Archwium dla ·

ciasteczka i ciasta

· Kategoria...

Drożdżowe rożki z orzechowym nadzieniem

Brak komentarzy

Niedzielne przedpołudnie, to dobry czas, żeby upiec coś pysznego!

Upiekłam więc drożdżowe rogaliki z nadzieniem orzechowym.

Przez wiele lat nie zabierałam się za drożdżowe wypieki. Uważałam, że to trudne, skomplikowane i czasochłonne. Teraz, odkąd przekonałam się do drożdżowego ciasta, całkiem często je piekę i bardzo mi się to spodobało. Choć niewątpliwie takie pieczenie wymaga sporo czasu.

Moje dzisiejsze rogaliki mają nadzienie orzechowe, ale można je  też zrobić z powidłami albo czekoladą, jeśli ktoś woli.

Do miski robota wsypałam mąkę, dodałam miękkie masło, szczyptę soli, jajko, cukier i wanilię.

Osobno w ciepłym mleku roztarłam drożdże, dodałam łyżeczkę cukru i zostawiłam drożdże na około 15 minut do wyrośnięcia. Gdy wyrosły przelałam je do miski z resztą składników.

Wyrabiałam ciasto około 10 minut, aż było gładkie.

Przykryłam folią i wstawiłam do lodówki na 2 godziny.

Przygotowałam od razu nadzienie, wymieszałam mielone orzechy z cukrem pudrem i śmietanką i wstawiłam do lodówki, żeby masa trochę zgęstniała, to znaczy, żeby orzechy wchłonęły śmietankę.

Po 2 godzinach wyjęłam ciasto, rozgrzałam piekarnik do około 180 stopni.

Ciasto podzieliłam na 3 części, każdą rozwałkowałam na placek grubości około 3-4 mm i pokroiłam na 8 trójkątów.

Na każdym trójkącie, przy samej podstawie kładłam porcję nadzienia i zwijałam, wolny brzeg chowając pod spód, żeby rożek nie rozwinął się podczas pieczenia.

Rożki ułożyłam na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i piekłam przez około 25 minut.

Po wyjęciu z piekarnika posypałam cukrem pudrem.

Rożki z nadzieniem orzechowym

ciasto:

270 g mąki pszennej

110 g miękkiego masła

30 g cukru pudru + trochę do  posypania gotowych rożków

szczypta soli

1 jajko

25 g świeżych drożdży

75 ml ciepłego mleka + łyżeczka cukru

1 łyżeczka naturalnej esencji waniliowej

 

nadzienie:

100 g włoskich orzechów zmielonych

30 g cukru pudru

50 ml śmietanki kremówki

 

Smacznego,

 

Basia

 

 

 

 

 

 

Bułeczki z cynamonem i orzechami

Brak komentarzy

Sięgnęłam dziś do Nigelli „ How to be a domestic goddess” i znalazłam przepis na norweskie bułeczki cynamonowe.

Spodobały mi się i postanowiła je upiec.

W związku z tym, że nie miałam w domu tyle drożdży, ile potrzeba na całą opisaną porcję, zmniejszyłam ilość. Bardzo dobrze, bo ilość upieczonych bułek i tak jest solidna.

Dodałam do nadzienia orzechy włoskie, bo uważam, że do cynamonu bardzo pasują.

Zmartwiło mnie tylko to, że moje bułki po upieczeniu nie są takie ładne, jak te na zdjęciu u Nigelli. Chyba znacznie bardziej wyrosły i zatarły się między nimi granice.

Ale w sumie nie ma co się martwić, najważniejsze, że są pyszne i bardzo mi smakują.

 

Bułki  drożdżowe z cynamonem i orzechami

 

ciasto:

400 g mąki

2 jajka roztrzepane ( z tego około 1/4 zostawić do posmarowania bułek z wierzchu przed pieczeniem)

1/2 łyżeczki soli

220 ml mleka

60 g cukru

80 g roztopionego masła (zostawić z tego około 5-8 g do posmarowania bułek ułożonych w formie)

28 g świeżych drożdży

łyżeczka naturalnej esencji waniliowej

 

nadzienie:

80 g bardzo miękkiego masła

70 g cukru

1 łyżeczka cynamonu

około 40 g posiekanych grubo orzechów włoskich

mała szczypta soli

 

Rozgrzałam piekarnik do około 200 stopni.

