Archwium dla

luty, 2010

...

Tłusty Czwartek!

Brak komentarzy

Kiedy byłam dzieckiem, moja Mama zawsze smażyła chrust na Tłusty Czwartek.

Pamiętam, że kiedyś zdarzyły się też pączki, ale to raczej wyjątkowo. Tradycją był chrust.

I tak jest u mnie w domu. Też smażę chrust na Tłusty Czwartek, smażę go tylko raz w roku.

Chrust, choć jest niezwykle prosty w przygotowaniu, wymaga uwagi, czasu i spełnienia paru istotnych warunków, żeby był taki jak powinien, czyli kruchy i delikatny .

Moja Mama mówi, że chrust powinien być tak kruchy, że niemal niemożliwy do przeniesienia z talerza do ust, bez rozkruszenia po drodze. A skoro tak, to ciasto powinno być rozwałkowane możliwie jak najcieniej . Na grubość 1 mm, albo nawet mniej.

Wcześniej, podczas wyrabiania ciasta , należy mocno wytłuc je. Po prostu trzymając ciasto w jednej ręce, bić je wałkiem, trzymanym w drugiej ręce. To powinno trwać około 10 minut.

Dzięki temu zostanie wtłoczone powietrze, które potem podczas smażenia pojawi się na chruście w formie pęcherzy z powietrzem , zapewniając tym pożądaną kruchość .

Tłuszcz do smażenia powinien być na tyle gorący, żeby chrust smażył się szybko i nie zdążył wchłonąć go zbyt wiele. Po położeniu w tłuszczu ostatniego z partii ( około 8-10 sztuk), pierwszy już powinien kwalifikować się do odwrócenia na drugą stronę.

Należy chrust wyjmować z tłuszczu patyczkiem, nie dziurawić go. Zostawić na ręczniku papierowym, żeby pozbawić go nadmiaru tłuszczu. Po chwili przełożyć na talerz i obficie posypać cukrem pudrem.

Ja lubię chrust następnego dnia po smażeniu, kiedy dobrze wystygnie, nabierze chrupkości i dobrze połączy się z cukrem. Niestety, czasem nie udaje mi się to…bo następnego dnia już nic nie ma!

Ale się nie martwię tym zupełnie, przecież po to robię ten chrust, żeby moi domownicy mieli przyjemność!

Chrust

na około 2 spore talerze chrustu

350g mąki

3 żóltka

1 jajko

100g kwaśnej śmietany

50g miękkiego masła

1 łyżka spirytusu lub ew. 2 łyżki octu spirytusowego

3 kostki Planty lub smalcu. Ja użyłam smalcu, moja Mama wierna jest Plancie, odkąd nie ma Ceresu.

Zagnieść ciasto z wymienionych składników (poza tłuszczem do smażenia, oczywiście!) i dobrze wyrobić. Ma być dość miękkie, żeby dało się rozwałkować bardzo cienko. Gdyby było za twarde, dodać śmietany.

Po wyrobieniu ciasto trzymać w jednej ręce, a drugą uderzać w ciasto przy pomocy wałka ( ok. 10 minut).

Następnie rozwałkować ciasto na grubość 1mm albo mniej, jeśli dacie radę

Radełkiem wycinać paski o szerokości około 2 cm i przecinać na ukos co 10-12 cm. Każdy kawałek naciąć wzdłuż na środku, na długości około 4 cm.

Przewlekać chrust, za każdym razem rozciągając nieco na długość. W ten sposób będzie jeszcze cieńszy.

Smażyć na złoto, na patelni na gorącym tłuszczu po kilka ( 8-10)sztuk .

Po usmażeniu, wyjąć i położyć na ręczniku papierowym, pozwolić odcieknąć tłuszczowi.

Przełożyć na talerz, posypać cukrem pudrem.

Bez wyrzutów sumienia zjeść tyle, na ile macie ochotę. W końcu to Tłusty Czwartek!

