Archwium dla ·

kuchnia wegetariańska

· Kategoria...

Lazania z dynią i pieczonym butternut squash

Brak komentarzy

O istnieniu butternut squash dowiedziałam się od Ewy kilka lat temu. To owoc,  albo – jeśli wolicie- warzywo z rodziny dyniowatych i, w gruncie rzeczy, najbardziej do niej podobne pod względem smaku i jakości miąższu. Zupełnie nie wiem, czemu nie można kupić go w Polsce? Nie widziałam tu ani owoców, ani nasion. No i oczywiście nie ma polskiej nazwy, wiec będę się męczyć w odmianie tego słowa….

Butternut squash popularny jest w USA i Australii, w Wielkiej Brytanii, jak mówi Ewa, znany jest podobno od niedawna.

W zeszłym roku Ewa dała nam jedną rozsadę butternuta, ale nie udało nam się wyhodować dojrzałego owocu. Wprawdzie zawiązał się, ale zgnił zanim dorósł :-(

W tym roku dostałam od Ewy kilka sadzonek. Posadziłam  je wraz z innymi dyniami i cukiniami w ogrodzie. Udało mi się wyhodować tylko dwa owoce. Reszta zawiązanych owoców gniła jeszcze w początkowym stadium. Czyżby  nie podobało im się tu? Może powinny być sadzone wcześniej? Spróbuję znów w przyszłym roku, bo bardzo podoba mi się ten butternut!

I właśnie  przygotowałam lazanię (albo, jeśli wolicie, to lasagne) z dynią i  jednym z tych dwóch moich „butternutów”.

Zaczęłam od przygotowania butternuta. Rozgrzałam piekarnik do około 200 stopni i włożyłam do niego cały owoc, piekłam przez około 20 minut. Wyjęłam z piekarnika, przekroiłam na ćwiartki, położyłam na blaszce  i znów włożyłam do piekarnika. Tym razem na około 30 minut. Włożyłam tam również kawałki dyni, obranej i pokrojonej na mniejsze części.

Najpierw wyjęłam dynię, zmiksowałam ją z cynamonem, imbirem, gałka muszkatołową, solą, cukrem demerara i Golden Syrup. Odstawiłam zmiksowaną dynię.

Przygotowałam ser, wymieszałam ricottę z około połową utartego parmezanu i połową mozzarelli.

Gdy butternut zaczął się delikatnie złocić tu i ówdzie, wyjęłam go z piekarnika, zdjęłam skórę i pokroiłam w niedużą kostkę, taką o boku około 1,5 czy 2 cm.

Niezbyt duże naczynie do zapiekania wysmarowałam oliwą, położyłam na dnie 1/3 sosu z dyni, następnie położyłam warstwę lazanii, a na niej 1/2 ricotty z mozzarellą i parmezanem, wyłożyłam równą warstwę pokrojonego w kostkę butternuta i polałam 1/3 sosu z dyni. Znów położyłam warstwę lazanii, na niej drugą połowę ricotty, posmarowałam dokładnie  ostatnią częścią sosu dyniowego, posypałam resztą mozzarelli i parmezanu. Dobrze, żeby ta górna warstwa lazanii był dokładnie przykryta serem i sosem, żeby makaron mógł zmięknąć i nie wysechł podczas pieczenia. Tego farszu i sosu nie jest bardzo dużo, wiec trzeba dobrze nimi gospodarować.

Wstawiłam do piekarnika rozgrzanego do około 160 stopni na około 50 minut, w połowie czasu pieczenia przykryłam lazanię folią aluminiową, bo obawiałam się, że za bardzo się przypiecze i wyschnie.

Wyjęłam ją z piekarnika, gdy była złocista z wierzchu. Lazanię, przykrytą folią aluminiową, pozostawiłam w temperaturze pokojowej na około 20 minut przed podaniem.

Myślę, że w polskich warunkach, w sytuacji braku butternuta, można zamiennie użyć więcej dyni (i postępować dokładnie tak, jak z butternut squash). Można na przykład użyć dwu rodzajów dyni, w różnych kolorach. Ale jeśli będzie to tylko jeden rodzaj, to i tak na pewno wyjdzie fantastycznie, bardzo polecam! Bo to naprawdę bardzo smaczne i ciekawe danie.

