Przyszedł czas na lukrowanie pierników.

Okazuje się, że upiekłam ich całe mnóstwo!  Zdecydowałyśmy więc z Córką, że rozłożymy pracę na dwa dni. Z doświadczenia wiemy, że po dłuższym czasie siedzenia  nad piernikami lukrowanie i zdobienie ich przestaje być już taką przyjemnością, jak na początku…

Najpierw przygotowałyśmy nasz „warsztat  pracy”:

barwniki, talerzyki na których rozrabiamy kolorowe lukry, wykałaczki  (najlepsze przybory do precyzyjnego nakładania lukru), groszki, maczki i inne cukiereczki do zdobienia.

Potem Córka zrobiła lukier, od dawna to ona właśnie uciera go w glinianej makutrze.

Pamiętam,  że jako dorastająca dziewczynka,  była bardzo dumna, kiedy mówiłam, że u nas w domu to ona właśnie jest specjalistką od ucierania lukru.

Najładniejszy lukier, to jest lukier z białek ucieranych z cukrem. My z Córką najbardziej lubimy, kiedy lukier jest cytrynowy, z dodatkiem  esencji cytrynowej i sporej j ilości soku  cytrynowego.

Niestety taki lukier po kilku dniach traci połysk i  jednolity kolor,  robi się jakby „oszroniony”. Dlatego pozostajemy przy tradycyjnej recepturze, takiej według której robi moja Mama. jej lukier jest zawsze pięknie błyszczący, nawet po wielu dniach.

Przepis na kwaskowy, cytrynowy lukier zostawiamy do baby wielkanocnej!

Nasz dzisiejszy lukier zrobiony był w proporcji  1 białko: 100g cukru pudru. Dałyśmy tylko odrobinę cytryny i  naturalnej esencji cytrynowej.

Dobry lukier jest bardzo ważny, ale nie mniej ważne są barwniki spożywcze.

Bez nich nie ma kolorowego lukru, przecież!  Teraz można już chyba kupić je w dobrych delikatesach, ja jednak z przyzwyczajenia ciągle przywożę je z Londynu. Poza tym tam jest znacznie lepszy wybór kolorów.

Również bez  kolorowych cukiereczków, perełek, groszków,  maczków itp. nie byłoby tej zabawy.

Wyszukuję ich  więc przez cały rok, tu i tam, gdziekolwiek jadę i gromadzę ich zapasy.  Ogromną radość sprawiają nowe wzory, kształty i kolory.

I tak zabieramy się w końcu za lukrowanie.

Cały stół  mamy zastawiony  piernikami, talerzykami z lukrem  i tymi wszystkimi potrzebnymi  do pracy rzeczami, o których wspomniałam.

Dzisiaj zdobiłam głównie anioły ( jakoś dużo ich w tym roku powycinałam) i parę choinek, Córka – renifery i dużo małych serduszek i gwiazdek.

Bo ja zasadniczo jestem od dużych form, a Córka od małych :-)

Na jutro zostają serca, choinki, buty, księżyce, gwiazdy i mnóstwo przeróżnych maleńkich pierniczków.

Część z pierników pokrywamy też czekoladą i siekanymi, prażonymi orzechami.

…Zwykle to jest wtedy, gdy już nie mamy siły na dalsze lukrowanie…

Ale jutro jeszcze ciąg dalszy lukrowania.

Zatem do jutra!

Basia