Smacznego!

Hummus bi tahini

Brak komentarzy

Niedawno (pisząc o ciecierzycy) obiecałam Wam, że powiem więcej ma temat hummusu. To mój kolejny, ukochany, arabski przysmak. Jest niezwykle popularny w krajach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej.
Hummus, to dla mnie coś z gatunku „mała rzecz, a cieszy!” Receptura jest w sumie dziecinnie prosta, bo hummus to nic innego, jak ciecierzyca ugotowana i zmiksowana na gładką masę z dodatkiem pasty sezamowej i odpowiednich przypraw.
Ale jak zwykle, tajemnica tkwi właśnie w proporcjach i przyprawieniu.
Ja nauczyłam się robić hummus od Egipcjan i pozostaję wierna temu sposobowi przygotowania.
Tam podaje się go w charakterze „sałatki”, jak mówią, i zwykle je się go wraz z typowym arabskim płaskim chlebem ( podobnym do pity), co ma tylko dwie skórki, a pomiędzy nimi pustą przestrzeń.
Ja podaję w formie dipu, z kawałkami świeżo opieczonej pity albo własnoręcznie upieczonymi arabskimi chlebkami albo, ostatecznie, z kromeczkami świeżutkiej, chrupiącej bagietki.
Teraz, kiedy wszędzie wokół mamy dziesiątki miejsc serwujących dania kuchni orientalnych, można spotkać i takie, które podają hummus. Jeśli nie chce się Wam robić tego w domu, to może warto tam spróbować? Czasem można też kupić hummus w puszce w sklepach ze zdrową żywnością albo z importowanymi produktami orientalnymi, ale tego nie polecam raczej.
Jeśli jednak macie ochotę spróbować prawdziwego hummusu domowej roboty, to wypróbujcie mój przepis.
To nie może nie wyjść!

Hummus bi tahini ( hummus z tahiną)

200g ugotowanej i odsączonej ciecierzycy. Może być też z puszki.
Jeśli jednak gotujecie sami, ciecierzycę należy namoczyć dzień wcześniej. Zachowajcie trochę wody z gotowania żeby rozrzedzić hummus , jeśli będzie trzeba. Ja dodałam około 50g wody z gotowania.
70g pasty sezamowej jasnej Tahini , do kupienia w sklepach ze zdrową żywnością albo produktami orientalnymi
parę łyżek zimnej wody
2 ząbki czosnku
2 – 3 łyżki soku z limonki, cytryny albo ostatecznie octu winnego
cukier, sól do smaku
oliwa extra vergine do polania gotowego dipu.
kawałki pity albo bagietki do „maczania”, czyli nabierania hummusu
Ugotowaną ciecierzycę włożyłam do blendera. Dobrze miksowałam przez dłuższą chwilę, dodałam wodę z gotowania ciecierzycy, sok z limonki, rozgniecione ząbki czosnku.
Osobno wymieszałam w misce tahinę z 3 łyżkami zimnej wody. Kiedy wlejecie wodę do tahiny, najpierw będzie rzadka papka, która podczas dalszego mieszani a będzie gęstnieć. Trzeba mieszać, aż masa będzie całkiem gładka. Może trzeba będzie dolać nieco więcej wody?
Gładką tahinę z wodą dodałam do miksowanej masy z ciecierzycy, dodałam sól i cukier. Jeśli chodzi o ilości, to tu musicie sami zdecydować o proporcjach. Może ½ łyżeczki soli i 1 łyżeczka cukru? Zależy od Waszych upodobań do solenia.
Ja gotowy hummus przykryłam szczelnie folią do żywności i wstawiłam do lodówki. Nie musicie tak robić, można go podawać od razu po zrobieniu. Jednak jeśli trochę „odpocznie” przed podaniem, będzie miał szansę dobrze zaabsorbować czosnek i jego smak się wyostrzy.
Jeśli macie pitę czy choćby bagietkę, rozgrzejcie piekarnik do 220 stopni i włóżcie je tam na chwilę, na około 5-8minut. Staną się chrupiące, jakby właśnie upieczone i doskonale będą smakowały zanurzone w ciecierzycowo- czosnkowo-sezamowej paście! Mniammmmm…