 

Lazania z dynią i pieczonym butternutem 

ok. 4 porcje

 

1 butternut squash

około 300 g dyni bez skóry i pestek

1/2 łyżeczki mielonego cynamonu

1/4 łyżeczki mielonej gałki muszkatołowej

1/8 łyżeczki mielonego imbiru

1/4 łyżeczki mielonego pieprzu

łyżka cukru demerara

1/2 łyżeczki soli do sosu dyniowego i troche do posypania butternuta już pokrojonego i upieczonego.

łyżka Golden Syrup (  albo zamiast druga łyżka cukru demerara)

oliwa do posmarowania naczynia

ok. 150 g miękkiej ricotty

125 g pokrojonej drobno mozzarelli

75 g utartego parmezanu

5 arkuszy gotowej lazanii (na każdą warstwę zużyłam 2 i pół)

 

 

Smacznego,

 

Basia

 

Drożdżowe ciasto ze śliwkami

Brak komentarzy

 

Dziś przed południem wybierałam się na zakupy z myślą, że kupię śliwki i upiekę najłatwiejsze ciasto w świecie (pisałam tu o nim  strasznie dawno temu, bo 20 marca 2010 roku :-) ),  którego nie piekłam naprawdę bardzo dawno, a o istnieniu którego, przypomniała mi wczoraj Danusia :-)

Kiedy wyszłam z domu, okazało się, że pada deszcz i jest zimno i nieprzyjemnie.

Zrobiłam zaplanowane zakupy i kupiłam również śliwki, ale stwierdziłam, że w taką pogodę, to trzeba jednak upiec ciasto drożdżowe!

I tak powstało dzisiejsze drożdżowe ciasto ze śliwkami i powidłami.

I choć pogoda poprawiła się, zrobiło się słonecznie i ciepło, to ciasto ciągle pysznie pasowało do dzisiejszego dnia :-)

Ciasto drożdżowe ze śliwkami i powidłami

 

500 g mąki

160 g masła roztopionego

2 jajka

ok.250 ml ciepłego mleka

42 g drożdży

150 g cukru

spora szczypta soli

łyżeczka naturalnej esencji waniliowej

500 g śliwek węgierek

275 g powideł śliwkowych wymieszanych z różą (płatkami róży utartymi z cukrem)

cukier puder do posypania gotowego ciasta

 

 

W ciepłym mleku z dodatkiem 1 łyżki cukru rozmieszałam drożdże i zostawiłam, żeby wyrosły.

W misce wymieszałam mąkę z cukrem, dodałam sól, 2 jajka i wyrośnięte w mleku drożdże, dodałam esencję waniliową i wyrabiałam robotem przez około 10 minut, dodałam roztopione masło i dalej wyrabiałam, aż ciasto wchłonęło tłuszcz. Zostawiłam ciasto, żeby wyrosło. Dziś, gdy robiłam ciasto, trudno było  o ciepłe miejsce do wyrastania, więc ciasto rosło raczej wolno.

Rozgrzałam piekarnik do około 170 stopni.

Wyrośnięte trochę ciasto, pewnie po około godzinie, włożyłam do okrągłej formy o średnicy około 30 cm, wyłożonej wcześniej papierem do pieczenia. Ciasto z wierzchu posmarowałam powidłami wymieszanymi z różą, starając się zostawić około centymetrowy nieposmarowany pasek wokół brzegu, żeby powidła nie przypaliły się. Na powidłach ułożyłam połówki śliwek (skórką w dół) i lekko wcisnęłam do ciasta.

Piekłam przez około 45 minut, najpierw w temperaturze około 170 stopni, po około 20 minutach zmniejszyłam temperaturę do około 150 stopni.

Gotowe, przyrumienione ciasto wyjęłam z piekarnika i posypałam cukrem pudrem.

 

 

 

Smacznego,

 

Basia

 

Ciasto z dyni

Komentarzy - 2

 

Po ugotowaniu parę dni temu tajskiej zupy z dyni, w lodówce została druga połowa rozkrojonej dyni. Zabezpieczyłam ją folią do żywności, więc nie wyschła i nic złego nie stało się z nią.

Dziś upiekłam ciasto z jej dodatkiem. Do tej pory jedynie słyszałam o cieście z dynią, nigdy jednak nie piekłam go. Poszukałam tu i ówdzie receptur na takie ciasto  i w rezultacie… zrobiłam je według własnego przepisu :-)

Ciasto jest pyszne. Smakuje trochę jak delikatny piernik, to za sprawą cynamonu, imbiru i goździków. I bardzo fajnie z nim komponują się orzechy laskowe. Jak lubicie rodzynki, to spokojnie można je również dodać, najlepiej wymoczone wcześniej w rumie, albo przynajmniej w soku z jabłek, jak gdzieś przeczytałam.

