Będąc dzieckiem zawsze bardzo lubiłam gruszki, znacznie bardziej niż jabłka.

Twarde i słodkie, takie były najlepsze.

Bardzo też lubiłam kompoty z gruszek, jakie moja Mama robiła na zimę. Gruszki w nich były  słodkie i jędrne, takie chrupiące wręcz.

Kiedy planowaliśmy z Mężem  budowę  naszego domu na działce,  będącej kiedyś własnością moich Dziadków,  cieszyłam się, że będę miała w ogrodzie,  tuż obok domu, dwie dorodne grusze Klapsy.

Zleciliśmy więc architektom  zaprojektowanie  domu tak, żeby obie  te grusze znalazły się w pobliżu.

Gdy został dom wytyczony przez geodetów okazało się, że jedna z grusz rośnie dokładnie … w kuchni!

Możecie sobie wyobrazić moje niezadowolenie, delikatnie ujmując.

Cóż, nie było rady, musiałam to przełknąć.

Na szczęście druga grusza rosła tuż przy domu,  rodziła pyszne gruszki  a latem dodatkowo dawała cień.

Pamiętam taką Wielkanoc, kiedy  na czas śniadania wielkanocnego mieliśmy stół ustawiony w ogrodzie właśnie pod gruszą. Był upalny kwiecień,  piękna Wielkanoc!

Niestety grusza starzała się, przestała rodzić owoce, wichura ją złamała  i w  końcu musieliśmy ją ściąć, cóż posadzili ją przecież moi Dziadkowie bardzo dawno temu.

Jeszcze nie posadziliśmy nowej gruszy, ale z pewnością to zrobimy.

Tymczasem gruszki kupuję na straganie.

Nadal najbardziej lubię jeść te twarde i słodkie, ale ciągle lubię też te ugotowane w syropie.

Właśnie z takich lekko ugotowanych w syropie gruszek  zrobiłam ten  deser.

Gruszki w sosie waniliowym

porcja dla 5 osób

5 gruszek dość twardych, ale jednocześnie dających się tak ślisko i lekko obierać  (najlepiej Klapsa)

syrop:

100g cukru

pół cytryny  ze skórą ( pokrojonej na cząstki)

tyle wody, żeby przykryła tylko gruszki

Gruszki przecięłam na pół, obrałam i wyjęłam gniazda nasienne.

Zagotowałam wodę z cukrem, włożyłam do niej cząstki cytryny i gruszki.

Gotowałam przez kilka minut. Moje gruszki były jednak dość  miękkie, więc  nie gotowałam ich zbyt długo, żeby się nie rozpadły. Mają być na tyle miękkie, żeby je kroić łyżeczką,  ale  jednocześnie nie  mogą być rozgotowane.

Gotowe wyjęłam z syropu i zostawiłam na sitku, żeby wystygły i całkowicie odciekły.

Sos

330 ml mleka

100g cukru demerara

4 żółtka

naturalna esencja waniliowa i pasta z wanilii ( stąd widoczne na zdjęciu drobniutkie ciemne kropeczki w sosie)

100ml śmietanki kremówki

łyżka kopiata mąki ziemniaczanej

garść orzechów laskowych posiekanych grubo i uprażonych na suchej patelni

Mleko zagotowałam. W misce ubiłam żółtka z cukrem,  wlałam do nich gorące mleko i miksowałam. Dodałam wanilię. Miskę wstawiłam do naczynia z gotującą się wodą i dalej miksowałam, w śmietance kremówce rozpuściłam mąkę i wlałam do miksowanej masy mleczno-jajecznej, miksowałam dalej, aż całość osiągnęła tak wysoką temperaturę, że masa zgęstniała i nie było czuć mąki. Trwało to dość długo, bowiem ciągle  miskę trzymałam w garnku z wodą . Być może mogłam to zrobić po prostu stawiając masę jajeczną w garnku bezpośrednio na kuchni. Jednak nie chciałam, żeby budyń się przypalił, więc cierpliwie dotrwałam do momentu, kiedy masa zgęstniała i niemal wrzała.

Wstawiłam ją wtedy do zlewu z lodowatą wodą i ostudziłam, ciągle mieszając.

Na talerzykach ułożyłam wystudzone połówki gruszek, polałam sosem waniliowym i posypałam orzechami.

Smacznego,

Basia