Archwium dla

maj, 2010

...

Truskawki z czekoladą

Brak komentarzy

No i zaczęły się truskawki!

Przed nami kilka tygodni truskawkowej uczty. Oby tylko pogoda dopisała i pozwoliła dojrzewać  owocom w słońcu.

Nie wiem jak Was, ale mnie zupełnie nie pociągają te piękne, dorodne i kompletnie pozbawione smaku truskawki poza sezonem.

Nie kupuję ich i nie reaguję w ogóle na ich obecność na rynku. Kiedy mam ochotę na te owoce poza sezonem, sięgam do zamrażarki. Oczywiście to nie to samo, co truskawka świeża, prosto z krzaczka.

Ale chociaż ma smak!

Teraz  jednak na  jakiś czas możemy zapomnieć o mrożonkach i delektować się smakiem  absolutnie bezkonkurencyjnych truskawek w pełni ich sezonu.

Najbardziej lubię po prostu same truskawki.

Czasem lekko zanurzam truskawkę w cukierniczce…

Bardzo też lubię te owoce z dodatkiem bitej śmietany, chociaż nie pogardzę też dodatkiem kwaśnej śmietany i odrobiny cukru.

Takie najprostsze połączenia uważam za zdecydowanie najlepsze.

Ale jednak nie bardzo wyobrażam sobie przyjmowanie gości truskawkami posypanymi cukrem…

W znajomych domach najczęściej podawanym deserem z truskawkami jest chyba tarta, na kruchym spodzie z bezową skorupką na wierzchu, albo po prostu placek z truskawkami.

Ja najbardziej lubię desery, w których truskawki nie są poddane obróbce termicznej, czyli są świeże.

Dziś, na przyjście Gości, zrobiłam torcik z czekoladą i świeżymi truskawkami.

Spróbujcie.

Torcik z czekoladą i świeżymi truskawkami.

spód:

350 g herbatników zmielonych dokładnie

100g miękkiego masła

wierzch:

3 tabliczki czekolady ( u mnie pół na pół gorzka i mleczna)

350ml śmietanki kremówki

ekstrakt waniliowy

2 łyżki cukru pudru

świeże truskawki, około 300g

chipsy z białej  czekolady – do dekoracji (opcja)

Zmielone herbatniki wymieszałam dokładnie z miękkim masłem, powstałą masą wyłożyłam dno tortownicy (na którym  wcześniej położyłam papier do pieczenia).

Czekoladę rozpuściłam ( w kuchence mikrofalowej, na najwyższej mocy, około 1½minuty), po wyjęciu z kuchenki jeszcze  przez chwilę mieszałam czekoladę. Zostawiłam, żeby odrobinę przestygła.

W osobnym naczyniu ubiłam śmietankę, do śmietanki ciągle ubijając dodawałam partiami rozpuszczoną czekoladę i cukier puder.

Gotową, gładką  masę czekoladową wylałam na spód herbatnikowy (zostawiłam około ½szklanki masy do dekoracji).  Na czekoladzie ułożyłam truskawki pozbawione szypułek. Wstawiłam torcik do lodówki.

Po około godzinie, gdy masa stężała, polałam zostawioną czekoladą (wcześniej na moment włożyłam czekoladową masę do kuchenki mikrofalowej, żeby ją rozrzedzić troszkę)  wierzch torciku i ozdobiłam chipsami z białej czekolady.

Jeszcze raz wstawiłam do lodówki.

Gdy pokroiłam i podałam deser,  po chwili masa czekoladowa zaczęła się nieco rozpływać w temperaturze pokojowej.

Bardzo fajnie komponowała się taka rozpływająca się czekolada z herbatnikowym spodem i świeżymi truskawkami.

Myślę, że spróbuję też tego przepisu razem z malinami.

Ale to za jakiś czas, bo na krzewach malin dopiero nieśmiało pojawiają się kwiatki…

Basia

Makaron z kurczakiem i sosem pesto

Komentarzy - 15

Ostatnio niezbyt często gotuję makarony.

Niestety…, bo bardzo lubię to robić.

Oczywiście  w gotowaniu makaronu chodzi głównie o sos.