Rozgrzałam piekarnik do około 180 stopni. Na papierze do pieczenia położyłam dynię pokrojoną na kawałki, wcześniej obraną ze skóry. Piekłam ją pewnie około 20 minut. Wyjęłam z piekarnika, jak zmiękła, wrzuciłam do blendera, gdy trochę przestygła i zmiksowałam, dodałam podczas miksowania mleko.

W misce robota ubiłam jajka z cukrem demerara na puszysty krem, dodałam esencję waniliową, przyprawy, dynię z mlekiem, następnie dodałam mąkę z proszkiem i sodą oraz olej i całość jeszcze przez chwile miksowałam. Dodałam posiekane orzechy i jeszcze całość wymieszałam. Przygotowane ciasto przełożyłam do formy – keksówki – wyłożonej papierem do pieczenia i wstawiłam do piekarnika. Piekłam około 45 minut, sprawdziłam patyczkiem, zanim wyjęłam z piekarnika. Ciasto wyrosło dość niesymetrycznie, zupełnie nie wiem, czemu z jednej strony było wyższe? Ale to nie ma zasadniczo znaczenia, bo jest naprawdę pyszne.

Moja Córka posmarowała jeszcze kawałek ciasta powidłami i to też był dobry pomysł :-)

 

Ciasto z dynią i orzechami

 

350 g dyni (po upieczeniu pozostało 220 g)

300 g mąki

3 jajka

150 g cukru demerara

1 łyżeczka naturalnej esencji z wanilii

1/2 łyżeczki cynamonu

1/4 łyżeczki imbiru

1/8 łyżeczki goździków mielonych( moje były utłuczone w moździerzu)

100 ml mleka

1 łyżeczka sody

1 łyżeczka proszku do pieczenia

50 g oleju

50 g orzechów laskowych pokrojonych grubo

 

 

 

Smacznego,

 

Basia

 

 

Moje wielkie dyniobranie i zupa z dyni na sposób tajski

Komentarzy - 2

 

No i przyszedł czas dyniowych zbiorów!

Pierwszy raz wyhodowałyśmy z Córką w naszym ogrodzie ich tyle.

Posadziłyśmy kilka odmian, nie wszystkie jednak wyrosły. Niesamowita jest jedna, ogromna,  ważąca chyba ze 20 kilogramów! Teraz zastanawiam się, jak je przechować, bo nie mam piwnicy…?

No i ugotowałam pierwszą zupę z dyni. Wybrałam taką najmniejszą dynię, rozkroiłam i na zupę zużyłam mniej więcej połowę. To było 750 g samego miąższu dyniowego, czyli już po  odkrojeniu twardej skóry i wycięciu pestek.

 

Dynię pokroiłam w niedużą kostkę, pokroiłam też cebulę.  Na oliwie zeszkliłam cebulę, dodałam czosnek i dodałam też pokrojoną dynię. Dodałam Red Curry Paste i mieloną kolendrę i dusiłam, aż dynia trochę zmiękła. Pamiętajcie, że ta pasta jest OSTRA! Często w tajskich przepisach używa się jej naprawdę dużej ilości. Ja już wielokrotnie sprawdziłam i rekomenduję ostrożność w ilości dodawanej do potraw. Moja dzisiejsza zupa, z tą niewielką ilością Red Curry Paste, też jest dosyć ostra.

Dodałam mleko kokosowe i utłuczone w moździerzu liście kafiru.

Przez chwilę całość gotowałam, następnie przerzuciłam do blendera i zmiksowałam.

Doprawiłam cukrem trzcinowym, solą i sokiem z cytryny.

 

 

Zupa z dyni na sposób tajski

 

3-4 porcje

 

750 g miąższu dyni ( po zdjęciu skóry i usunięciu pestek)

mleko kokosowe (ok 700 ml wody i 70 g mleka kokosowego w proszku)

1 cebula posiekana

rozgnieciony ząbek czosnku

łyżeczka mielonej kolendry

łyżeczka płaska Red Curry Paste

około 1 łyżki cukru trzcinowego demerara (lub więcej, sami sprawdźcie)

sok z około 1/4 cytryny

sól według uznania

 

 

Fajnie posypać gotową zupę siekaną kolendrą, jeśli ją lubicie. Jeśli nie,  to można nie dawać świeżych ziół, albo dać takie, jak lubicie.