W ciepłym mleku z dodatkiem 2 łyżeczek cukru rozpuściłam drożdże i pozwoliłam im wyrosnąć. Roztopiłam masło.

Do miski robota wrzuciłam mąkę, cukier, sól, dodałam mleko z drożdżami, roztopione masło i jajka. Miksowałam, aż masa zrobiła się gładka. Uformowałam kulę i włożyłam do natłuszczonej miski, przykryłam ściereczką i zostawiłam na około 1/2 godziny.

Przygotowałam nadzienie, masło zmiksowałam z cukrem, cynamonem i solą.

Wyjęłam około 1/3 ciasta drożdżowego  i rozciągnęłam je rękami na dnie formy do pieczenia wyłożonej papierem, tworząc jakby spód bułek.

Resztę ciasta rozwałkowałam na lekko posypanej mąką desce, tworząc prostokąt o wymiarach około 20 x 40 cm.

Na cieście rozsmarowałam masę cynamonową i posypałam orzechami. Zwinęłam w rulon (o długości 40 cm). Następnie pocięłam rulon na plastry o grubości około 2 cm, w sumie miałam 18 plastrów. Ułożyłam je w formie ( 30 x 17 cm) na położonym wcześniej  cieście. Posmarowałam  roztopionym masłem przestrzenie między kolejnymi bułkami, żeby łatwiej je się odrywało po upieczeniu. Następnie wszystkie bułki z wierzchu posmarowałam roztrzepanym jajkiem. Zostawiłam na około 20 minut do wyrośnięcia i wstawiłam do nagrzanego piekarnika.

Wprawdzie Nigella sugeruje temperaturę pieczenia 230 stopni, to uważam, ze to jest absolutnie za wysoka temperatura. Ja piekłam przez 20 minut w temperaturze około 200 stopni i niestety bułki za szybko zaczęły się rumienić, i jednocześnie wciąż nie były upieczone w środku. Wtedy przykryłam je folią aluminiową i zmniejszyłam temperaturę  pieczenia do około 160 stopni.

Piekłam jeszcze przez kolejnych 15 minut i wyjęłam z piekarnika.

Z całym arkuszem papieru wyjęłam buły z formy, żeby trochę przestygły i żebym mogła ich spróbować. Takie świeże i cieplutkie są przecież najlepsze :-)

 

Bułki są  naprawdę bardzo pyszne, ale trzeba wiedzieć, że jednak nie oddzielają się  jedna od drugiej tak równo i gładko. Nie wiem, czy to jakiś mój błąd, ale na szczęście, nie  przeszkadza mi to wcale!

 

Smacznego,

 

Basia

 

Ciasto z czekolady i orzechów

Brak komentarzy

Święta  coraz bliżej, czas zabrać się poważnie za  przygotowania.

Jutro będę lukrować pierwszą partię pierników. Z doświadczenia wiem, że najlepiej tę pracę rozłożyć na dwa dni. Przy takiej ilości pierników, jaką piekę, jeden dzień jest niewystarczający na lukrowanie, bo zmęczenie w pewnym momencie odbiera entuzjazm i radość z tej naprawdę ulubionej czynności.

Tym razem będę lukrować pierniki sama, bo Córka wyjechała na weekend :-(

Na szczęście  kolejną partię, za tydzień, bedziemy zdobić już razem!

Ale zanim zabiorę się za pierniki, postanowiłam upiec jakieś fajne ciasto.