Basia

Najlepsze lody dla łasucha

Brak komentarzy

 

 

Czy niskie temperatury za oknem zniechęcają Was do jedzenia lodów? Mnie nigdy!
Zawsze mam w zamrażarce przynajmniej jedno pudełko  (najchętniej litrowe) dobrych lodów.
Zwykle jednak jest więcej pudełek, bo mamy w domu różne preferencje,  jeśli chodzi o smak.
Dla mnie są śmietankowe od Grycana, albo Cafe Latte. Córka lubi też bardzo Orzech Laskowy  i chałwowe, Mąż jest amatorem czekoladowych.  Wobec tego najlepiej, jeśli w zamrażarce jest kilka pudełek z lodami…
Ale są chwile, kiedy „zwykłe” lody nie wystarczają i łasuchy potrzebują silniejszych wrażeń.
Wtedy na pomoc idzie prosta receptura, ale  trzeba mieć (poza ulubionymi  lodami) jeszcze parę produktów.
U nas to są: Kitkat (najlepiej karmelowy!), Twix, Maltesers,  jakieś  ulubione herbatniki – dobrze sprawdzają się Petit Beurre, dobre też są takie czekoladowe, nadziewane czekoladą  ciastka marki Carrefour. Mogą też być inne, ale  naprawdę dobrze maślane.
Poza tym dobrze  komponują się z lodami  orzeszki  Felix w miodzie, ulubiona czekolada i co tam jeszcze Wam przyjdzie do głowy. Nie polecam „mokrych” składników, takich jak owoce na przykład. Nawet suszone, jak rodzynki , zamarzając tworzą takie lodowe igiełki  i wcale nie są smaczne.
Te batoniki, czekoladę , herbatniki trzeba pokroić , albo pokruszyć na mniejsze kawałeczki. Orzeszków nie kroimy.
No więc kiedy już macie przygotowane dodatki , które lubicie i zabieracie się do robienia swojego deseru ,  trzeba lody  wyjąć na chwilę z zamrażarki. Muszą  trochę zmięknąć, tylko trochę! Nie mogą się roztopić, absolutnie nie!  Muszą być jedynie na tyle miękkie, żeby można było je dobrze  wymieszać z dodatkami, które macie przygotowane .   Można pomieszać kilka smaków lodów, jeśli nie możecie się zdecydować na jeden. Ja tak często robię.
W misce mieszam miękką masę lodową z kawałkami ciastek i batonów i zaraz przekładam do pudełka po lodach i z powrotem wkładam do zamrażarki.
Do 1 litra kupionych lodów zwykle dodaję:
2 posiekane Kitkaty, i  1 Twixa, opakowanie pokruszonych herbatników- około 150g, garść orzeszków w miodzie, garść Maltesers, pół czekolady posiekanej na małe kawałki.
Nie martwcie się, to wszystko zmieści się w litrowym pudełku, bo rozmiękczone lody podczas mieszania z dodatkami zmniejszą  swą objętość.
Jeśli  macie ochotę zintensyfikować swą przyjemność, to proponuje jeszcze sos do lodów.
Ja dziś użyłam dwóch. Jeden z nich, to bardzo dobrze  znany sos toffi z gotowanego w puszce,  słodzonego mleka skondensowanego . Drugi zrobiony z czekolady mlecznej rozpuszczonej ze śmietanką kremówką. Na 40g czekolady ( ja użyłam mlecznej Lindt) około 70 g śmietanki. Włożyłam czekoladę do miseczki , wlałam śmietankę i w kuchence mikrofalowej podgrzałam przez około minutę, a potem dobrze wymieszałam całość na gładki sos.  I zostawiłam , żeby sos wystygł w czasie, gdy lody czekały w zamrażarce, aż będą gotowe.
Te lody  „ze śmieciami” muszą po wymieszaniu poleżeć w zamrażarce przez około 2-3 godziny, żeby znów nadawały się do nabierania gałkownicą. Ale jeśli macie ochotę jeść je od razu po zrobieniu, z pewnością  też będziecie mieć niemałą przyjemność, szczególnie wtedy jeśli jesteście takimi „zamrażarkowymi wyjadaczami lodów” jak ja…
Uwierzcie, najlepiej smakują jedzone wprost z litrowego pudełka, w otwartych drzwiach zamrażarki…
Smacznego!