Najlepszy sos, to najprostszy sos!  Przyrządzony z niewielu, ale najwyższej jakości  produktów. Tak jak to jest u Włochów.

I pewnie nigdy nie zmienię zdania w tej kwestii.

Mój ostatni sos do makaronu składał się ze śmietanki, pesto, kurczaka, suszonych pomidorów, ziół  i przypraw.

No i utartego parmezanu, oczywiście!

Makaron z kurczakiem i delikatnym sosem pesto

na około 3-4 porcje

400g filetu z kurczaka pokrojonego w kostkę 2cm X 2 cm około

oliwa lub olej do podsmażenia kurczaka

sól, pieprz i  czosnek do przyprawienia kurczaka

200ml śmietanki kremówki

50 g pesto ( najlepiej , gdyby było świeże, ale ze słoika tez oczywiście może być . Ja użyłam świeżego,  zamrożonego pesto)

50 g suszonych pomidorów ( ja dałam lekko suszone pomidorki koktajlowe w zalewie z oleju słonecznikowego, ale mogą być standardowe suszone pomidory).

ocet winny, sól, pieprz, szczypta cukru

świeże zioła ( oregano, tymianek)

kilka orzechów włoskich posiekanych ( opcjonalnie)

makaron ugotowany al dente ( ilość według uznania)

utarty parmezan ( j.w.)

Na rozgrzanej patelni usmażyłam na oliwie kawałki kurczaka, które przyprawiłam solą i pieprzem .

Dodałam około 1 łyżeczki octu winnego i trochę wody, a potem dalej  dusiłam mięso, aż kurczak zmiękł.

Na osobnej patelni podgrzałam śmietankę, aż zaczęła gęstnieć. Dodałam pesto, sól, suszone pomidorki koktajlowe,  pieprz i odstawiłam. Równolegle zagotowałam wodę i ugotowałam w niej makaron.

Gdy kurczak był miękki dodałam go do sosu śmietankowo-pestowego, dodałam posiekane liście oregano i listki tymianku.

Sos wymieszałam z odcedzonym właśnie makaronem, położyłam na talerzu, na wierzchu posypałam utartym parmezanem , świeżymi listkami oregano i tymianku i kilkoma posiekanymi orzechami włoskimi.

Smacznego,

Basia

Grillowane zawijasy z cukinii i koziego sera

Brak komentarzy

Coraz bogatsze są już stragany warzywne, zauważyliście?

Wprawdzie daleko jeszcze do tych najsmaczniejszych , gruntowych  warzyw i owoców , ale i tak nie jest źle.

Podoba mi się też, że zmieniają się ceny. Oczywiście na niższe.

Zupełnym nieporozumieniem była dla mnie ostatnio cena cukinii, jeszcze przed dwoma tygodniami oscylowała wokół  16-18 złotych za kilogram ( a czasem nawet więcej!). Jakiś absurd!

Szczęśliwie sytuacja się zmienia i będzie coraz więcej ładnych i  dorodnych płodów rolnych  w rozsądnych cenach.

Widząc wczoraj wspomnianą właśnie cukinię w cenie 6 złotych za kilogram, nie mogłam się oprzeć przemożnej chęci kupienia jej.

I od razu wpadł mi do głowy pomysł, co z niej ugotować!

Grillowane zawijasy z cukinii nadziewane kozim serem, ziołami  i orzechami.

Można je podać  na zimno, albo na gorąco.

Trzeba tylko pamiętać, że długie podgrzewanie nadzianych już roladek spowoduje, że ser zacznie się topić i wylewać ze środka. Kozi ser bardzo łatwo się topi. Więc jeśli mają być na ciepło, to trzeba szybko podgrzać i od razu podać. Ja osobiście wolę je na zimno.

Jeśli wybierzecie małe cukinie, to można zrobić naprawdę małe zawijaski , (takie na raz do ust) i podać jako element przyjęcia z jedzeniem typu „finger food”, czyli różnymi  małymi przekąskami.

Grillowane zawijasy z cukinii nadziewane kozim serem, ziołami  i orzechami.