Z książki „Bake it”, o której już parokrotnie Wam wspominałam, zaczerpnęłam przepis na ciasto z czekolady i orzechów. Biorąc pod uwagę składniki potrzebne do jego wykonania, to ciasto nie mogło nie być pyszne :-)

 

Ciasto z czekolady i orzechów

150 g gorzkiej czekolady połamanej na kawałki

150 g drobnego cukru

125 g miękkiego masła

5 jajek (oddzielone żółtka od białek)

łyżeczka cynamonu

1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

200 g zmielonych orzechów laskowych

40 g kakao

 

cukier puder do posypania (opcja)

bita śmietana z dodatkiem wanilii i cukru pudru ( opcja, ale bardzo wskazana!)

 

Rozgrzać piekarnik do około 170 stopni.

Czekoladę rozpuścić w kąpieli gorącej albo w kuchence mikrofalowej. Ja, jak zwykle,  zrobiłam to w kuchence mikrofalowej. Wymieszałam czekoladę i zostawiłam, żeby przestygła.

W misce robota miksowałam miękkie masło z cukrem na puszystą masę, następnie dodawałam po jednym żółtku i dalej ubijałam.

Następnie dodałam ostudzoną czekoladę, kakao, proszek do pieczenia, mielone orzechy i  wszystko dalej miksowałam.

Ubiłam pianę z białek z dodatkiem szczypty soli, na koniec dodałam do piany cynamon.

Pianę wymieszałam delikatnie z masą czekoladową, a następnie przełożyłam  do tortownicy o średnicy około 20 cm wyłożonej papierem do pieczenia na dnie. Brzeg tortownicy był natomiast wysmarowany masłem.

Piekłam około 45 minut, wyjęłam, kiedy patyczek wbity do ciasta, wyjmowałam całkiem suchy.

 

Ciasto można posypać przed podaniem odrobiną cukru pudru.

I bardzo pasuje do ciasta  odrobina ( lub więcej niż odrobina :-) ) dobrej bitej śmietany z dodatkiem naturalnego ekstraktu wanilii i cukru pudru.

Smacznego,

 

Basia

 

 

 

Croissanty

Brak komentarzy

Dawno już chciałam upiec domowe croissanty, ale zawsze miałam obawy, czy poradzę sobie z nimi?

No i wreszcie się zdecydowałam! Wprawdzie pieczenie, a właściwie przygotowanie croissantów do pieczenia, to proces dość czasochłonny,  to zdecydowanie warto poświęcić ten czas :-)

Jako, że croissanty, to francuski pomysł, postanowiłam oprzeć się  na  francuskim przepisie autorstwa Pierre Herme z książki „DESERY, od najprostszych po wykwintne”.

W rondelku roztopiłam 30 g masła, w 170 ml ciepłej wody rozpuściłam drożdże. Do miski robota wsypałam mąkę, sól, cukier, mleko w proszku, roztopione masło i rozprowadzone wodą drożdże. Wprawdzie autor książki sugeruje ręczne wyrabianie ciasta, ja jednak tę pracę zostawiłam mojemu robotowi :-)

Robot wyrabiał ciasto powoli, aż zrobiło się gładkie. Może być potrzeba dolania większej ilości wody, jeśli ciasto wydaje się być za twarde.

Ciasto przykryte ściereczką  zostawiłam do wyrośnięcia na około 90 minut.

Po wyrośnięciu należy uderzyć ciasto pięścią, żeby opadło i żeby ulotnił się dwutlenek węgla, powstały podczas fermentacji. Następnie należy przykryte ciasto wstawić do lodówki na około godzinę i, kiedy podwoi objętość, znów uderzyć pięścią, żeby opadło, a następnie wstawić do zamrażalnika na 30 minut.

W międzyczasie przygotowałam masło, to znaczy utarłam je na gładką masę.

Ciasto rozwałkowałam na prostokąt o długości 3 razy większej niż szerokość, 2/3 długości posmarowałam połową masła i złożyłam je 3 razy, znów rozwałkowałam i ponownie  złożyłam, a potem powtórzyłam ten proces. Znów rozwałkowałam, rozsmarowałam masło i złożyłam ciasto. Następnie włożyłam je do zamrażarki na pół godziny, a potem  do lodówki.

