2 ząbki czosnku

oliwa do smażenia

świeże oregano i tymianek

pieprz świeżo zmielony, sól, cukier

ok.50 g fety

szczypta chili

na sos:

1 łyżka oliwy do smażenia

3 -4 średnie pomidory

mała lub pół dużej czerwonej papryki

ząbek czosnku

ocet balsamiczny

sól, cukier

szczypta chili

Ugotowałam kaszę jęczmienną. Ja robię to podobnie do gotowania ryżu.  Na rozgrzany olej wrzuciłam kaszę ( 1 filiżankę), chwilę ją prażyłam, następnie wlałam 2,5 filiżanki wody.  Zagotowałam, a następnie zmniejszyłam płomień. Posoliłam przykryłam i gotowałam na małym ogniu. Następnie po około 15 minutach wyłączyłam i pozwoliłam jej „dojść” do siebie. W tym czasie rozgrzałam piekarnik do około 180 stopni.

Na patelni rozgrzałam oliwę i zeszkliłam cebulę, dodałam mięso mielone i wymieszałam z cebulą.

Z plastrów cukinii wycięłam wnętrze,  tworząc jakby foremki dla farszu. Każdy kawałek miał spód i ścianki z cukinii. Wycięte wnętrze cukinii posiekałam a następnie poddusiłam na oliwie, połączyłam  z mięsem i kaszą. Dodałam posiekane suszone pomidory, czosnek, zioła, posoliłam trochę i dałam pieprz. Dodałam posiekane grubo oliwki.

Każdą cukiniową foremkę wypełniłam farszem tworząc kopczyk na wierzchu.  Ułożyłam cukiniowe foremki z farszem w naczyniu do zapiekania.

Zrobiłam sos.

Na oliwie poddusiłam posiekaną paprykę i pomidory, dodałam rozgnieciony czosnek. Gdy  warzywa były miękkie,  zmiksowałam je w blenderze,  a następnie przetarłam przez sito, żeby pozbawić sos skórek z papryki i pomidorów.

Doprawiłam chlustem octu balsamicznego, solą, chili i  cukrem.

Sos wlałam do naczynia z cukinią, na każdy nafaszerowany kawałek wlałam łyżkę sosu.

Na tym położyłam pokruszoną  fetę i  listki świeżego tymianku. Wstawiłam naczynie do piekarnika i piekłam  przez około 45 minut, aż feta na wierzchu się zarumieniła,  a cukinia zmiękła.

Przed podaniem danie posypałam jeszcze listkami świeżych ziół.

Smacznego!

Basia

Pierwszy patison

1 komentarz

No i przyszła pora na patisona.

Nasza przydomowa uprawa zaczyna dość  intensywnie dojrzewać. Zanosi się na to, że najbliższe tygodnie upłyną pod znakiem cukiniowo-patisonowo-kabaczkowych potraw. Może się nie znudzą…?

Ale z pewnością zmuszą do  kreatywności kulinarnej .

Tymczasem wróćmy do patisona, który jest dość oryginalny w kształcie i to mnie w nim pociąga :-)

A poza tym jest  trochę twardszy od cukinii i kabaczka, a to  sprawia, że trzeba go gotować  czy smażyć trochę dłużej niż tamte. Po ugotowaniu pozostaje bardziej jędrny niż cukinia i kabaczek.

Patison  został zebrany dość późno,  jak się okazało. Mimo, że niewielki, okazał się mieć grubą i już niejadalną skórę i gniazdo z twardymi pestkami.

Ale gdyby był nieco młodszy, to by można go zjeść nawet na surowo. Miałam kiedyś taką znajomą, która młode patisony brała do pracy w charakterze przegryzki. Kroiła na plastry , soliła i zjadała.

Ja natomiast z  naszego pierwszego patisona zrobiłam gratin, czyli taką warzywną zapiekankę.

Tym razem poza pomidorami i cebulą oraz  chrupiącą skorupką  z parmezanu pomieszanego z bułką tartą i oliwą do gratin dodałam pesto. Wyszło smakowicie.

Gratin z patisona, pomidorów i pesto

jako danie główne dla 2 osób

jako dodatek  dla  4

1 patison ( można też być  cukinia albo kabaczek) obrany, pozbawiony pestek i  pokrojony na plastry o grubości około 1 cm

3 średnie pomidory( nacięte, sparzone i obrane ze skóry)

cebula pokrojona w piórka

oliwa do smażenia

pesto , ja dałam 100g świeżego  mrożonego. Jeśli  dacie gęste  pesto ze słoika, to trzeba nieco je rozrzedzić dodając trochę wody. Tyle tylko, żeby dało się wylać na warstwę pokrojonego patisona.

rozgnieciony ząbek czosnku

pieprz, sól – do smaku

ocet winny

bułka tarta  około 30-40g

parmezan utarty około 60-70 g

oliwa  około 30 g

oregano suszone i świeże

ewentualni bazylia

Rozgrzałam piekarnik do 180 stopni.