2 średnie, ale jednocześnie dość cienkie cukinie

oliwa do smażenia

ocet winny , sól i  pieprz do przyprawienia cukinii

około 200g koziego sera dojrzewającego

łyżka śmietany kwaśnej

około 1 łyżeczki octu winnego

posiekany kawałek papryczki chili

sporo świeżo zmielonego pieprzu

garść posiekanych i wyprażonych na suchej patelni orzechów włoskich

posiekane liście świeżej bazylii, oregano i dymki

Cukinie pozbawione obu końców pokroiłam wzdłuż na plastry  o grubości około 4-5 mm.

Na rozgrzanej patelni usmażyłam plastry z obu stron na odrobinie oliwy, aż zaczęły się przypiekać.

Odłożyłam, żeby przestygły. Delikatnie je posoliłam, popieprzyłam  i pokropiłam octem winnym. Odstawiłam na chwilę.

W miseczce rozdrobniłam widelcem ser, dodałam śmietanę, zioła i  przyprawy, wymieszałam dokładnie na dość gładką masę. Dodałam orzechy i jeszcze raz wymieszałam.

Na każdym plastrze cukinii, na około 2/3 jego długości,  kładłam warstwę sera i zwijałam plaster zaczynając od końca z nadzieniem. Zwiniętą roladkę mocowałam wykałaczką.

Wszystkie zawijasy ułożyłam w naczyniu, posypałam jeszcze raz pieprzem, położyłam listki świeżego oregano.

Smacznego,

Basia

Znów szparagi

Brak komentarzy

Sezon na szparagi trwa!

Trzeba korzystać z niego zanim się skończy, a to niestety  już niedługo.

A może wcale nie „niestety”, może to właśnie fajnie, że szparagi są tylko majowo-czerwcowo?

Wtedy czeka się na nie z niecierpliwością. I nie mogą się wtedy  znudzić, bo nie zdążą!

U nas zatem szparagi pojawiają się na stole często.

Omlet ze szparagami, szparagi z boczkiem, makaron ze szparagami…

I tarta ze szparagami!

Było to drugie podejście do tego przepisu. Po raz pierwszy zrobiła taką tartę moja Córka, na kolację powitalną, gdy wróciliśmy dwa tygodnie temu z urlopu. To pozwoliło na skorygowanie receptury  i wypracowanie właściwych proporcji składników.

Bardzo ciekawy i jednocześnie niezwykle nieskomplikowany przepis.

Zaczęłam od obrania i ugotowania ziemniaków. Włączyłam też piekarnik, żeby się nagrzał do około 190 stopni.

Gdy ziemniaki  były miękkie, odcedziłam je i ugniotłam, jak na puree. Po chwili dodałam do nich utarty ser. W osobnej misce ubiłam szybko jajka ze śmietanką. Następnie wlałam masę jajeczną do ziemniaczanej, przyprawiłam gałką muszkatołową i pieprzem.

Szparagi  umyłam, obcięłam zdrewniałe końce  i włókna, zblanszowałam  je w osolonej lekko wodzie  (około 5 minut) i odcedziłam.

Całą blachę  ( taką największą, jaka jest w piekarniku) wyłożyłam papierem do pieczenia a następnie ciastem francuskim, brzegi lekko wywinęłam,  rozłożyłam na cieście masę ziemniaczano-jajeczną , na masie położyłam szparagi. Włożyłam blachę do piekarnika.

Piekłam tartę około 15 minut, aż brzegi ciasta były złociste.

Polecam ten przepis!

Tarta ze szparagami i ziemniakami

300g ziemniaków

150 ml śmietanki kremówki

350g szparagów ( waga szparagów pozbawionych  już zdrewniałych końców i  włókien)

2 jajka

100g sera cheddar

100g sera gruyere

opakowanie ciasta francuskiego ( 275 g)

sporo gałki muszkatołowej i świeżo zmielonego pieprzu.

Według mnie  nie należy solić masy jajeczno-ziemniaczanej,  jeśli posolona była woda do gotowania ziemniaków. Ser jest wystarczająco słony, żeby „dosolić” całą potrawę.

Przy  podanej przeze mnie ilości śmietanki  masa jest dość sztywna po upieczeniu, dobrze i równo się daje kroić, ale oczywiście nie jest twarda!.  Jeśli wolicie luźniejsze nadzienie, lekko rozpływające się,  to  możecie dać  więcej śmietanki. Trzeba też nieco dłużej piec tartę wtedy.

