Archwium dla ·

warzywa

· Kategoria...

Cukinia z grilla

Brak komentarzy

Lato, to czas grillowania. Polacy bardzo lubią grillować, prawda?

Moja rodzina też lubi:-)

Mięsożerna część rodziny, czyli znaczna większość, z radością widzi na grillu kiełbaski, zamarynowany wcześniej schab, szaszłyki i inne mięsne przysmaki.

Ja jednak specjalnie mięsożerna nie jestem, wolałam tam zobaczyć coś wegetariańskiego.

I dlatego pomyślałam o cukinii. Cukinia jest wdzięcznym warzywem, można z niej tyle dobrego wyczarować.

Zrobiłam więc farsz, który położyłam na plastrach cukinii. To pomysł wcześniej już przeze mnie wypróbowany i sprawdzony, choć za każdym razem trochę inny.

W tym roku zrobiłam grillowaną cukinię  po raz pierwszy, ale z pewnością nie ostatni!

W misce rozgniotłam widelcem twaróg, dodałam do niego odrobinę majonezu, rozgnieciony czosnek, chilli, posiekane świeże, ogrodowe  oregano, trochę utartego parmezanu, na koniec  odrobinę posoliłam . W drugiej misce twaróg wymieszałam z posiekanym szczypiorem, czyli zielonym fragmentami  młodej cebuli dymki. Dałam również czosnek, pokrojone czarne oliwki, przyprawiłam pieprzem i solą, dodałam utarty parmezan. Tymi dwiema twarogowymi masami posmarowałam grubo plastry cukinii, na części położyłam pokruszony ser pleśniowy,  na wszystkich listki świeżego oregano.

Tę faszerowaną cukinię grillowaliśmy  dość dłu,go, dłużej niż schab, zanim była gotowa do jedzenia. Trochę się niecierpliwiłam, bo byłam głodna. Ale podpieczona na grillu bagietka, posmarowana masłem czosnkowym z ziołami pozwoliła mi jakoś przetrwać to oczekiwanie, aż doczekałam się mojej cukinii!

Polecam ją wszystkim, którzy niekoniecznie muszą mieć mięso z grilla.

Choć przyznam, że moi domowi mięsożercy też całkiem chętnie ją jedli.

To naprawdę fajny pomysł :-)

Grillowana cukinia z twarogowym nadzieniem

1 średnia cukinia

około 200 g twarogu

świeże oregano, ale może tez być bazylia albo inne ulubione zioła

2 ząbki czosnku ( po jednym do każdej pasty)

2 pełne łyżeczki majonezu ( po łyżeczce do każdej pasty)

sól według uznania

około 2 x 40 g parmezanu

posiekana dymka

kilka pokrojonych oliwek

trochę pokruszonego sera pleśniowego

szczypta chili

listki oregano do przybrania

Smacznego,

Basia

Zakręcona kanapka po indyjsku

1 komentarz

Zakręcona kanapka po raz kolejny.

Bo wszyscy przecież lubią kanapki!

Tym razem kanapka na indyjską modłę :-)

I raczej dla tych, co lubią pikantne jedzenie. Stopień ostrości można oczywiście regulować, dodając mniej lub więcej chili i imbiru.

Kluczową sprawą jest upieczenie mięsa z kurczaka, wcześniej odpowiednio  przyprawionego. Dlatego pokroiłam filety z kurczaka w podłużne paski o szerokości około 3 cm. W miseczce wymieszałam garam masala, imbir, kmin rzymski, chili, sok z cytryny i oliwę z oliwek. Posmarowałam kawałki kurczaka ze wszystkich stron, ułożyłam na blaszce do pieczenia, delikatnie posoliłam  i wstawiłam do piekarnika. Piekłam około 45 minut w piekarniku o temperaturze około 220 stopni.

Wyjęłam gotowe kawałki kurczaka z piekarnika i odstawiłam, żeby przestygły.

Pokroiłam pomidora, ogórka, cebulkę dymkę i wymieszałam z naturalnym jogurtem, przygotowując coś w rodzaju indyjskiego raita, czyli takiej jakby sałatki, która delikatnie przyprawiona ma stanowić łagodzący dodatek do bardzo ostrych indyjskich potraw z mięsa. Dlatego, poza odrobiną soli, nie dodałam już nic do  tej mieszanki warzyw i jogurtu.