W lodówce ciasto powinno leżeć przez godzinę, ale nic się nie stanie, jak poleży sobie dłużej. Może nawet poleżeć parę dni. Moje leżało chyba 3 dni, zanim znalazłam czas na pieczenie…

Ciasto wyjąć z lodówki i rozwałkować na placek grubości około 6 mm.

Wykroić  z ciasta trójkąty o podstawie mniejszej niż wysokość, Pierre Herme sugeruje  podstawę 14 cm i wysokość 16 cm. Ja zrobiłam  proporcjonalnie nieco mniejsze.

Każdy trójkąt zrolować i nadać mu kształt rogalika. Ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i przy pomocy pędzla posmarować żółtkiem roztrzepanym z odrobiną wody. Zostawić do wyrośnięcia na godzinę. Po wyrośnięciu jeszcze raz posmarować je żółtkiem.

 

Piec w temperaturze 220 stopni przez 5 minut, a następnie zmniejszyć temperaturę do 190 stopni i piec croissanty jeszcze przez kolejnych 10 minut.

 

Croissanty

24 sztuki

 

30 g masła

10 g drożdży

170 ml wody

420 g mąki typu 450

8 g miałkiej soli

60 g cukru

10 g pełnotłustego mleka w proszku

250 g miękkiego masła

1 żółtko wymieszane z odrobiną wody do posmarowania croissantów

 

 

 

Smacznego,

 

 

Basia

 

 

 

Drożdżowe ciasto ze śliwkami

Brak komentarzy

 

Dziś przed południem wybierałam się na zakupy z myślą, że kupię śliwki i upiekę najłatwiejsze ciasto w świecie (pisałam tu o nim  strasznie dawno temu, bo 20 marca 2010 roku :-) ),  którego nie piekłam naprawdę bardzo dawno, a o istnieniu którego, przypomniała mi wczoraj Danusia :-)

Kiedy wyszłam z domu, okazało się, że pada deszcz i jest zimno i nieprzyjemnie.

Zrobiłam zaplanowane zakupy i kupiłam również śliwki, ale stwierdziłam, że w taką pogodę, to trzeba jednak upiec ciasto drożdżowe!

I tak powstało dzisiejsze drożdżowe ciasto ze śliwkami i powidłami.

I choć pogoda poprawiła się, zrobiło się słonecznie i ciepło, to ciasto ciągle pysznie pasowało do dzisiejszego dnia :-)

Ciasto drożdżowe ze śliwkami i powidłami

 

500 g mąki

160 g masła roztopionego

2 jajka

ok.250 ml ciepłego mleka

42 g drożdży

150 g cukru

spora szczypta soli

łyżeczka naturalnej esencji waniliowej

500 g śliwek węgierek

275 g powideł śliwkowych wymieszanych z różą (płatkami róży utartymi z cukrem)

cukier puder do posypania gotowego ciasta

 

 

W ciepłym mleku z dodatkiem 1 łyżki cukru rozmieszałam drożdże i zostawiłam, żeby wyrosły.

W misce wymieszałam mąkę z cukrem, dodałam sól, 2 jajka i wyrośnięte w mleku drożdże, dodałam esencję waniliową i wyrabiałam robotem przez około 10 minut, dodałam roztopione masło i dalej wyrabiałam, aż ciasto wchłonęło tłuszcz. Zostawiłam ciasto, żeby wyrosło. Dziś, gdy robiłam ciasto, trudno było  o ciepłe miejsce do wyrastania, więc ciasto rosło raczej wolno.

Rozgrzałam piekarnik do około 170 stopni.

Wyrośnięte trochę ciasto, pewnie po około godzinie, włożyłam do okrągłej formy o średnicy około 30 cm, wyłożonej wcześniej papierem do pieczenia. Ciasto z wierzchu posmarowałam powidłami wymieszanymi z różą, starając się zostawić około centymetrowy nieposmarowany pasek wokół brzegu, żeby powidła nie przypaliły się. Na powidłach ułożyłam połówki śliwek (skórką w dół) i lekko wcisnęłam do ciasta.

