Dziś będzie mało kulinarnie.

Od dawna chciałam  Wam opowiedzieć o naszej przygodzie burgenlandzkiej, ale ciągle były inne tematy.

Tym razem jest dobra okazja, bo właśnie tam byliśmy z Mężem i temat jest „świeży”.

Burgenland to najbardziej wysunięty na wschód związkowy kraj austriacki, biegnący wąskim pasem wzdłuż granicy austriacko-węgierskiej i sięgający od Słowacji aż do granicy słoweńskiej.

Trafiliśmy tam po raz pierwszy parę lat temu, kiedy chcieliśmy pojeździć gdzieś na rowerach,  nie obawiając się o utratę życia lub zdrowia.

Tak właśnie trafiliśmy do Burgenlandu, nad Jezioro Nezyderskie. Dosłownie około 30 km od Bratysławy.

Doskonałe austriackie trasy narciarskie są powszechnie znane, trasy rowerowe w Austrii są pewnie mniej znane w Polsce. Są jednak rewelacyjne!

Rowerzysta może oczekiwać  tu doskonale oznakowanych szlaków rowerowych, bardzo dobrych nawierzchni  i  traktowania na drodze jak  przysłowiowej „świętej krowy”.

Wokół Jeziora Nezyderskiego ( stepowego jeziora ze słoną wodą!) jest wiele tras rowerowych krótszych i dłuższych, które można łączyć i dzielić w zależności  od  upodobań czy możliwości rowerzystów.

Gdy jeżdżę na rowerze,  ważne jest dla mnie to, żeby  można było wybrać takie trasy, które stanowią jakby kółko, nie wiodą tym samym szlakiem tam i z powrotem.

I to jest tam możliwe!

Tras jest naprawdę wiele,  na każdą okoliczność.

Ja najbardziej lubię tę wokół jeziora. Ale to jest  wyprawa na cały dzień, bo jakby nie mierzyć wychodzi minimum 120 km.

Trasa nie jest trudna, raczej nizinna z pagórkami, ale 120 kilometrów zawsze robi swoje.

Tym bardziej, że jak to bywa w rejonach uprawiania kitesurfingu (a Jezioro Nezyderskie jest  właśnie znanym europejskim centrum kitesurfingu) permanentnie  wieją tam silne wiatry, które choć pożądane przez surferów są jednocześnie znienawidzone przez rowerzystów.  Wiejący w twarz  silny wiatr (niemal spychający z roweru) sprawia, że po 120 kilometrach czujesz się jak po 240.

Ale co tam wiatr, najważniejsze, że Burgenland to kraina winem płynąca! Wokół jeziora , jak okiem sięgnąć, wszędzie  rozciągają się winnice.  Dla miłośnika wina, jakim jestem, to raj na ziemi!

Zatrzymujemy się tu i tam, podczas wycieczki , żeby cos przekąsić. Najbardziej lubimy taką gospodę we wsi  blisko miejsca gdzie nocujemy, stamtąd mamy już tylko kilkanaście kilometrów. Tam zwykle zatrzymujemy się na kolację, może nie jakąś wyszukaną, ale po całym dniu pedałowania  nie w głowie nam grymaszenie. Talerz wiejskich wędlin, doskonały chleb i wino. Wystarczy z pewnością.

Mam tam swoje ulubione szczepy: Weissburgunder  i  Sauvignon Blanc.

Doskonałe!

Zaprzyjaźniliśmy się z właścicielką  winnicy i producentką wina, które przywozimy do domu.

Michaela produkuje naprawdę najlepszy Weissburgunder.  Kiedy kończą się jego zapasy w domu, robi się smutno…. I wtedy trzeba koniecznie wybrać się do Burgenlandu.

Moim winem na specjalne okazje jest jej Sauvignon Blanc, to jest wino o niesamowitym bukiecie.

Odkąd poznałam ten szczep, próbuję wszędzie wina Suvignon Blanc  i  jak do tej pory twierdzę, że to od Michaeli jest absolutnie bezkonkurencyjne.

Więc w drodze powrotnej, zaglądamy do piwnicy Michaeli,  pakujemy godną ilość  tego szlachetnego napoju do samochodu i z żalem żegnamy  gościnny winny Burgenland . Z nadzieją na kolejną rowerową wyprawę.

Basia