Na koniec dodałam pokrojonego w kosteczkę kurczaka i wymieszałam.

Na gorącej, suchej patelni położyłam kolejno placki tortilla, z obu stron je podgrzewałam, żeby zmiękły.

Na miękkim placku położyłam porcję nadzienia, a potem zwinęłam placek w rulon o średnicy około  4-5 cm. Każdy rulon przekroiłam na ukos i przed podaniem posypałam  natką pietruszki, ale byłoby zdecydowanie bardziej po indyjsku, gdybym użyła kolendry, której niestety nie  miałam  domu.

Zakręcona kanapka po indyjsku

3 porcje

3 placki tortilla

2 filety z kurczaka

( łyżeczka garam masala, łyżeczka kminu rzymskiego, szczypta chili, szczypta imbiru, sok z 1 małej cytryny, 2 łyżki oliwy)

2 nieduże pomidory

pół ogórka

cebulka dymka

około 250g jogurtu naturalnego

natka lub  świeża kolendra

Smacznego,

Basia

Smakowita sałata

Komentarzy - 2

Takie jedzenie mogłabym jeść codziennie.

Uwielbiam sałatę z różnymi dodatkami, no i oczywiście z fajnym sosem.

Kiedy ją jem, mam poczucie pełnej harmonii dietetycznej, to znaczy czuję, że  łączę przyjemne z pożytecznym. Jem coś pysznego, co bardzo lubię i jednocześnie wiem, że to co jem, jest zdrowe i odżywcze.

Pewnie znajdą się tacy, którzy się skrzywią na to, że sałata w zimie czy na przednówku jest zdrowa. Ale równie dobrze można takie zarzuty czynić innym produktom spożywczym i nie tylko o tej porze roku.

Ta dziesiejsza sałata miała zaspokoić nie tylko moje zachcianki, dlatego znalazły się w niej podsmażane kiełbaski. Mnie wystarczają warzywa, sery i orzeszki, ale w domu są też miłośnicy mięsa i kiełbaski  dodałam właśnie z myślą o nich. Poza sałatą lodową dałam też rzymską baby i rukolę, którą bardzo lubię za charakterystyczny, nieco ostry smak. Najbardziej oczywiście lubię taką letnią, z gruntu, ta dopiero jest ostra!

Już kiedyś wspominałam tu, że dla mnie salata może być pełnym posiłkiem. Jeśli w niej są sery, jajka, podsmażane kiełbaski, to jest naprawdę sycąca. No i przecież zawsze można ją zjeść  z dobrym chlebem albo bagietką.

Sałata z kiełbaskami, serem brie i innymi smakowitościami

pół małej sałaty lodowej pokrojonej w paski

1 sałata rzymska baby

garść rukoli

10 pomidorków koktajlowych przekrojonych na pół

pół ogórka obranego i pokrojonego w plasterki

pół sporego awokado pokrojonego w plasterki

kawałek sera brie pokrojonego na nieduże plasterki

kiełbaski drobiowe pokrojone na nieduże kawałki i podsmażone

cebulka dymka posiekana

oliwki zielone i czarne około 10-15 sztuk

2 jajka na twardo pokrojone na cząstki

łyżka wyprażonych orzeszków piniowych

świeża bazylia

sos musztardowy: oliwa z dodatkiem chili i czosnku( Monin) wymieszana z musztardą francuską i octem winnym (ewentualnie sól i cukier, w zależności od musztardy)

Smacznego,

Basia

Przedwiosenna ratatuja

Brak komentarzy

Zupełnie nie mogę sobie wyobrazić, jak mogliśmy dawniej żyć przez całą zimę bez tych różnych i zupełnie niezimowych, warzyw. Przecież bakłażany, cukinia czy papryka obecne są w sklepach przez cały rok dopiero od niedawna.

Albo na przykład pomidory, też przed kilkunastu laty były nie lada rarytasem w zimie.