Piekłam przez około 45 minut, najpierw w temperaturze około 170 stopni, po około 20 minutach zmniejszyłam temperaturę do około 150 stopni.

Gotowe, przyrumienione ciasto wyjęłam z piekarnika i posypałam cukrem pudrem.

 

 

 

Smacznego,

 

Basia

 

Ciasto z dyni

Komentarzy - 2

 

Po ugotowaniu parę dni temu tajskiej zupy z dyni, w lodówce została druga połowa rozkrojonej dyni. Zabezpieczyłam ją folią do żywności, więc nie wyschła i nic złego nie stało się z nią.

Dziś upiekłam ciasto z jej dodatkiem. Do tej pory jedynie słyszałam o cieście z dynią, nigdy jednak nie piekłam go. Poszukałam tu i ówdzie receptur na takie ciasto  i w rezultacie… zrobiłam je według własnego przepisu :-)

Ciasto jest pyszne. Smakuje trochę jak delikatny piernik, to za sprawą cynamonu, imbiru i goździków. I bardzo fajnie z nim komponują się orzechy laskowe. Jak lubicie rodzynki, to spokojnie można je również dodać, najlepiej wymoczone wcześniej w rumie, albo przynajmniej w soku z jabłek, jak gdzieś przeczytałam.

Rozgrzałam piekarnik do około 180 stopni. Na papierze do pieczenia położyłam dynię pokrojoną na kawałki, wcześniej obraną ze skóry. Piekłam ją pewnie około 20 minut. Wyjęłam z piekarnika, jak zmiękła, wrzuciłam do blendera, gdy trochę przestygła i zmiksowałam, dodałam podczas miksowania mleko.

W misce robota ubiłam jajka z cukrem demerara na puszysty krem, dodałam esencję waniliową, przyprawy, dynię z mlekiem, następnie dodałam mąkę z proszkiem i sodą oraz olej i całość jeszcze przez chwile miksowałam. Dodałam posiekane orzechy i jeszcze całość wymieszałam. Przygotowane ciasto przełożyłam do formy – keksówki – wyłożonej papierem do pieczenia i wstawiłam do piekarnika. Piekłam około 45 minut, sprawdziłam patyczkiem, zanim wyjęłam z piekarnika. Ciasto wyrosło dość niesymetrycznie, zupełnie nie wiem, czemu z jednej strony było wyższe? Ale to nie ma zasadniczo znaczenia, bo jest naprawdę pyszne.

Moja Córka posmarowała jeszcze kawałek ciasta powidłami i to też był dobry pomysł :-)

 

Ciasto z dynią i orzechami

 

350 g dyni (po upieczeniu pozostało 220 g)

300 g mąki

3 jajka

150 g cukru demerara

1 łyżeczka naturalnej esencji z wanilii

1/2 łyżeczki cynamonu

1/4 łyżeczki imbiru

1/8 łyżeczki goździków mielonych( moje były utłuczone w moździerzu)

100 ml mleka

1 łyżeczka sody

1 łyżeczka proszku do pieczenia

50 g oleju

50 g orzechów laskowych pokrojonych grubo

 

 

 

Smacznego,

 

Basia

 

 

Urodzinowy torcik bardzo czekoladowy

Komentarzy - 3

Od pewnego czasu moja Córka ma kompletnego bzika na punkcie czekolady, więc nie byłam zupełnie zaskoczona, kiedy na moje pytanie, jaki chce tort na urodziny, odpowiedziała, że czekoladowy!

Wspominała coś o spodzie czekoladowym i musie czekoladowym na górze.

Poszukałam i znalazłam. Przepis pochodzi z książki Maureen McKeon, Crave: A Passion for Chocolate. Jak to zwykle u mnie bywa, przepis jest trochę zmodyfikowany w stosunku do oryginalnej wersji.