Ja dałam listki naszego ogrodowego tymianku, który ma niezwykły, cytrynowy smak.

Oczywiście można podać tę zupę z grzankami z bułki czy bagietki.

 

Smacznego,

 

Basia

 

 

 

 

 

Zupa z cukinią, pomidorami, fasolką szparagową i parmezanem

Brak komentarzy

Dziś prosta, ale pyszna zupa. Dawno nie zanudzałam Was potrawami z cukinii, więc mogę zrobić  to dziś z czystym sumieniem :-)

A w ogóle, to zupa jest z cukinią, a nie z samej cukinii.

Teraz, kiedy moje cukinie dojrzewają jak szalone, zupełnie nie mogę sobie wyobrazić, co to będzie, jak się skończy na nie sezon? Będzie chyba smutno…

Tymczasem jedzmy zupę z cukinii!

 

Zupa z cukinią, pomidorami i fasolka szparagową

ok. 4 porcje

 

1 duży ziemniak pokrojony na plasterki (albo 2 mniejsze)

2-3 ząbki czosnku pokrojone na cienkie plasterki

cebula posiekana

2-3 małe cukinie albo jedna średnia cukinia pokrojona w kostkę albo grubsze plasterki

kilka łyżek oliwy

około 500 g pomidorów obranych ze skórki i zmiksowanych

spora garść fasolki szparagowej (pozbawionej ewentualnych włókien) pokrojonej na mniejsze kawałki

sól

pieprz

łyżka cukru( najlepiej demerara)

listki świeżego oregano, albo natka pietruszki (w zależności od upodobań).

utarty  Parmezan ( może być też Pecorino Romano albo inny dobry, ostry i twardy ser)

 

W garnku rozgrzać oliwę, wrzucić cebulę i smażyć, nie pozwalając, żeby się przyrumieniła, jedynie zeszklić. Dodać posiekany czosnek i ziemniaki (oraz pietruszkę, jeśli jej używacie) i przez chwilę razem dusić. Dodać fasolkę i sok z pomidorów, posolić, dodać cukier oraz  pieprz. Gotować razem przez około 10 minut. Dodać pokrojoną cukinię  i wlać tyle wody, żeby zakryła warzywa z lekkim zapasem. Gotować do chwili, kiedy ziemniaki i fasolka będą miękkie, ale nie będą rozgotowane.

Gotową  zupę ewentualnie jeszcze przyprawić, dodać listki oregano, każdą porcję posypać utartym serem i podać ze świeżym pieczywem.

 

Smacznego,

 

Basia

 

 

 

 

 

 

Bakłażan na długowieczność

Brak komentarzy

Do ugotowania dzisiejszego dania zainspirowała mnie książka, którą dostałam parę dni temu od mojej Siostry i  właśnie zaczęłam ją czytać.

„W miasteczku długowieczności. Rok przy włoskim stole” autorstwa Tracey Lawson, to  dwanaście miesięcy z życia Campodimele, włoskiego miasteczka położonego w połowie drogi między Rzymem i Neapolem, w którym średnia długość życia mieszkańców wynosi 95 lat. Autorka, brytyjska dziennikarka, pojechała tam żeby zgłębiać tajemnicę wspomnianej długowieczności mieszkańców miasteczka. Niewątpliwie ogromną (a pewnie  nawet najważniejszą) rolę  gra w niej dieta i tryb życia mieszkańców Campodimele.

Książka, która jest pięknym portretem miejsca i  mieszkańców tego włoskiego miasteczka, zawiera również wiele ciekawych przepisów na dania przez nich jedzone.

Choć zaczęłam dopiero czytać tę książkę, nie mogłam się powstrzymać, żeby zajrzeć do niej głębiej i zobaczyć więcej przepisów.

Spodobał mi się jeden z pomysłów na bakłażany i postanowiłam wykorzystać go do dzisiejszej kolacji, wprowadzając naprawdę niewielkie zmiany :-)

Bakłażany z parmezanem i mozzarellą

porcja dla 2 osób

 

1 średni bakłażan pokrojony w plastry o grubości około 0,8-1 cm

parę łyżek mąki

1 nieduża cebula posiekana

ok 200 g pomidorów krojonych ( dałam takie przyprawione bazylią i czosnkiem, ale najlepiej by było dać domowy sos zrobiony z pomidorów)

2 spore ząbki czosnku

około 1/2 łyżeczki suszonego oregano

oliwa do smażenia

sól, szczypta cukru do smaku

pieprz

100 g mozzarelli pokrojonej w cienkie plastry

około 50 g utartego parmezanu albo pecorino romano

świeże listki oregano

 

Rozgrzać piekarnik do około 180 stopni.