Oczywiście jest grupa ludzi, którzy uważają, że w naszym klimacie zima, to pora kapusty, buraków i selerów, nie kupują i nie gotują tych szklarniowych, czy importowanych warzyw.

Ja jednak nie należę do nich i właśnie ogromną przyjemność sprawiła mi przedwiosenna ratatuja, którą ugotowałam. Zupełnie nie przeszkadza mi, że to nie w sezonie, wręcz przeciwnie – sprawia, że jest dla mnie jeszcze bardziej atrakcyjna. Papryka, której użyłam leżała w spiżarce przez jakiś czas, była kupiona pewnie parę tygodni temu i zupełnie o niej zapomniałam. Dzięki temu, że poleżała sobie, była niesamowicie słodka i aromatyczna.

Ratatuja poza tym, że była naprawdę niezwykle smaczna, urzekła mnie swymi barwami,

Czerwona i żółta papryka, zielona cukinia, bakłażan, pomidory, czarne oliwki, zielone listki świeżej bazylii, wszystko to sprawiło,  że danie było uroczo kolorowe, czego wystarczająco, niestety,  nie oddaje to zdjęcie :-(

Przedwiosenna ratatuja

około 4 porcje

1 średni bakłażan pokrojony w kostkę o boku ok 1,5 cm

1 średnia cukinia pokrojona podobnie jak bakłażan

1 średnia cebula posiekana

garść czarnych oliwek

1 średnia papryka czerwona

1 średnia papryka żółta

kilka połówek suszonych pomidorów pokrojonych w paski

puszka pomidorów krojonych bez skórki

2 rozgniecione ząbki czosnku

1-2 łyżki octu balsamicznego

sól według uznania

łyżeczka cukru

około 1/2 łyżeczki oregano

oliwa do smażenia

listki świeżej bazylii

papryka słodka,  mielona

pieprz świeżo zmielony

Na patelni rozgrzałam oliwę, wrzuciłam paprykę, cebulę i czosnek i wszystko razem przez chwilę smażyłam.

Dodałam bakłażana, cukinię i dalej smażyłam przez parę minut, dodałam pomidory z puszki, potem suszone pomidory i oliwki. Przyprawiłam dodając ocet balsamiczny i resztę przypraw.

Dusiłam jeszcze przez chwilę, w sumie jednak warzywa nie były rozgotowane. Papryka była jędrna, cukinia też.

Dzięki temu niezbyt długiemu czasowi gotowania,  ratatuja nie straciła swoich pięknych barw:-)

A gotowe danie posypałam listkami świeżej bazylii, które dodały mu jeszcze więcej kolorystycznej radości.

Smacznego,

Basia

Kurczak tandoori i raita

Komentarzy - 2

Wprawdzie miałam zrobić sushi na kolację, na którą zaprosiliśmy znajomych, ale  na szczęście wystarczająco wcześnie okazało się, że  byłby to chyba nienajlepszy pomysł. Cóż, nie wszyscy są fanami tego jedzenia, tak jak ja…

W związku z tym zdecydowałam się na danie kuchni indyjskiej: kurczak tandoori.

Robiłam już tę potrawę nie raz. Zawsze wszystkim bardzo smakowała, więc  miałam nadzieję że i tym razem tak będzie.

Nazwa tandoori  oznacza wszelkie dania upieczone w specjalnym piecu tandoor, wcześniej  zwykle marynowane w jogurcie i przyprawach (chyba że to są owoce i warzywa , to  oczywiście bez tej marynaty) . Tandoor to  gliniany piec w kształcie dzbana, używany w Indiach i innych krajach Azji południowej.

Bardzo wysoka temperatura pieczenia ( dobrze powyżej 450 st) sprawia, że pieczenie następuje bardzo szybko, a potrawy zachowują intensywny kolor i niepowtarzalny smak. Do przygotowania  tego dania potrzeba kilku przypraw, których trzeba poszukać w sklepach  orientalnych albo przynajmniej w sklepach ze zdrową żywnością. Pewnie można je kupić również w dobrze zaopatrzonych delikatesach.

Potrzebne są  garam masala, mielony kmin rzymski, mielona kolendra. Poza tym jeszcze kilka innych , popularnych przypraw i  świeży imbir, ale ten można już kupić  bardzo łatwo nawet w supermarketach.