 

Ciastko składa się z dwóch warstw, jednej pieczonej, tej na spodzie. Druga warstwa jest wyłożona na wierzch, po wystygnięciu upieczonego spodu. Ta warstwa zawiera żelatynę, trzeba uważać, żeby nie dać jej za dużo, żeby warstwa czekoladowego musu była puszysta i tylko utrwalona nieznacznie żelatyną.

 

Dolna warstwa jest u mnie o smaku pomarańczowym, uwielbiam połaczenie czekolady i pomarańczy, więc dodałam odrobinę naturalnej esencji pomarańczowej, naprawdę ODROBINĘ. Warstwa musu czekoladowego natomiast ma dodatek kawy i drobno posiekanej czekolady.

 

 

Intensywnie czekoladowy torcik

( tortownica około 23-24 cm , ale może być mniejsza np 20-22 cm, wtedy torcik będzie wyższy)

czekoladowy spód:

150 g gorzkiej  czekolady, minimum 70 %

150 g masła

150 g cukru

5 jajek

odrobina naturalnej esencji pomarańczowej

kopiata łyżka dobrego kakao

 

Rozgrzałam piekarnik do około 180 stopni.

Czekoladę rozpuściłam wraz z masłem, w kuchence mikrofalowej. Wymieszałam dokładnie.Oczywiście można to zrobić w gorącej kąpieli. Wystudziłam.

Żółtka ubiłam robotem, dodałam kakao i dalej miksowałam, dodałam wystudzoną masę czekoladowo- maślaną i esencję pomarańczową i dalej miksowałam. Osobno ubiłam białka na sztywną pianę, dodałam cukier i jeszcze miksowałam. Przełożyłam pianę do miski z czekoladowa masą i dokładnie, ale delikatnie wymieszałam całość.

Masę przełożyłam do formy dokładnie wyłożonej papierem do pieczenia. Wstawiłam do piekarnika i piekłam około 30 minut. Wierzch popękał. Wyjęłam ciasto z piekarnika i odstawiłam do wystygnięcia, wtedy ono opadło, głównie na środku. Tak ma być!

 

czekoladowy mus:

100 g czekolady gorzkiej j.w.

100 g masła

100 g cukru pudru

3 jajka

łyżka kakao, ale nie kopiata, jak do ciasta na spód

2-3 łyżki alkoholu, może być brandy, likier, ja dałam po prostu wódkę

2 całkiem płaskie łyżeczki (albo nawet mniej) żelatyny rozpuszczone w około 75 ml gorącej kawy zrobionej z 2 sporych łyżeczek dobrej kawy rozpuszczalnej (albo może być espresso)

 

około 100 g czekolady gorzkiej posiekanej drobno, część do wymiesznaia z musem, częśc do dekoracji wierzchu.

 

Czekoladę, jak wyżej, rozpuściłam z masłem i wymieszałam. Ostudziłam.

Żółtka (wyparzyłam wcześniej jajka)  ubiłam z kakao, dodałam czekoladę z masłem, dalej ubijałam. Osobno ubiłam pianę z białek, dodałam cukier puder i dalej jeszcze ubijałam, aż masa była gładka całkiem. Do masy czekoladowej dodałam żelatynę rozpuszczoną w kawie i przestudzoną, alkohol pianę z białek,  posiekaną czekoladę i wymieszałam delikatnie, ale dokładnie.

Warstwę tego musu wyłożyłam na wystudzony spód czekoladowy i z wierzchu posypałam posiekaną czekoladą.

Wstawiłam do lodówki.

Ten deser powinien spędzić wiele godzin zanim będzie podany. Ciasto musi nawilgnąć i wtedy jest doskonałe!

Najlepiej przed podaniem wyjąć deser z lodówki i doprowadzić do temperatury pokojowej. Wtedy jest najlepszy!

Kroić  ostrym nożem , najlepiej tak, jak zwykle torty się kroi, czyli nożem zanurzonym  wcześniej na chwilę  w gorącej wodzie.