Basia

Bananowe muffinki z migdałami i czekoladą

Komentarzy - 9

Uwielbiam piec muffinki!

Mówiłam Wam to już?

Pewnie tak…, bo ja naprawdę to uwielbiam!

Ogromną  przyjemność sprawia mi  pieczenie  pysznych  muffinek  w ładnych papilotkach. I myślę, że te muffinkowe koszulki są naprawdę  ważne,  bo dodają im  urody .

Dlatego wykorzystuję każdą okazję, żeby kupić nowe (najchętniej  kolorowe!)  papierowe miseczki  na muffinki.

I najlepiej, żeby papilotki były różnej wielkości , przewidziane na wypieki na różne okazje. Czasem  przecież  potrzebne są całkiem małe,  na takie mini muffinki, czasem większe , a czasem jeszcze większe! Wobec tego zawsze muszę być przygotowana na każdą okoliczność i mieć w zanadrzu to, co może być niezbędne.

Dzisiaj, kiedy zabrałam się za pieczenie muffinek wybrałam te papilotki, które właśnie ostatnio przyjechały ze mną z Londynu. To była ich premiera!

One są trochę mniejsze niż zwykle, dlatego  z przepisu  na 12 sztuk muffinek bananowych upiekłam 18.

Ale to przecież ma jedną ogromną zaletę, można ich więcej zjeść !

Bananowe muffinki  z migdałami i czekoladą

250 g mąki

3 bardzo dojrzałe banany

2 jajka

100g oleju roślinnego

1 ½ łyżeczki proszku do pieczenia

szczypta soli

100 g cukru

50 g migdałów

2 łyżki chipsów czekoladowych albo  kawałek czekolady gorzkiej (30g )pokrojonej na małe kawałki

Potrzebna jest forma na muffinki  i 12 standardowych papilotek ( jeśli mniejsze, to więcej. Jeśli  większe -na przykład kolorowe, kupione ostatnio w  Ikei – to mniej )

Nagrzałam piekarnik do 180 stopni.

W misce zmiksowałam dokładnie banany i odstawiłam na chwilę.

W innej misce zmiksowałam jajka, cukier, olej, sól, mąkę, proszek do pieczenia. Do tego dodałam zmiksowane banany i jeszcze chwilę miksowałam.

Na suchej patelni wyprażyłam migdały  ( nie obrałam ich ze skóry), a kiedy trochę przestygły, posiekałam je grubo.

Do ciasta bananowego dodałam posiekane migdały i chipsy czekoladowe. Wymieszałam.

Do formy na muffiny włożyłam papilotki,  napełniłam każdą do około 2/3 wysokości. Gdy napełniłam 12 sztuk okazało się, że ciasta jest więcej, w sumie wyszło 18 muffinek.

Piekłam je około 20 minut. Wyjęłam  muffinki z piekarnika, kiedy były złociste, a wbity patyczek, wychodził z nich suchy. Z formy wyjęłam, gdy nieco przestygły.

I musiałam od razu spróbować!

Smacznego!

Basia

Torcik z jabłkami (nie tylko dla Szefa-Łasucha)

Brak komentarzy

Mój Maż poprosił mnie, żebym mu upiekła jakieś ciasto do pracy.

Zdziwiłam się trochę, zupełnie nie rozumiałam czemu?

Ani nie ma teraz imienin, ani urodzin,  ani żadnej innej okazji!

Okazało się, że będą odwiedziny Szefa- Łasucha!

Dziewczyna,  która zwykle piekła ciasta na takie okazje,  pracuje już gdzie indziej, więc  jest problem!

Wobec takiej sytuacji ( i mając na względzie karierę mojego Męża :-) ) nie miałam wyboru, musiałam pomóc! Postawiłam jeden warunek, kawałek  tego ciasta musi zostać w domu!

Zaczęłam  zaraz zastanawiać się,  co zrobić, co upiec?

Żaden fajny pieczony pomysł nie mógł mi przyjść do głowy, a książki kucharskie też zupełnie nie pomogły mi w tym.

Właśnie kupiłam jabłka, więc  pomyślałam, że trzeba zrobić coś z jabłek.