Z przypraw i jogurtu sporządza się gęstą marynatę,  którą pokrywa się kawałki kurczaka, najlepiej udka, i zostawia na minimum kilka godzin, a najlepiej na całą noc.

Do kurczaka tandoori  bardzo pasuje raita. To również danie pochodzące z kuchni indyjskiej, rodzaj dipu czy sosu przygotowanego na bazie jogurtu. Łagodne połączenie jogurtu, warzyw i przypraw stanowi doskonałe uzupełnienie zwykle bardzo ostrych,  indyjskich potraw.

A do tego podałam jeszcze orientalny  również, ale jednak nie indyjski tylko  pochodzący z krajów arabskich  ryż z makaronem. Ale o nim opowiem następnym razem.

Wygląda na to, że kolacja się dobrze udała!

Kurczak tandoori

20 udek z kurczaka

250-275 g jogurtu naturalnego

2 kopiate łyżeczki kolendry mielonej

2 kopiate  łyżeczki garam masala

5 rozgniecionych ząbków czosnku

sok z ½ cytryny

2 łyżki mielonego kminu rzymskiego

kopiata łyżeczka chili

2 łyżeczki utartego imbiru

Wszystkie składniki marynaty wymieszać, a następnie posmarować nią kawałki kurczaka. Ja zwykle zanurzam udka z kurczak w marynacie i układam w misce tak, żeby marynata dokładnie pokrywała mięso.

Zostawić mięso przykryte w chłodnym miejscu najlepiej na całą noc. Można ewentualnie odwracać kawałki   w trakcie marynowania, ale jak zostawia się na noc, to raczej to nie wchodzi w grę:-)

Rozgrzać piekarnik do maksymalnej temperatury. Wyjąć kurczaka z marynaty (nie ściągać jej z kawałków!) i ułożyć  kawałki na blasze, najlepiej wcześniej wyłożonej papierem do pieczenia i wstawić do piekarnika.

Piec około 40 minut, jeśli udka są maleńkie, to można pewnie krócej. Ja lubię, kiedy mięso samo odchodzi od kości, więc piekę je tak długo, jak tylko się da, żeby tylko nie przypalić.

Można wcześniej podpiec na przykład przez pół godziny i przed samym podaniem wstawić ponownie do piekarnika na  kilkanaście minut.

Kurczak tak przyrządzony jest fantastyczny! Mimo, że nieposolony w ogóle ,  zupełnie nie robi wrażenia niewystarczająco przyprawionego. Jest pikantny, ale wcale nie za ostry, choć sama marynata wydaje się bardzo ostra.

Polecam!

Raita

400 g jogurtu greckiego lub innego bardzo gęstego

4 dojrzałe pomidory

ogórek ( dałam cały wężowy)

mielona kolendra (opcja)

2 łyżki uprażonego na suchej patelni  sezamu

świeże zioła  ( po indyjsku byłaby świeża kolendra, ale spokojnie można dać takie zioła, jakie się lubi. Ja dałam bazylię 😉

Pomidory pokroić w kosteczkę i zostawić na sitku, żeby odciekły. Ogórek obrać i zetrzeć na grubej tarce, tez odcisnąć nadmiar soku.

W misce wymieszać warzyw a z jogurtem, przyprawić mieloną kolendrą.

Dodać posiekane świeże zioła. Całość posypać prażonym sezamem.

Smacznego,

Basia

Zupa z ciecierzycą, szpinakiem i salami

Brak komentarzy

Wprawdzie dzisiejszy dzień był  ciepły i słoneczny, ale skoro już postanowiłam ugotować tę zupę, to ją ugotowałam.

Ta  hiszpańska zupa  (inspirowana pomysłem Jamiego Olivera) należy do  dań, które z przyjemnością jada się jesienną czy zimową porą. Jest gęsta, treściwa, rozgrzewająca.

Znów nienajpiękniejsza ( za sprawą gotowanych liści szpinaku),  ale naprawdę smaczna.

Zachęciła mnie ciecierzycą, którą bardzo lubię. W oryginalnej wersji  jest w niej chorizo. Ja nie miałam go, więc dałam salami. Często w przepisach sugeruje się użycie właśnie salami  w zamian za chorizo.