Indyk z charakterem

Brak komentarzy

Nie lubię gotować takich „zwykłych ”rzeczy. I chociaż sama uwielbiam jeść świeżutki chleb z samym masłem tylko,  a jajecznicę bez dodatków i tylko z odrobiną soli, to lubię kiedy gotowana przeze mnie potrawa ma charakter.
Niech będzie całkiem prosta, ale niech ma w sobie to „coś”.
To „coś” zwykle zapewniają przyprawy,  jeśli są dobrze dobrane. Różne i  chętnie  pomieszane, czasem może nawet zaskakująco.
To może też być ciekawa marynata,  wydobywająca smak z pieczonego mięsa.
Dieta białkowa mojego Męża ( ciągle aktualna!), o której już wspominałam,  kręci się wokół  ryb i chudego mięsa, głównie drobiu.
Jak zrobić, żeby pieczona pierś z indyka nie była taka „zwykła i nudna”?
Zupełnie prosto, spróbujcie:

Pierś z indyka w marynacie musztardowej , pieczona ze śliwkami i czerwoną cebulą
1,3 kg piersi z indyka (spokojnie może być trochę mniej lub więcej. Trzeba tylko pamiętać, żeby zmodyfikować czas pieczenia)
duża cebula czerwona (lub 2 małe), pokrojona w cienkie krążki
200g suszonych śliwek bez pestek
oliwa nie z pierwszego tłoczenia, około 2 łyżek
około 1-2 łyżek octu winnego
100ml białego wina
3-5 ząbków czosnku pokrojonych na plasterki
2-3 łyżki musztardy francuskiej – ja użyłam musztardy francuskiej Kamis –takiej z całymi ziarenkami gorczycy
szczypta chili
mielona kolendra około 1 łyżeczki
curry około 1 łyżeczki
pieprz świeżo mielony
sól
Najpierw zamarynowałam mięso. Posypałam połową curry i kolendry, pieprzem , posmarowałam musztardą. Skropiłam oliwą  i położyłam na mięsie plasterki czosnku, skropiłam octem winnym.
Tak sobie trochę poleżało. Może sobie leżeć krócej, albo dłużej. Lepiej , jeśli poleży chociaż dłużej niż godzinę, nawet może poleżeć sobie przez dobę albo więcej.
Rozgrzałam piekarnik do 200 stopni.
Naczynie do pieczenia posmarowałam oliwą i  włożyłam do niego indyka razem z marynatą, w której leżał.
Położyłam koło niego pokrojoną cebulę, śliwki, wlałam wino, posypałam całość szczyptą (tylko!)chili i solą, a śliwki i cebulę  jeszcze pieprzem i pozostałą częścią curry i kolendry.
Przykryłam folią aluminiową, bo naczynie nie miało pokrywki i włożyłam do piekarnika.
Najpierw piekłam przez pierwsze pół godziny w temperaturze 200st, potem zmniejszyłam temperaturę do 170 stopni i piekłam w sumie 2 godziny.
Zwykle czas pieczenia obliczam tak: na każde 0,5 kg 30 minut plus 30 minut.
Tym razem piekło się parę minut dłużej niż wynikało to z tego wzoru. Ale nie zaszkodziło to indykowi .
W trakcie pieczenia parokrotnie wyjmowałam naczynie z piekarnika, żeby polać mięso sosem, który wyciekał z indyka i dodatków. Raz musiałam dolać trochę wody, bo wyparowało sporo. Tu musi zostać płyn, żeby mogła się zrobić taka pikantna konfitura z cebuli i śliwek. Gdy będzie za sucho, wyschnie i może nawet się przypali! I nie będzie tego, o co w tym daniu chodziło, charakteru!
.