Na patelni usmażyłam na oliwie z obu stron plastry patisona. Właściwie podsmażyłam je tylko.

W naczyniu do zapiekania ułożyłam plastry patisona, polałam je sosem pesto, do którego dodałam rozgnieciony czosnek i  nieco octu winnego( około ½ łyżeczki). Położyłam cebulę i pokrojone na plastry obrane pomidory. Całość posypałam suszonym oregano i  dobrze wymieszaną bułką z parmezanem i oliwą. Wstawiłam do nagrzanego piekarnika na około ½ godziny.

Gdy na wierzchu pojawiła się złocista chrupiąca skorupka wyjęłam z piekarnika. Przed podaniem dodałam listki świeżego oregano i bazylii.

Basia

Bałkańskie klimaty

Brak komentarzy

Pora na chłodniki ciągle trwa, i oby jak najdłużej.

Oby jak najdłużej trwało lato!

Późno się  zaczęło, więc  niech i późno skończy :-)

Zrobiłam zatem tarator, to taki chłodnik o bułgarskich  korzeniach. Mój  Mąż należy do amatorów chłodników,  dlatego często je robię.

Klasyczny tarator, to chodnik z kwaśnego mleka bułgarskiego (takiego sztywnego, że niemal można kroić nożem), ogórków, czosnku, oliwy i kopru.

Czasem  Bułgarzy dodają do niego  wody albo siekanych orzechów włoskich.

Pamiętam jak przed laty podczas wakacji  z Rodzicami w Bułgarii znajomy Bułgar przyrządzał dla nas ten chłodnik. Pamiętam,  jak wielki nieobrany ogórek nacinał szybkimi  ruchami noża,  a potem siekał w przeciwną stronę, cały czas trzymając w ręce.  Robił to z ogromną wprawą!

Czosnek też siekał, energicznie i bardzo drobno, tym razem już na desce do krojenia.

Jeszcze koper, oliwa, sól i wszystko zostało szybko wymieszane w garnku.

Jedliśmy tarator z białym, pszennym bułgarskim chlebem i bardzo wszystkim  on smakował.

Wielokrotnie robiłam go w domu, ale chyba nigdy już nie smakował tak samo, jak tam na wakacjach w Bułgarii…

Tym razem zrobiłam go trochę inaczej. Nie kroiłam ogórka, tylko wrzuciłam do blendera i zmiksowałam z jogurtem i resztą składników. W ten sposób otrzymałam chłodnik, który można pić. A do tego ma piękny zielony kolor dzięki ogórkom i zmiksowanemu koprowi.

Myślę, że warto wypróbować obie wersje.

Tarator

na 2-3 porcje

400 g opakowanie zimnego jogurtu  (ja dałam gęsty grecki jogurt, ale może być też  zwykły jogurt czy kefir)

ząbek czosnku rozgnieciony

1-2 łyżki oliwy z pierwszego tłoczenia

kilka ogórków w sumie około 200g, najlepiej zimnych, wprost z lodówki

kilka łyżek siekanego koperku ( zostawić trochę do dekoracji)

sól

ewentualnie odrobina octu winnego, jeśli mleko zsiadłe czy jogurt jest mało kwaśny

szczypta cukru

Można wszystko zmiksować, albo zrobić według wspomnianego  klasycznego przepisu.

Jeśli chłodnik przygotowany jest dużo wcześniej przed podaniem, należy go wstawić do lodówki i wyjąć tuż przed serwowaniem. Najlepszy jest zdecydowanie chłodny!

A pozostając w klimacie bałkańskim, proponuję Wam jeszcze coś do taratoru.

Omlet z fetą, ziemniakami i cebulą.

Myślę, że można potraktować ten zestaw jako cały obiad.

My  jedliśmy ten omlet na śniadanie, ale równie dobrze można go zrobić na lunch czy obiad.

Prawdziwa grecka feta ( przywieziona właśnie przez Córkę z wakacji) doskonale skomponowała się z masą jajeczną omletu. Polecam!

Omlet z fetą, ziemniakami i cebulą

5 jajek dobrze ubitych

1 duży lub 2 mniejsze ziemniaki posiekane dość drobno ( kilkumilimetrowej grubości plasterki przekrojone na mniejsze kawałki)

olej lub oliwa do smażenia

nieduża cebula drobno posiekana

około 100g fety pokruszonej niezbyt drobno

pieprz

Na rozgrzanym tłuszczu podsmażyłam posiekane ziemniaki, gdy były już dość miękkie dodałam cebulę i smażyłam razem, aż cebula zeszkliła się. Trzeba uważać, żeby się nie przypaliła (można też smażyć ziemniaki i cebulę osobno i połączyć  dopiero wtedy,  gdy są gotowe).