Ja przyznam, że nie jestem amatorką tego rodzaju wędliny, zdecydowanie wolę salami. Dlatego cieszy mnie,  że mogę zastąpić nim tę hiszpańską kiełbasę i cieszyć się smakiem naprawdę dobrej zupy.

Jak przyjdą chłodne dni, to koniecznie spróbujcie jej, polecam!

Hiszpańska zupa z ciecierzycą, szpinakiem i salami

na 4 porcje

100g salami ( dałam salami Pepperoni z Morlin)

puszka ciecierzycy

około 1 litra bulionu z kurczaka ( może być z kostki)

około 300 g liści mrożonego szpinaku

2 łyżki oliwy do smażenia

oliwa z pierwszego tłoczenia

cebula posiekana drobno

rozgnieciony ząbek czosnku

½ puszki krojonych  pomidorów bez skórki

2 jajka ugotowane na twardo i posiekane

sól

szczypta cukru

świeżo zmielony pieprz

listki świeżego oregano

Na rozgrzanej oliwie podsmażyłam plasterki salami. To z Morlin ma małe plasterki, ale jeśli używałabym innego salami o większym przekroju, pokroiłabym plasterki jeszcze na paski.

Gdy tłuszcz z salami się wysmażył dodałam cebulę i czosnek i dusiłam razem pod przykryciem, nie pozwalając cebuli się rumienić.

Dodałam po chwili szpinak, pomidory, odcedzoną ciecierzycę i bulion. Gotowałam razem przez około 20-30 minut.

Część zupy (około 1/3) zmiksowałam w blenderze i dodałam z powrotem do garnka, doprawiłam zupę, dodałam oliwę z pierwszego tłoczenia.

Do każdej porcji dałam posiekane jajko na twardo i listki świeżego oregano.

Ryż z warzywami i domowe pesto

Komentarzy - 2

r

Zastanawiałam się, czy w ogóle pisać tu o tym daniu, bo jest szaro-bure i mało spektakularne.

Ale kiedy usłyszałam od mojego Męża, że było (cyt.) „przepyszne”,  postanowiłam jednak napisać. ( …Choć to fakt, że był bardzo głodny :-) )

Jest przecież tyle „brzydkich” i niezbyt elegancko wyglądających potraw, które przecież bardzo lubimy, zjadamy ze smakiem i zupełnie nie myślimy o tym, że są nieładne i niefotogeniczne.  Choćby zupa cebulowa! W zależności od wersji ma mniej lub więcej dodatków, sama w sobie jednak jest bura po prostu.

Moja  niepiękna potrawa, to był ryż z duszonymi warzywami: bakłażanem, cukinią i cebulą z dodatkiem bazyliowego pesto i serem feta.

I znów mięsożercy pewnie zlekceważą takie jedzenie, albo ( jak moja Córka) dorzucą sobie do niego podsmażony boczuś albo parówkę :-)

Można  i tak!

Ryż z duszonym bakłażanem, cukinią , bazyliowym pesto i serem feta

dla 3 osób

około 350 gramowa cukinia

około 350 gramowy bakłażan

nieduża cebula  posiekana

2 łyżki pesto

ząbek czosnku

oliwa do smażenia

ocet winny

szczypta cukru

szczypta chili

sól

około 100g pokruszonej fety

filiżanka suchego ryżu, ugotowanego jak zwykle u mnie na sposób egipski (czyli- jak już tu o tym kiedyś pisałam- po wyprażeniu w rondlu suchego ryżu na gorącej oliwie dodałam dwie filiżanki wody, posoliłam, zagotowałam a potem zmniejszyłam ogień i na najmniejszym gotowałam, aż woda całkowicie została wchłonięta, a ryż był ugotowany i sypki ).

Na rogrzanej oliwie zeszkliłam cebule, dodałam rozgnieciony czosnek i chwilę smazyłam razem, dodałam bakłażana pokrojonego w kosteczkę i dodałam do cebuli, następnie dodąłam pokrojoną cukinię. Dusiłam razem, aż warzywa były dość miękkie, przyprawiłam octem winnym, chili, solą, cukrem. Na koniec dodałam do sosu pesto i wymieszałam całość.