Plastry bakłażana obtoczyć w mące, a następnie smażyć na rozgrzanej oliwie, aż będą złote. Odstawić, najlepiej położyć na papierze, żeby wchłonął tłuszcz.

Na patelni zeszklić na oliwie cebulę, nie podsmażać. Dodać krojone pomidory, oregano, czosnek rozgnieciony i pieprz. Przyprawić solą i cukrem.

Do niedużego naczynia do zapiekania na dno dać nieco sosu pomidorowego, następnie ułożyć warstwę plastrów bakłażana. Polać połową sosu, posypać parmezanem (zostawić na jeszcze jedną warstwę i odrobinę na posypanie po wierzchu) położyć połowę plastrów mozzarelli. Położyć drugą warstwę bakłażana, potem znów sos, parmezan i mozzarellę na wierzch. Posypać listkami oregano i wstawić do piekarnika na około 30. Posypać pozostałym parmezanem i zapiekać jeszcze około 10 minut, aż ser będzie złocisty. Po wyjęciu z piekarnika odstawić na 10-15 minut i podać posypane świeżymi listkami oregano.

Danie jest raczej delikatne i nie jest bardzo słone, więc jeśli lubicie bardziej pikantne i słone, to można dodać chili do sosu pomidorowego i posolić plastry bakłażana.

Bardzo polecam, smacznego!

 

Basia

 

 

 

 

 

 

 

Lody borówkowe i czekoladowe

Komentarzy - 2

Lody domowej produkcji, przygotowane metodą niewymagającą mieszania, stały się u nas w domu hitem sezonu.

Robiłam je już z czarnymi porzeczkami, o czym pisałam, potem były truskawkowe, a teraz borówkowe i czekoladowe z nutą kawy (te czekoladowe specjalnie dla mojego Męża).

To jest naprawdę najprostsza i najszybsza w przygotowaniu, a jednocześnie niezwykle smaczna wersja lodów.

Borówkowe mają do tego zniewalający kolor!

Szczerze polecam ten deser, bo niewielkim nakładem pracy można mieć pyszną przyjemność w zamrażarce, dostępną potem na zawołanie.

U nas w domu wszyscy się już przyzwyczaili, że zawsze, gdy sięgną do zamrażarki, znajdą tam coś dobrego… :-)

 

Lody borówkowe (czyli jagodowe)

 

4 jajka

150 g cukru ( 100+50)

250 g borówek

400 ml śmietanki kremówki

 

Jajka ubijać ze 100 g cukru, aż masa będzie puszysta. Ja to robię, tak jak pisałam poprzednio, przy użyciu robota, zostawiam na dłuższą chwilę pracujący robot i masa jest bardzo puszysta i gęsta ( można tez, jak ktoś lubi tę metodę, ubijać  w gorącej kąpieli, jak masa zgęstnieje odstawić do wystygnięcia).

W blenderze zmiksować borówki z resztą cukru i odstawić.

Śmietankę ubić na sztywno i odstawić.

Do gęstej i puszystej masy jajecznej dodawać stopniowo borówki i śmietankę i ciągle ubijać. Gotową masę lodowa przełożyć do formy wyłożonej folią do żywności, dokładnie zawinąć folią formę i wstawić do zamrażarki. W zależności od temperatury panującej w zamrażarce i od kształtu formy, zamrażanie trwa od paru do kilku godzin.

Ja mrożę w „keksówkach”, czyli podłużnych formach i kroję potem te lody na plastry.

Można również zamrozić w pudełku i nabierać lody gałkownicą.

 

Lody czekoladowe z nutą kawy

( to jest trochę mniejsza porcja niż borówkowych)

 

3 jajka

100 g cukru

300 ml śmietanki

2-3 łyżeczki kawy rozpuszczalnej

150 g czekolady gorzkiej ( min 70 % kakao)

2-3 łyżki wódki

 

Jajka ubić z cukrem (jak wyżej).

Do śmietanki dodać kawę i ubić na sztywno.