Ale taką zwykła szarlotkę?

Choć jestem pewna, że  zwykła szarlotka jest absolutnie najlepsza, tym razem miałam ochotę zrobić coś innego.

Może coś niepieczonego?

Tak!

Torcik z jabłkami i serkiem mascarpone, na zimno.

Poprosiłam Męża, żeby mi pomógł i obrał, a potem utarł jabłka.

Utarte na grubej tarce jabłka położyłam na sitku, po chwili wycisnęłam nadmiar soku z jabłek ( pewnie odcisnęłam około szklanki soku )

Następnie przygotowałam spód torciku. Do malaksera wrzuciłam herbatniki,  żeby je zemleć, a następnie dodałam  do nich kwaśną śmietanę.

Z tej masy uformowałam  kulę,  a następnie rozwałkowałam ją tak, żeby powstał placek o powierzchni takiej, jaką ma spód tortownicy. Wycięłam z papieru do pieczenia koło o wielkości dna tortownicy, włożyłam do tortownicy,  a na nim położyłam rozwałkowany placek.

Do miski włożyłam ser mascarpone i miksowałam przez chwilę, aż powstała gładka masa.

Do masy dodałam cukier puder, chyba około 3 łyżek, ale musicie dopasować  ilość cukru do swoich upodobań i do słodkości jabłek. Moje były bardzo słodkie!

W niewielkiej ilości gorącej śmietanki kremówki ( podgrzanej w kuchence mikrofalowej) rozpuściłam 2 łyżeczki żelatyny. Przestudziłam ją nieco  i wlałam do mascarpone, cały czas miksując.

Do tej masy wrzuciłam utarte i odciśnięte dobrze jabłka, dodałam trochę soku z cytryny ( jabłka były naprawdę bardzo słodkie i mało kwaśne), posiekane dość grubo orzechy włoskie  i naturalny ekstrakt z wanilii. Wymieszałam wszystko dokładnie. Tę masę wyłożyłam na spód herbatnikowy i równomiernie rozsmarowałam.

Przygotowałam jeszcze polewę czekoladową.

Nie miałam w domu tabliczki czekolady, żeby ją rozpuścić, dodać  nieco śmietanki i w ten (najprostszy !)sposób przygotować polewę. Wobec tego rozpuściłam masło, dodałam kakao, śmietankę , cukier, sok z cytryny i wodę i w ten sposób przygotowałam polewę czekoladową.

Przestudzoną polewę wyłożyłam na torcik i wstawiłam całość do lodówki.

Rano, przed wyjściem Męża do pracy,  posypałam torcik kakao i wycięłam z niego kawałek, który miał zostać w domu.

Resztę Mąż zabrał do pracy. Niepokoiłam się, czy torcik dotarł w dobrym stanie na miejsce i czy Mąż schował go zaraz po przyjściu  do lodówki, ale zaraz dostałam smsa:  „Ciasto super! Wszystkim bardzo smakuje!”

Fajnie!

Torcik z jabłkami i serkiem mascarpone

tortownica o średnicy około 20-22cm

na spód

paczka ciastek owsianych Złotokłose Wiatraczki ( chyba 215g)- ale mogą być inne herbatniki

2 łyżki  kwaśnej śmietany

na masę

około 900-1000g jabłek , następnie obranych i utartych na grubej tarce

około 3 łyżek cukru pudru

ekstrakt naturalny z wanilii

sok z cytryny,  jeśli jabłka nie są wystarczająco kwaśne

250 g serka mascarpone

około 100ml śmietanki kremówki

2 łyżeczki żelatyny

około 50g orzechów włoskich

polewa czekoladowa

1-2 tabliczki czekolady gorzkiej  ( w zależności od tego , jaka grubą warstwę polewy chcecie uzyskać) plus śmietanka

jeśli nie macie czekolady:

należy rozpuścić i wymieszać dobrze na gładka masę

50g masła

3 kopiate łyżki kakao

3 – 4 łyżki cukru

sok z cytryny około 2-3 łyżeczki

około 50 ml śmietanki

około 20 ml wody

Po wystudzeniu rozprowadzić  na powierzchni torciku.