Ja dałam świeże pesto własnej domowej produkcji. Wprawdzie nie jest to najlepsza pora na robienie  pesto bazyliowego,  ale poprzedniego dnia  kupiłam doniczkę ze świeżą bazylią i… nie podlałam jej. Trochę zwiędła, nie czekałam jednak, żeby zwiędła bardziej, bo wtedy mogłabym ją już tylko wyrzucić. Szybciutko wrzuciłam liście do blendera, dodałam oliwę, czosnek, odrobinę soli, szczyptę cukru, utraty parmezan, orzeszki piniowe i trochę octu winnego. Zmiksowałam wszystko i już! Klasyczne pesto alla genovese ( ten zielony sos pochodzi z Genui w Ligurii) powinno mieć w składzie poza parmezanem jeszcze ser pecorino, ale tym razem go nie miałam. Zresztą robiąc pesto (podobnie jak wiele innych :-) )nigdy  nie jestem dogmatyczna. Robię „na smak”, a nie trzymam się ściśle przepisu. Tym razem pesto wyszło boskie! Takie, że mogę je jeść łyżką wprost ze słoika. Pesto kupione w sklepie jest zwykle strasznie słone i esencjonalne aż tak, że jedzenie go bezpośrednio jest raczej nie do wytrzymania.

Ale wracając do ryżu, kiedy sos był gotowy i  ryż też, połączyłam całość na patelni i posypałam pokruszoną fetą. I choć wyglądało blado, smakowało całkiem konkretnie!

Smacznego,

Basia

Pierwsza jesienna zupa z dyni

Brak komentarzy

Nasze plony ogrodowe wzbogaciły się wreszcie o dynię.

Dojrzewała sobie spokojnie przez kilka tygodni.

W tym czasie zbieraliśmy cukinie i patisony, dając  czas dyni. Przecież dynia ma być duża!

W rezultacie okazało się, że wcale nie jest duża, ale skoro od dłuższego czasu już nie rośnie, to znaczy że nie będzie większa. Wobec tego została ścięta. Druga dalej dojrzewa sobie w spokoju, to znaczy w ogrodzie.

Ale skoro wreszcie jest dynia, to trzeba coś z niej ugotować , najlepiej zupę.  Pierwszą tej jesieni zupę z dyni!

Dzisiejsza zupa jest jasnożółta, bo taka była dynia. Wprawdzie najbardziej podobają mi się te pomarańczowe, ale nasze dynie są  jasne. Cóż, nigdy nie wiadomo co naprawdę wyrośnie z kupionych nasion …

Ale  nie ma co wybrzydzać, żółta nie jest zła przecież.

Nie sądziłam, że rozkrojenie takiej niewielkiej ( około półtorakilogramowej) dyni będzie aż takim wyzwaniem.

Przebicie się przez jej skórę wymagało czasu i siły.

Udało się ją jednak  rozkroić, potem (również z trudem) pozbawić skóry twardej jak skorupa, wreszcie pokroić.

Kremowa zupa z dyni z sherry i serem gruyere

na około  3 porcje

½ kg obranej i pokrojonej w kosteczkę dyni

1 spory ziemniak pokrojony w kosteczkę

1 nieduża cebula posiekana

2-3 łyżki oleju

mały ząbek czosnku

100ml sherry

kilka kropli octu winnego

50ml śmietanki słodkiej

szczypta mała chili

około 4 filiżanki wody

sól

szczypta cukru

30-50 g sera gruyere

3 pomidorki koktajlowe

świeży tymianek(opcja)

(pomidorek koktajlowy przepołowiony i nieco utartego sera gruyere do każdej porcji)

Na rozgrzanym oleju zeszkliłam cebulę, dodałam czosnek, dynię i ziemniaka i wszystko razem poddusiłam.

Dolałam filiżankę wody,  sherry i  dalej dusiłam aż ziemniaki i dynia były miękkie.

Dodałam resztę wody, zagotowałam,  a następnie przelałam całość do blendera i zmiksowałam.

Doprawiłam solą, szczyptą cukru, odrobiną octu winnego  i słodką śmietanką.