 

Smacznego,

 

Basia

 

 

 

 

Kruszonka z owocami

Brak komentarzy

Miałam dziś ogromną ochotę na ciasto z owocami, najlepiej takie z kruszonką. Albo nawet na samą kruszonkę z owocami…

Mojej Córce oczy zaświeciły się na ten pomysł, więc zabrałam się za pieczenie.

To nie jest taka typowa kruszonka, proporcje i składniki są trochę inne, ale efekt bardzo smaczny!

Z pewnością do takiego wypieku można użyć też innych owoców, ja dałam nektarynki i borówki.

 

Kruszonka z owocami

350 g mąki

2 żółtka

3 łyżki śmietany 18%

215 g masła

szczypta soli

100 g cukru pudru

 

400 g nektarynek ( pozbawionych pestek) i pokrojonych w plasterki

250 g borówek ( czyli czarnych jagód- to informacja dla tych nie z Krakowa :-) )

cukier puder do posypania gotowego ciasta

 

Z podanych wyżej składników szybko zagnieść ciasto, uformować z niego 2 kule i wstawić do lodówki, albo lepiej do zamrażarki. Jeśli chcecie szybko zabierać się za pieczenie, to  na pewno proponuję  ciasto włożyć do zamrażarki.

Rozgrzać piekarnik do około 170 stopni.

Naczynie do pieczenia wysmarować masłem, wyjąć ciasto (jedną część, druga niech czeka na swoją kolej w zamrażarce) i zetrzeć na grubej tarce na dno naczynia  i lekko przycisnąć, tworząc spód ciasta.

Położyć na cieście nektarynki pokrojone w plasterki, a na nie wysypać borówki, uważając żeby owoce nie dotykały brzegu naczynia, bo będą się przypalać.

Wyjąć drugą część ciasta, zetrzeć na tarce i równomiernie rozłożyć na wierzchu.

Wstawić do piekarnika i piec około 35-40 minut, aż wierzch będzie złocisty.

Po wyjęciu z piekarnika posypać cukrem pudrem i  koniecznie podawać jeszcze ciepłe, bo takie jest najlepsze!

 

 

Smacznego,

 

 

Basia

Tarta z malinami i śmietankowym kremem

Brak komentarzy

Sezon  malinowy w pełni, więc trzeba z niego korzystać!

Maliny, to jedne z moich ulubionych owoców, najlepsze są oczywiście świeże i jedzone na surowo. Najlepiej prosto z krzaka w ogrodzie :-)

Naszych ogrodowych malin jest niestety za mało, żeby robić tartę, więc tę, o której dziś piszę, przygotowałam z malin kupionych na straganie.

Muszę przyznać, że były naprawdę wyśmienite, słodkie i całkiem suche.

Zatem, jeśli macie ładne maliny i ochotę na niekłopotliwą tartę, to może spróbujecie tej?

 

185 g mąki

1 żółtko

125 g schłodzonego masła

4-5 łyżeczek cukru

4-5 łyżek zimnej wody, jeśli będzie trzeba

szczypta soli

 

Z powyższych składników zagnieść szybko ciasto, utworzyć kulę, zawinąć w folię do żywności i schłodzić w lodówce.

Schłodzone ciasto rozwałkować bardzo cienko i wyłożyć ciastem formę do tarty, wcześniej wysmarowanej tłuszczem. Oczywiście podnieść brzegi tarty.

Ciasto nakłuć widelcem i wstawić z powrotem do lodówki i jeszcze przez chwilę chłodzić. Rozgrzać piekarnik do około 180 stopni,  a następnie upiec spód na złocisty kolor. Gotowy wyjąć i odstawić do wystygnięcia.

Przygotować krem: ubić śmietankę kremówkę, na koniec dodać cukier puder i wanilię. Osobno utrzeć serek kremowy i do utartego dodawać stopniowo śmietankę, jeśli trzeba, dosłodzić. Może się okazać ( to wielce prawdopodobne, albo nawet pewne), że serek jest trochę posolony, wtedy może być potrzeba dodania większej ilości cukru.