Curry z ciecierzycy

Brak komentarzy

Lubicie ciecierzycę? Ja bardzo ją lubię! Zakochałam się w niej wiele lat temu,  będąc po raz pierwszy w Egipcie. Ciecierzyca jest bardzo znana i  często używana w kuchniach krajów basenu Morza Śródziemnego. U nas była bardzo mała znana,  jeszcze całkiem niedawno. Zresztą ciągle chyba jest mało popularna. Często, kiedy pytam w sklepie o nią , spotykam się z pytaniem  „a co to jest?” albo asekuracyjną odpowiedzią  „ nie mamy czegoś takiego”!
Ciecierzyca, groch włoski, cieciorka czasem.  Groch, który po ugotowaniu,  kształtem i wielkością przypomina obrane orzechy laskowe. Mogę go  jeść tak wprost z garnka, jak orzeszki solone!
I można z niego zrobić różne fajne rzeczy do jedzenia.
Ciecierzyca jest  podstawą do hummusu (o którym wkrótce napiszę!), można dodawać ją do sałatek, zapiekanek, gotowanych różnych warzyw, można też dobrze przyprawić   i podać ugotowaną zamiast ryżu czy ziemniaków,  do mięsa albo  łososia. Można zrobić wiele.  Można, tak jak ja dzisiaj,  zrobić curry z ciecierzycy. Takie trochę orientalne, wegetariańskie danie. Jeśli lubicie kmin rzymski, to powinno się Wam spodobać.






Curry z ciecierzycy

Na około 3 porcje:
puszka ciecierzycy (420g),  ja po prostu ugotowałam, wcześniej przez noc moczoną, ciecierzycę  (około 200g suchej)
2 łyżeczki kminu rzymskiego zmielonego
2 łyżeczki kolendry mielonej
2 łyżeczki Red Curry Paste
2-3 cm świeżego imbiru , utartego na drobnej tarce
150 ml rosołu warzywnego-może być z kostki( 1 kostka)
szczypta chili
sól, pieprz, cukier – tyle ile lubicie
3 ząbki czosnku
2 pomidory obrane i pokrojone w kostkę- ja użyłam pomidorów krojonych z puszki, około ½ puszki
3-4 łyżki oleju
250g pieczarek pokrojonych w  plasterki
cebula posiekana
około 100g mleka kokosowego
płatki migdałów do posypania gotowego dania przed podaniem
siekana kolendra albo natka pietruszki

Na patelni rozgrzać połowę oleju, wrzucić zgnieciony czosnek, kolendrę i kmin, zamieszać, smażyć około 3 minuty . Bardzo uważać, żeby nie przypaliło się.
Następnie wrzucić pomidory i Red Curry Paste i  jeszcze przez chwilę gotować, dodać mleko kokosowe, chili.
Na drugą  patelnię wlać pozostały olej i na nim smażyć cebulę i pieczarki, uważając żeby się nie przypaliły. Nie mają być brązowe!  Cebula ma być zeszklona, pieczarki lekko podsmażone, około 5 minut.
Gdy będą gotowe przerzucić pieczarki do pasty pomidorowo-przyprawowej, dodać ciecierzycę ( odsączoną) i gotować jeszcze chwilę. Przyprawić jeśli trzeba  solą, pieprzem, cukrem.
Podawać posypane płatkami migdałów i siekana kolendrą, względnie natką pietruszki.



Facebook

Likebox Slider for WordPress