Przelałam do talerzy i do każdej porcji dodałam sera gruyere, połówki pomidorka koktajlowego i kilka listków świeżego tymianku.

Smacznego,

Basia

Zupa z cukinii i pieczarek

Brak komentarzy

Cukinia, to dość wielofunkcyjne warzywo. Można zrobić z niej naprawdę wiele.

Usmażyć, udusić, zrobić surówkę i upiec ciasto.

Można też zrobić zupę.

Ja właśnie dziś zrobiłam zupę z cukinią i pieczarkami.

Jeśli nie hodowaliście nigdy cukinii, z pewnością nie wiecie, że z jednej małej sadzonki wyrasta kilka bardzo dłuuuugich pędów, które rodzą wiele owoców. To jest niesamowite, jak cukinie się rozrastają.

Ciągle jest dużo nowych, małych  owoców i z niepokojem myślimy, czy pogoda da im wszystkim  urosnąć i dojrzeć. Szkoda będzie, jeśli zrobi się zima zbyt wcześnie, … a niestety takie są prognozy…

Ale bądźmy dobrej myśli ! Uda się jeszcze niejedna zupa, gratin i coś tam jeszcze z naszej ogrodowej cukinii.

A dziś udała się właśnie zupa.

Wprawdzie ma dość bury kolor ( to za sprawą pieczarek) , ale nie warto zrażać  się kolorem, bo to całkiem dobra zupa.

Na oleju roślinnym zeszkliłam cebulę, dodałam do niej pokrojone drobno pieczarki i cukinię. Dodałam wino. Dusiłam razem przez około 10 minut, dodałam sos sojowy.  Następnie dodałam płatki owsiane i wodę. Wymieszałam i gotowałam przez kolejnych paręnaście minut.

Dodałam chilli, sól i  cukier.

Przelałam całość  do blendera i zmiksowałam.

Potem znów przelałam zupę do garnka, przyprawiłam pieprzem i octem balsamicznym (akurat skończył  mi się ocet winny, ale pomyślałam że barwie zupy on i tak nie zaszkodzi, więc śmiało go użyłam:-) )

Zupę podałam z kleksem śmietany ( bo zawsze bardzo lubiłam zupę ze śmietaną i nic się nie zmieniło  u mnie w tej sprawie).

A dla chętnych również z siekaną natką pietruszki.

Zupa, choć wagowo głównie cukiniowa, w smaku  jest znacznie bardziej grzybowa.

A śmietana bardzo do niej pasuje!

Basia

Zupa z cukinii i pieczarek

około 600 g cukinii

250 g pieczarek

około 2 łyżek oleju roślinnego

½ filiżanki płatków owsianych ( około 75g)

5 filiżanek wody

około 150 ml białego wina

około 1-1 ½ łyżeczki cukru

szczypta cukru

szczypta chilli

2-3 łyżki sosu sojowego

ocet  balsamiczny

sporo świeżo zmielonego pieprzu

przed podaniem:

śmietana i natka pietruszki

Moje węgierskie leczo

Brak komentarzy

Bardzo okrągła rocznica ślubu była pretekstem do  krótkiego weekendowego wypadu do Budapesztu.

Nasza podróż poślubna odbyła się właśnie na Węgry,  dlatego teraz też wybraliśmy się w tamte strony.

Wprawdzie nasza podróż wtedy trwała dłużej i poza Budapesztem spędziliśmy też piękny czas nad Balatonem, tym razem jednak czasu było mało i wycieczka musiała być dość ekspresowa. I choć dodatkowo nieprzyjemne okoliczności zdrowotne opóźniły  porę wyjazdu z domu i sprawiły, że mogliśmy w stolicy Węgier spędzić niewiele ponad dobę, wyjazd należał do bardzo udanych.

Jeśli ktoś lubi leczo, gulasz i wino, to na pewno wróci usatysfakcjonowany  wizytą na Węgrzech.

Tak było właśnie w naszym przypadku.