Gotowy i wystudzony spód posmarować cienko galaretką owocową (zostawiając ok. 2 łyżki do posmarowania owoców z wierzchu), położyć na nią krem śmietankowy, a na krem wysypać maliny. Galaretkę do posmarowania owoców podgrzać ( najprościej w mikrofalówce), a następnie pędzlem posmarować lekko owoce. Tartę wstawić do lodówki, albo od razu podać ozdobioną listkami mięty albo melisy.

 

 

Nadzienie tarty:

 

200 ml śmietanki kremówki

opakowanie 200 g serka kremowego Turek

2-3 łyżki cukru pudru (lub według uznania)

ekstrat lub esencja naturalna  z wanilii (ja dałam moją ulubioną Madagascar Bourbon Pure Vanilla Bean Paste, produkcji Nielsen-Massey. Ona ma takie czarne, maciupeńkie ziarenka i to fajnie wygląda w kremach czy lodach

duże opakowanie malin

słoiczek domowej galaretki z czerwonych i czarnych porzeczek, ale możecie dać jakąś inną, jaką lubicie.

 

 

Smacznego,

 

Basia

 

 

 

Ciasto z owocami na letni piknik

Komentarzy - 2

Zostaliśmy zaproszeni na popołudniowy piknik, na parę godzin na trawie, w parku.

W związku z upałem, przewidziane były leniwe gry i zabawy, w tym angielski krokiet (croquet, nie mylić z krykietem – cricket), no i oczywiście jedzenie!

Nie wiedziałam, co inni przyniosą, więc zdecydowałam się na upieczenie ciasta.

Ciasto na piknik musi być łatwe do transportu i podania w warunkach polowych. A latem, tak sądzę,  powinno to być ciasto z owocami

Właśnie rano byłam na zakupach i kupiłam piękne i dojrzałe morele i wiśnie,  więc sytuacja   była jasna, jakie to będzie ciasto.

Ciasto na letni piknik 

 

250 g mąki

2 łyżeczki proszku do pieczenia

125 g miękkiego masła

2 jajka

185 g cukru demerara

250 g śmietany 18 %

 

około 200 g moreli (pozbawić je pestek i pokroić na mniejsze części)

około 20-25 wiśni ( wydrylować)

 

2 łyżki płatków migdałowych

cukier puder do posypania po upieczeniu

 

Rozgrzać piekarnik do około 180 stopni.

Utrzeć masło z cukrem (ja robiłam to oczywiście robotem), stopniowo i powoli dodawać jajka podczas ucierania. Jeśli masa się zetnie w którymś momencie podczas ucierania, to nie ma problemu, zwykle dodanie mąki załatwia sprawę 😉

Do masy maślano-jajecznej dodawać stopniowo mąkę i śmietanę i dalej miksować.

Podłużną formę do pieczenia (keksówkę) wyłożyć papierem do pieczenia i przełożyć gotowe ciasto.

Pokrojone morele położyć na wierzchu i wciskać lekko w ciasto, podobnie postępować z wiśniami.

Wierzch ciasta posypać płatkami migdałowymi i wstawić do piekarnika.

Piekłam to ciasto w sumie godzinę i pięć czy dziesięć minut.

Po około kwadransie czy 20 minutach od włożenia do piekarnika ciasto zaczęło się niebezpiecznie rumienić. Przykryłam je wtedy folia aluminiową i do końca już piekłam pod tym przykryciem,

Wyjęłam ciasto z piekarnika,  kiedy patyczek wbity w nie, wyjmowałam suchy.

Gotowe ciasto posypałam cukrem pudrem. Kiedy lekko przestygło, pokroiłam je, żeby na pikniku było już od razu gotowe do jedzenia, a następnie zapakowałam dość bezpiecznie, jak sądziłam, w grubą folie aluminiową. I choć ciasto zostało nieco poturbowane w drodze, to jednak nie wpłynęło to negatywnie na jego smak i prezencję i zostało zjedzone na pikniku do ostatniego kawałka.

 

Smacznego,

 

 

Basia

 

 

Facebook

Likebox Slider for WordPress