Czekoladę rozpuścić w gorącej kąpieli albo w kuchence mikrofalowej, przestudzić nieco.

Do masy jajecznej dodawać rozpuszczoną czekoladę i ciągle miksować, dodać śmietankę i dalej miksować, aż masa lodowa będzie jednorodna. Dodać alkohol i jeszcze przez chwilę miksować. Gotową masę przełożyć, do formy, jak w przepisie powyżej.

 

 

Smacznego,

 

Basia

 

 

 

 

 

 

 

Szybki chleb z cebulą, orzechami i słonecznikiem

Brak komentarzy

 

Zazwyczaj kupuję pieczywo w naszych ulubionych piekarniach. Kupuję więcej, część zamrażam, a potem wyjmuję z zamrażarki, kiedy jest potrzeba.

Jeśli to są bułki, to przed podaniem wstawiam- takie już rozmrożone- do nagrzanego piekarnika, żeby były pysznie chrupiące.

Może niektórzy skrzywią się na pomysł jedzenia bułek, że niezdrowe i tym podobne…

Ale dla mnie sobotnie czy niedzielne śniadanie musi  właśnie takie gorące i chrupiące bułki zawierać. I już!

Czasem jednak zdarzy się, że zapasy zamrażarkowe skończą się  nieoczekiwanie i wtedy muszę poradzić sobie inaczej.

W zależności od okoliczności, piekę wtedy jakieś domowe pieczywo: focaccie, orientalne chlebki albo jakiś chleb.

Tym razem to był szybki chleb z dodatkiem podsmażonej cebuli, orzechów i słonecznika.

Szybki, bo z dodatkiem proszku do pieczenia i sody, a nie z drożdżami, czy zakwasem, więc niewymagający rośnięcia.

Taki chleb można naprawdę mieć szybko, właściwie tylko tyle czasu potrzeba, ile zabiera pieczenie go, czyli około 45-50 minut

A do środka można przecież dodać, co dusza zapragnie!  Utarty ser, posiekane suszone pomidory, oliwki, szynkę, zioła, czy co tam Wam przyjdzie do głowy.

 

 

Szybki chleb  z cebulą, orzechami włoskimi i słonecznikiem

 

250 g mąki pszennej

200 g mąki pszennej  razowej

1 łyżka proszku do pieczenia

1/2 łyżeczki sody oczyszczonej

2 jajka

50 g oliwy

1 cebula posiekana i podsmażona na oliwie

50 g posiekanych orzechów włoskich

50 g ziaren słonecznika

250 g jogurtu naturalnego

1 łyżka cukru demerara

sól- ilość według uznania, ja dałam około 1 łyżeczki.

Jeśli do środka dacie ser, suszone pomidory, szynkę czy oliwki, to wtedy trzeba uważać z solą.

 

Rozgrzać piekarnik do około 180 stopni.

Na oliwie podsmażyć, ale nie przypalić, posiekaną cebulę. Odstawić do wystygnięcia.

Wymieszać lub zmiksować (ja użyłam robota kuchennego, jak zwykle)  mąkę z proszkiem i sodą, oliwę, jajka, cukier, sól, jogurt.

Do ciasta dodać cebulę, orzechy i słonecznik, znów wymieszać dokładnie.

Przełożyć do formy wyłożonej papierem do pieczenia, wyrównać na wierzchu, posypać słonecznikiem, sezamem albo siemieniem lnianym (ja dałam właśnie siemię) i wstawić do piekarnika. Piec około 50 minut, aż chleb wyrośnie wysoko, będzie rumiany z wierzchu i w środku upieczony (sprawdzić koniecznie patyczkiem).

Wyjąc i wystudzić.

Doskonale smakuje jako baza do kanapki, ale też zupełnie solo. Albo posmarowany  masłem albo polany dobrą oliwą!

Smacznego,

 

Basia

Muffinki z grillowanymi warzywami, suszonymi pomidorami i cheddarem

Brak komentarzy

Dziś propozycja dla wielbicieli muffinek na słono: muffinki z grillowanymi warzywami, suszonymi pomidorami i serem cheddar, czyli coś zamiast kanapki.

Najpierw trzeba przygotować warzywa, czyli pokroić je, wrzucić na rozgrzaną patelnię z odrobiną oliwy albo oleju roślinnego. Przyprawić solą, pieprzem, odrobiną octu winnego i czosnkiem. Czosnek należy dodać na krótko przed końcem grillowania, żeby się nie przypalił, bo wiadomo, że wtedy będzie gorzki.