Do  miękkich ziemniaków i cebuli dodałam fetę, rozłożyłam równomiernie na całej powierzchni a następnie wylałam na to masę jajeczną. Popieprzyłam całość,  ale  nie posoliłam, mając na uwadze słoną dosyć fetę.

Podczas smażenia podważałam omlet od dołu, żeby masa jajeczna spływała na dół. Kiedy z wierzchu nie było już zbyt wiele takiej płynnej,  przełożyłam omlet na drugą stronę używając dużego talerza ( można też uzyć dużej pokrywki, o średnicy podobnej do średnicy patelni). Po chwili smażenia  z drugiej strony przełożyłam  omlet z patelni na talerz. Trzeba uważać , żeby go nie przypalić z żadnej strony. Najszybciej zawsze przypala się cebula i niestety  wtedy staje się gorzka.

Omlet z fetą jest doskonały.

Robiłam go po raz pierwszy, ale jestem pewna, że będzie częstym gościem na naszym stole!

Basia

Pierwsza cukinia i zupa rybna

Komentarzy - 2

No i jest! Pierwsza cukinia!

W sumie, to nie jestem pewna, czy to jest cukinia?  Jest jasna jak kabaczek.

No i niepostrzeżenie sporo urosła. Dosłownie 2 dni temu sprawdzałam i była  zdecydowanie zbyt mała, żeby ją zebrać. Dziś patrzę, a tu taki egzemplarz!

Przyjmijmy, że to jednak jest cukinia, no  bo takie były przecież nasiona.

Zajrzałam też do reszty naszych upraw ogrodowych i zauważyłam, że już zaraz będzie też  pora na zebranie patisona . Potem przyjdzie czas na dynię, ale tej z pewnością pozwolę urosnąć do sporych rozmiarów.

Jeśli chodzi o cukinie, to najbardziej lubię takie małe, z cienką skórką, której się nie obiera i można wręcz jeść na surowo.

Ta nasza pierwsza cukinia mimo, że nie jest najmniejsza, skórkę ma cieniutką a gniazda nasienne jeszcze niewykształcone, więc można ją kroić i jeść  w całości. Czyli wszystko zgodnie z planem.

A teraz pytanie, co ugotować z niej?

W związku z tym,  że Córka wyjechała na wakacje, mogę przyrządzić przysmak wyłącznie dla Męża.

Ostatnio mówił  znów coś o zupie rybnej.  Pomyślałam, że to właśnie będzie dobry pomysł:  zupa rybna w letniej wersji z cukinią i świeżymi ziołami.

Zupa rybna z cukinią i ziołami

składniki na 3 porcje

nieduża cukinia ( ja dałam połowę tej na zdjęciu) pokrojona w kosteczkę

nieduża cebula posiekana

2 nieduże pomidory sparzone , obrane i pokrojone dość grubo

kawałek selera, obrany i pokrojony drobno

marchewka obrana i pokrojona na talarki i jeszcze na pół

kawałek pora pokrojony dość drobno

kawałek posiekanej papryczki chili, według uznania

1 rozgnieciony ząbek czosnku

3 kawałki świeżego łososia bez skóry

około 1 płaskiej łyżeczki soli morskiej

sporo pieprzu świeżo zmielonego

około 50ml białego wina

2-3 łyżki sosu rybnego

siekana świeża natka pietruszki

świeży tymianek ( lub inne zioła, które lubicie)

oliwa do smażenia ( około 2-3 łyżek)

oliwa extra vergine do podania

Na patelni rozgrzałam oliwę do smażenia, na niej poddusiłam cebulę, pora, selera i marchewkę. Na końcu dodałam rozgnieciony czosnek,  pokrojoną cukinię i  pokrojone obrane pomidory. Wlałam wino. Dusiłam przez około 10 minut, uważając żeby się nie przypaliło.

W garnku zagotowałam wodę, dodałam do niej posiekaną papryczkę  chili i liść laurowy.

Gdy warzywa były już podduszone,  przełożyłam  je do garnka z gotującą się wodą.

Dodałam sól, cukier, wino, pieprz, sos rybny.

Do zupy włożyłam kawałki łososia i gotowałam jeszcze przez około 10 minut, aż ryba  była miękka, a warzywa jeszcze nierozgotowane.  Po ugotowaniu doprawiłam jeszcze około 1 łyżeczką octu winnego.

Gotową zupę  (już na talerzu)  posypałam siekaną natką pietruszki i świeżym tymiankiem, dodałam też  do każdej porcji nieco oliwy z pierwszego tłoczenia.

Smacznego,

Basia

Facebook

Likebox Slider for WordPress