Ciasto drożdżowe nigdy nie było moją mocną stroną. Nigdy też specjalnie nie lubiłam go jeść i to pewnie dlatego tylko parę razy upiekłam coś drożdżowego. Moja Mama w przeciwieństwie do mnie bardzo lubi i często piecze ciasta drożdżowe. Pamiętam z dzieciństwa, pieczone przez nią buchty, takie bułki nadziewane powidłami, które piecze się w jednej formie, blisko obok siebie poukładane. Przed pieczeniem polewa się je roztopionym tłuszczem, dzięki temu po upieczeniu bułki z łatwością oddziela się jedną od drugiej, mimo, że właściwie wydają się być „zrośnięte”. Akurat te drożdżowe bułki bardzo lubiłam!
Ostatnio właśnie sobie o nich przypomniałam i „chodziły za mną” przez jakiś czas… Aż dziś postanowiłam je upiec.
Wyciągnęłam przepis , który podyktowała mi kiedyś Mama i zabrałam się za pieczenie.
Buchty drożdżowe
około 15 sztuk w tortownicy o średnicy 26 cm
500 g mąki
2 jajka
200 g roztopionego masła, choć w Mamy przepisie była margaryna. Ja nie używam margaryny w ogóle.
Jakieś 20-30 g z tego masła trzeba zostawić do polania bułek z wierzchu
skórka otarta z jednej cytryny
wanilia ( dałam naturalny ekstrakt z wanilii)
40 g drożdży
szklanka mleka ( dałam 220 g)
150 g cukru + łyżka do wyrośnięcia drożdży
spora szczypta soli ( pamiętam, że moje pierwsze ciasto drożdżowe, dawno temu, upiekłam bez soli…Odtąd, choć nie piekłam, bardzo dobrze pamiętam, że sól MUSI BYĆ!)
około pół małego słoika powideł, ja dodałam jeszcze do powideł śliwkowych trochę konfitury z róży
Drożdże rozkruszone wymieszałam z ciepłym mlekiem, dodałam łyżkę cukru i zostawiłam do wyrośnięcia. Szybko wyrosły i dosłownie zaczęły „wychodzić’ z kubka!
Wtedy do miski wsypałam mąkę, cukier, sól, jajka, wlałam mleko z drożdżami, dodałam wanilię, roztopione masło, dodałam skórkę z cytryny i wyrobiłam dobrze. Zostawiłam w ciepłym miejscu na około godzinę, żeby wyrosło.
Formę wyłożyłam papierem do pieczenia na dnie, boki posmarowałam masłem.
Z ciasta formowałam kulki, robiłam w nich dołek, w który wkładałam porcje powideł, zaklejałam i tą zaklejoną stroną w dół układałam bułki w tortownicy.
Według mnie ciasto było trochę za rzadkie, trudno było formować bułki, a potem trochę się rozpływały w tortownicy. Myślę, że następnym razem dam nieco mniej mleka.
Gdy ułożyłam wszystkie, polałam masłem , głównie w te miejsca, gdzie bułki się ze sobą łącżą.
Piekłam około 30 minut. Z wierzchu bułki były dobrze przyrumienione, lekko brązowe raczej a nie złote. Wbiłam patyczek, żeby sprawdzić, czy są gotowe. Cudnie pachniało w całym domu! Córka powiedziała, że to zapach dobrej piekarni;-)
Nie mogliśmy się doczekać, aż wystygną całkiem i zabraliśmy się za próbowanie…
I w ten sposób w ciągu kwadransa zniknęła połowa bułek!
Pyszne, polecam!
Basia
1. Komentarz przez tryllu
9/lut/2011 na 08:47
Ciasto drożdżowe rządzi. Tylko jeden warunek – jemy je tego samego dnia a najpóźniej następnego. Nie jestem hardcorowcem co się odżywia tygodniowym, suchym ciastem drożdżowym.
2. Komentarz przez Basia
9/lut/2011 na 09:06
Nasze buchty nie miały szans wyschnąć, zjedliśmy je błyskawicznie. Poza tym takie przelane masłem, nadziewane powidłami bułeczki utrzymują wilgotność dużo dłużej, niż po prostu ciasto drożdżowe. A tak w ogóle, to ja również nie jestem amatorem sucharów drożdżowych
3. Komentarz przez marysia.trylska@gmail.com
18/lut/2011 na 10:20
Wspaniala Basiu! gratuluję rocznicy! Buchty do
skonale smakują. Zabieram się do pieczenia
szpinaku. Ściskam Mama
4. Komentarz przez Basia
18/lut/2011 na 12:35
Mamo Kochana,
nawet nie wiesz, jaką sprawiłaś mi frajdę tym komentarzem!
A te buchty tu, są oczywiście dzięki Tobie!
5. Komentarz przez Tryllu
18/lut/2011 na 15:52
Co za rodzina…