Gotowy, schłodzony torcik przed podaniem posypać kakao ( przez sitko)

Filet z udźca indyka trochę na sposób tajski

Komentarzy - 2

Trzeba było szybko wymyśleć coś na obiad.

Wzięłam książkę kucharską najpierw jedną, potem  drugą… i nic!

Nie znalazłam niczego takiego, co chciałabym ugotować.

Więc  pomyślałam : trudno, robię z głowy!

Oczywiście musiałam poruszać się w ramach tego, co akurat miałam w domu.

Na szczęście zawsze coś tu mam!

Ugotowałam więc trochę tajską potrawę z udźca z indyka, z mlekiem kokosowym, szpinakiem, Red Curry Paste i trawą cytrynową.

Zaczęłam od tego, że pokroiłam mięso z udźca z indyka na kawałki takie,  jak do gulaszu mniej więcej i dodałam do mięsa  około łyżkę  Red Curry Paste. Wymieszałam dokładnie z mięsem i odstawiłam.

Na patelni rozgrzałam łyżkę oleju i na rozgrzany tłuszcz położyłam kawałki indyka.

Smażyłam je, odwracając często, aż mięso zmiękło. Pod koniec tego smażenia dodałam rozgnieciony czosnek

W osobnym naczyniu przygotowałam mleko kokosowe, rozpuściłam około 9 łyżek proszku mleka kokosowego instant w 3 filiżankach wody.

Do prawie całkiem miękkiego mięsa dodałam mleko kokosowe, około łyżeczki zmielonej trawy cytrynowej, starłam na tarce niewielki kawałek świeżego imbiru,  dodałam umyte, pozbawione łodyg i grubo posiekane liście szpinaku, posoliłam, dodałam szczyptę cukru i gotowałam jeszcze przez chwilę. Na koniec gotowania dodałam jeszcze sok z limonki  i otartą jej  skórkę.

Gotową potrawę posypałam posiekaną cebulką dymką.

Podczas gotowania indyka przygotowałam kuskus, według receptury na opakowaniu. Przygotowałam też swoją  ulubioną sałatę.

Obiad gotowy!

Filet z udźca indyka trochę na sposób tajski

3-4 porcje

400g filetu z udźca z indyka pokrojonego na kawałki około 2-3cm

łyżka red Curry Paste

9 łyżek mleka kokosowego w proszku + 3 filiżanki wody

łyżeczka zmielonej trawy cytrynowej

olej do smażenia kurczaka

2 rozgniecione ząbki czosnku

kawałek  świeżego korzenia imbiru ( około 0,5-1 cm długości)

sok i skórka z limonki

½ pęczka świeżego szpinaku, pozbawionego łodyg

sól, cukier

posiekana cebulka dymka

Herbaciane ciasto do herbaty

Komentarzy - 6

Zaczęło padać, zrobiło się znów zimno… Kubek herbaty znów nieodzowny!

Ale co do tej herbaty?

Postanowiłam wypróbować kolejny przepis z „Cakes and bakes”,  tym razem  to było tradycyjne angielskie śniadaniowe ciasto do herbaty, które należy podawać pokrojone na grube kawałki. Powinno być  serwowane na ciepło a  jeszcze lepiej, jeśli  opieczone w tosterze.

Można je posmarować masłem albo dżemem.

Tak sugeruje autorka książki.

Brzmiało nieźle, więc zabrałam się do pieczenia.

Niecodzienne ciasto, przyznam. Nie ma w nim ani grama tłuszczu i ani jednego jajka!

Najpierw wsypałam do miski otręby ( ja dałam owsiane, bo tylko takie miałam. W przepisie było powiedziane jedynie, że mają być otręby), cukier muscovado , suszone owoce( miałam tylko rodzynki, morele i żurawiny) i zalałam wszystko dobrze ciepłym naparem z mocnej ( angielskiej :-) )herbaty.

Wymieszałam i zostawiłam na około ½ godziny, żeby wszystko nasiąkło dobrze herbatą.

Następnie wsypałam przesianą mąkę, proszek do pieczenia, grubo posiekane orzechy i przyprawę do grzańca. W przepisie była mowa o różnych przyprawach, więc pomyślałam, że ta do grzańca (rozpuszczalna całkowicie przyprawa, zawierająca ekstrakt z wanilii, limonki, cynamonu i goździków) będzie dobrym dodatkiem do tego ciasta.