Ja jestem dość tradycyjna jeśli chodzi o menu śniadaniowe,  najchętniej  widzę w nim jajka, świeże bułeczki, masło i  pomidory  z mozzarellą, natomiast mój Mąż w podróży jada różne lokalne specjalności, jeśli tylko nadarzy się taka okazja.  I tu się tak stało! Wśród potraw dostępnych w hotelowym,  samoobsługowym  bufecie śniadaniowym znalazło się leczo! Sprawiło ono ogromną frajdę mojemu Mężowi, o czym poinformował nawet managera  hotelowej restauracji.

Trwający potem niemal przez cały dzień spacer po pięknym i i interesującym Peszcie  oraz położonej po przeciwnej stronie Dunaju Budzie, w  cudnie ciepły i słoneczny dzień oraz zasmakowanie jeszcze paru innych lokalnych dań w tym dniu i skosztowanie węgierskich win dopełniło nasze zadowolenie.

W związku z tym, że byliśmy tam w niedzielę, nie było szans właściwie na żadne  zakupy.

W pobliskim sklepie spożywczym kupiliśmy dosłownie parę rzeczy tylko: węgierską mieloną czerwoną paprykę, butelkę tokaju, krem z papryki i kilka świeżych,  czerwonych i zielonych(i z całą pewnością węgierskich) papryk.

Zainspirowana węgierską wycieczką postanowiłam po powrocie do domu ugotować leczo.

Wprawdzie zamierzałam zrobić to zgodnie ze swoją intuicją kulinarną, ale rzuciłam okiem na kilka przepisów na to danie, które znalazłam w internecie.  W kilku z nich (a właściwie w większości, które widziałam) w składzie była polska kiełbasa! Tak, „polska kiełbasa”!  Mimo, że sięgałam do przepisów wyłącznie z całkiem zagranicznych stron.

Bardzo mi się to spodobało, bo moja Rodzina uwielbia kiełbasę w gotowanych daniach.

Ugotowałam leczo po swojemu, pamiętając  jakie rady dawała mi Węgierka u której mieszkaliśmy będąc w podróży poślubnej. I choć minęło naprawdę wiele lat, dobrze pamiętam, że mówiła o ryżu, który wsypuje do leczo, tylko parę łyżek ( dosłownie  3-4) i gotuje całość  aż ryż zmięknie.

I wyszło tak, jak miało wyjść!

Moje leczo (lecsó)

dla 3-4 osób

250 g kiełbasy pokrojonej w plasterki lub drobniej ( moja kiełbasa była dość pikantna, jak się okazało, więc nie przesadzałam z dodawanie ostrych przypraw)

cebula posiekana

3 małe ziemniaki pokrojone w kosteczkę

czerwona podłużna węgierska papryka pokrojona w kosteczkę albo paski

zielona podłużna węgierska papryka pokrojona w kosteczkę albo paski

mała czerwona i żółta papryka z naszego sklepu (jw.)

(Ale naprawdę może być  papryka tylko taka z naszego sklepu lub straganu :-) )

olej roślinny

3-4 łyżki ryżu

sól do smaku

cukier do smaku ( u mnie około 1 łyżeczki)

ocet balsamiczny ew. po prostu winny

pasta paprykowa węgierska( spokojnie wystarczy mielona papryka i ewentualnie mocniejsze doprawienie solą )

2 rozgniecione ząbki  czosnku

puszka pomidorów bez skórki ( ja użyłam pokrojonych)

Na gorącej patelni, na oleju podsmażyłam kiełbasę i cebulę, aż się cebula zeszkliła.

Dodałam czosnek, pokrojoną paprykę i ziemniaki, podsmażyłam przez chwilę.

Dodałam pomidory z puszki i dusiłam całość. Dodałam ryż i dolałam nieco wody ( około ½ szklanki najpierw).

Gdy woda wyparowała znów dolałam, dodałam nieco octu balsamicznego i dalej gotowałam na niewielkim ogniu.

Kiedy sprawdziłam, że ziemniaki jeszcze są dość twarde,  choć woda wyparowała, znów dodałam wody i ciągle jeszcze dusiłam. W sumie pewnie około 1 godziny.

Doprawiłam solą oraz  odrobiną cukru i danie było gotowe.

Takie węgiersko-polskie leczo. Fajne!

Smacznego

Basia

Facebook

Likebox Slider for WordPress