Gotowe warzywa odstawić, żeby przestygły. Pokrojoną cebule zeszklić na odrobinie oliwy i odstawić do ostygnięcia.

Rozgrzać piekarnik do około 180 stopni.

Przygotować ciasto na muffinki, mieszając albo miksując składniki przy pomocy robota kuchennego.

Jeśli warzywa grillowane były w większych kawałkach, to pokroić je po wystygnięciu w kostkę o boku około 1,5 cm. Do gotowego ciasta dodać pokrojone grillowane warzywa, zeszkloną cebulę, pokrojone dość drobno suszone pomidory, posiekane liście świeżego oregano i wymieszać.

Można do ciasta dodać jeszcze trochę utartego cheddara, bardzo to lubię. Tym razem jednak nie dodałam sera, bo po prostu zapomniałam!

Ciasto wkładać porcjami do papierowych papilotek ułożonych w formie do pieczenia muffinek. Na każdej babeczce położyć nieco utartego cheddara i wstawić do piekarnika.

Piec przez około 25-30 minut, aż będą złociste z wierzchu, uważając, żeby nie przypalił się ser. Wyjąć, gdy babeczki będą rumiane i w środku upieczone (sprawdzić wbijając patyczek, jeśli będzie suchy,  to znaczy, że babeczki są gotowe).

 

 

Muffinki z grillowanymi warzywami, suszonymi pomidorami i cheddarem

12 sztuk

 

300 g mąki

30 g oleju

100 g śmietany 18 %

50 ml mleka

1/2 łyżeczki sody oczyszczonej

2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia

1 jajko

spora szczypta soli – według uznania, ale ciasto na takie muffinki musi być posolone, bo inaczej będzie po prostu mdłe.

cukinia, bakłażan, papryka czerwona i zielona – warzywa wcześniej grillowane na odrobinie oliwy lub oleju, pokrojone w kostkę, przyprawione solą, octem winnym i dwoma rozgniecionymi sporymi ząbkami czosnku – w sumie około 300 g

1 cebula posiekana i podsmażona na oliwie lub oleju

ok. 50 g pomidorów suszonych pokrojonych drobno

garść listków świeżego oregano

pieprz

ok.30 g utartego sera cheddar lub innego do posypania muffinek przed pieczeniem

 

 

Smacznego,

 

Basia

 

 

 

Roladki z grillowanej cukinii

Komentarzy - 4

Cukinie w naszym ogrodzie dojrzewają jak szalone.

Codziennie zbieramy nowe.

I choć naprawdę bardzo lubimy grillowane warzywa w kanapce i bez kanapki oraz zapiekanki z cukinii przygotowane na różne sposoby, to tegoroczna podaż ogrodowej cukinii przerasta popyt! I mimo, że zbieram tylko małe cukinie, bo takie są absolutnie najsmaczniejsze, szuflada na dole lodówki jest ich ciągle pełna. Zatem trzeba zwiększyć repertuar dań na bazie tego warzywa…

Właśnie zrobiłam roladki z grillowanej cukinii z nadzieniem z kremowego serka i ziół :-)

 

Roladki z grillowanej cukinii

 

3 nieduże cukinie pokrojone w cienkie plastry i grillowane na patelni z dodatkiem odrobiny oliwy i lekko posolone, ja dałem 2 zielone cukinie i jedną żółtą

200 g serka kremowego (dałam Turek)

50 g sera Bursztyn utartego na drobnej tarce ( można dać Parmezan albo inny twardy, ostry ser)

rozgnieciony ząbek czosnku

garść listków świeżego oregano

garść posiekanego drobno szczypiorku

listki świeżej bazylii posiekane

pieprz

szczypta chili

odrobina Parmezanu albo Bursztynu do dekoracji

 

Twarożek, czosnek, utarty ser, przyprawy i posiekane zioła (zostawić nieco listków ziół do dekoracji) wymieszać razem dokładnie.

Na jednym końcu wystudzonych całkiem plastrów grillowanej cukinii  kłaść porcję nadzienia, zwinąć i ułożyć na talerzu wolnym końcem pod spodem.

Ozdobić listkami świeżych ziół i odrobiną utartego sera.

Podawać na zimno.

 

 

Smacznego,

 

Basia

Facebook

Likebox Slider for WordPress