Niedużą formę „keksówkę” wyłożyłam papierem do pieczenia,  włożyłam do niej ciasto i wyrównałam górę.

Do nagrzanego do  180 stopni piekarnika włożyłam formę i piekłam ciasto przez około 45 minut, aż  wyrosło i  zrobiło się rumiane,  a patyczek wbity w ciasto pozostawał suchy.

Wyjęłam ciasto i zostawiłam, żeby wystygło.

W przepisie jest powiedziane, że należy je zostawić zawinięte w papier do następnego dnia i dopiero wtedy rozkroić. Dopiero następnego dnia jest najsmaczniejsze, podobno.

Niestety mnie się to nie udało, połowę zjedliśmy od razu. Bardzo nam smakowało, to z pewnością bardzo typowe angielskie ciasto.

Ale drugą jego część grzecznie zostawiłam zawiniętą w papier i  jutro rano, jak należy  podczas śniadania, sprawdzę czy  faktycznie jest lepsze!

Basia

Śniadaniowe ciasto herbaciane

100g otrąb

120 g  cukru muscovado – z pewnością musi to być ten cukier. Demerara absolutnie go nie zastąpi!

130g różnych suszonych owoców

175ml mocnej  ciepłej zaparzonej herbaty

30 g orzechów

100g mąki

1 ½ łyżeczki proszku do pieczenia

1 ½ łyżeczki przyprawy do grzanego wina instant Kotanyi

forma do keksu około 24 cm długości (może być krótsza, wtedy ciasto będzie wyższe niż moje)

Babeczki-muffinki w kolorowych papierkach

Brak komentarzy

Pobyt w Londynie oczywiście  nie mógł  być pozbawiony  wizyty w Foyles.

Pisząc o sushi, opowiadałam Wam o fantastycznej księgarni londyńskiej, gdzie mogłabym spędzić naprawdę dużo czasu! To właśnie jest Foyles.

Niestety, tym razem miałam absolutnie za mało czasu na wizytę tam.

Dlatego musiałam w ekspresowym tempie podjąć decyzję, co kupić?

Ale  jeśli ktoś z Was tam kiedyś był, to doskonale wie, że było to niezwykle trudne zadanie.

W rezultacie zdecydowałam się (między innymi :-) ) na uroczą książkę Lindy Collister „Cakes & bakes, from my mother’s kitchen”,  pełną przepisów na babeczki, muffinki, brownies, cookies, cakes and pies.

Dziś postanowiłam ją wypróbować.

W związku z tym, że moja Córka kupiła kilka dni temu w Ikei  prześliczne papilotki i żądała ich wykorzystania, wybór był dość prosty.

Polegał jedynie na wybraniu jednego z  dziesięciu chyba  przepisów na takie wypieki.

Tym razem padło na babeczki z orzechami włoskimi i syropem klonowym.

A właściwie,  w oryginalnym przepisie były pekany. Nie miałam ich, więc użyłam orzechów włoskich.

Poza tym były jeszcze drobne ,  kosmetyczne modyfikacje i babeczki gotowe!

Przepis jest przewidziany na standardowej wielkości papilotki do muffinów. Te z Ikei są  śliczne, ale też i większe niż zwykle. Dlatego zrobiłam ich 10 a nie 12, jak zwykle.

Są pyszne!

Babeczki z syropem klonowym i orzechami  włoskimi

na 12 standardowej wielkości muffinek

115 g miękkiego masła

50 g cukru demerara

150 ml syropu klonowego

2 jajka

115 g maki

2 łyżeczki proszku do pieczenia

60 g orzechów włoskich posiekanych grubo

dekoracja

około  12 wyprażonych na suchej patelni połówek orzechów , mogą być całe albo posiekane

spora łyżka masła orzechowego

spora  łyżka  syropu klonowego

Rozgrzałam piekarnik do  180 stopni.

W misce ubiłam masło z cukrem, gdy masa była gładka,  dodałam syrop klonowy i dalej ubijałam. Dodałam po jednym jajku ciągle ubijając. Następie dodałam mąkę z proszkiem do pieczenia i dalej miksowałam . Na końcu dodałam jeszcze  orzechy i miksowałam przez chwilę.

Do formy do muffinów  włożyłam papilotki i do każdej włożyłam porcję ciasta.

Piekłam około 15-30 minut, aż babeczki miały złoty kolor, a patyczek wbity w nie był suchy.

Wyjęłam z piekarnika i zostawiłam, żeby wystygły.

W miseczce wymieszałam masło orzechowe z syropem.

Gdy babeczki wystygły, każdą  z wierzchu posmarowałam masłem z syropem i położyłam na wierzchu posiekane orzechy.

Polecam!

Basia

Szparagi po flamandzku z brytyjskim akcentem

1 komentarz

Powrotna droga z Wyspy wiodła przez Brukselę, gdzie gościliśmy u Naszej Kochanej Bożenki.

Bruksela okazała się uroczym miastem  z piękną architekturą, średnio przyjemną pogodą i zupełnie nieprzyjaznymi cenami.

Nie było wiele czasu, żeby  zobaczyć dużo więcej niż Manneken Pis ( siusiającego chłopca ) i  Jeanneke Pis (siusiającą dziewczynkę), a tym bardziej żeby poznać zwyczaje flamandzkie.

Jednak  mimo wszystko  udało nam  się napić belgijskiego piwa ( podobno warzy się tu ponad 700 jego gatunków !) i  spróbować, korzystając z tej pory roku, szparagów po flamandzku.

Ja jestem fanką wina, więc na temat walorów smakowych piwa nie będę się specjalnie wypowiadać, natomiast jeśli chodzi o szparagi, to chętnie o nich opowiem. Zamówione w typowym  brukselskim pubie szparagi po flamandzku, to były  ugotowane białe szparagi polane masłem i posypane siekanymi drobno ugotowanymi na twardo jajkami,  wymieszanymi z posiekaną natką pietruszki i gałką muszkatołową.

Okazało się , że Moja Córka właśnie kupiła szparagi! Ona jest ich miłośniczką i od dawna czekała na szparagowy sezon.

Pomyślałam, że w takim razie jest dobra okazja zrobić po mojemu  te,  poznane w Brukseli , szparagi po flamandzku.

Jako, że wydają mi się troszkę mało wyraziste w tej formie, postanowiłam dodać im brytyjskiego charakteru, czyli odrobinę cheddar cheese.

A w związku z tym, że część rodziny nie przepada za natką pietruszki, pominęłam ją i użyłam siekanej cebulki dymki

Bardzo mi  się podobały szparagi  w tej wersji. Zarówno w smaku,  jak i w aspekcie ekonomicznym :-) !

Szparagi po flamandzku z nutą brytyjską

500g szparagów ( ja użyłam zielonych, takie bardziej lubimy)

3 jajka ugotowane na twardo

spora szczypta gałki muszkatołowej

sól

pieprz świeżo zmielony

łyżka masła

sok z cytryny- około łyżki

około 2 łyżki utartego sera cheddar

sól  i szczypta  cukru do gotowania szparagów

cebulka dymka posiekana, około 2 łyżek

Szparagi ograłam, odcięłam zdrewniałe końce i ugotowałam w osolonej i  delikatnie  posłodzonej wodzie, aż były miękkie ale nie rozgotowane.

W tym czasie roztopiłam na delikatnym ogniu masło i dodałam do niego sok z cytryny. Ugotowałam na twardo jajka, obrałam i posiekałam je drobno.

Wymieszałam jajka w misce razem  z pieprzem i gałką muszkatołową, dodałam przestudzone masło, posiekaną dymkę i utarty cheddar.

Ugotowane szparagi ułożyłam w wystarczająco długim naczyniu i położyłam na nich przygotowaną  właśnie „pierzynkę” z jajek i przypraw.

Spróbujcie tej wersji szparagów koniecznie teraz, kiedy jest sezon i  można jeść je codziennie, a przy tym  sobie poeksperymentować .

Według mnie odrobina sera bardzo dobrze zrobiła pierwotnej recepturze

Basia

Facebook

Likebox Slider for WordPress